wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 9

Przepraszam, za taką nieobecność.Przyznaje, że zapomniałam o tym blogu i po prostu zaniedbałam go :<
Teraz trochę nudziłam się i postanowiłam napisać rozdział :)
Znów dostałam chęć by pisać, tworzyć. Szkoła się skończyła więc chyba dam rade x .
To wszystko. Jeśli wytrwałeś/aś to gratuluje i życzę miłego czytania :) x

CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ
PRZY OKAZJI :)
_______________________________________________________________________

- Tata? - spytałam i rzuciłam się na lekko osiwiałego mężczyznę.
- Cześć księżniczko. - mocno mnie do siebie przytulił. - Boże jaka Ty wysoka. Wypiękniałaś!
- Nadal jest niska tato. Młody krasnalek. Przez obcasy nie staje się wyższa. Kurdupelek był, jest i będzie. - rzucił Lou i zaczął się chichrać.
- Skarbie, ale wiesz o tym, że małe jest piękne, a i przy okazji ja w przeciwieństwie do Ciebie mogę założyć obcasy i optycznie jestem wyższa. A Ty se mózgu nie założysz, ani nie kupisz przez allegro. - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce przy stole między mamą a Zaynem, natomiast naprzeciwko Liama.
- Zabawne. Zabawne. - zaśmiał się sarkastycznie mój brat.
   Mama ugotowała pyszną kolacje. Oczywiście tematy rozmów głównie schodziły o One Direction albo tata opowiadał jak tam w jego pracy oraz jakie zlecenia wykonywał. Zawsze o tym jest rozmowa, ale w sumie lubiłam nawet ten temat. Temat po kolacji nie zmienił się ani trochę. Wszystko było dobrze, dopóki tata spytał:
- A co u Ciebie Zar? Jak tam po olimpiadzie? - spytał tata chcąc jak mniemam dobrze, ale nie udało mu się za bardzo. O mały włos bym się zakrztusiła.
Czułam niemal wszystkie pary oczu skierowane na moją osobę. Ukradkiem spojrzałam na Liama, miał niezidentyfikowany wyraz twarzy. Chyba po prostu czekał na moją reakcję.
- Bardzo dobrze. Jak każda inna. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, po czym upiłam łyk wody. Myślałam w głębi duszy, że sobie daruje, ale nawet nie myślał by to zakończyć.
- Jestem z Ciebie dumny. Zapewne poradziłaś sobie z nią świetnie. Jak z każdą inną. - uśmiechnął się ciepło.
No i oczywiście się zaczęło. Każdy z chłopców oprócz Liama zaczęli się pytać  " Co? Jaka olimpiada? "  . Ja jedynie wzruszyłam ramionami i powoli sączyłam swoją wodę.
- Czemu chłopaki nic nie wiedzieli o olimpiadzie? - zapewne był zdziwiony. Ba! Na pewno. - Pewnie zjawiliby się na trybunach i trzymali kciuki..
- Nie musieli. - skomentowałam krótko. - Zresztą, ciężko byłoby, żeby ich tam nie rozpoznali i mogli normalnie siedzieć trzymając kciuki. Trochę mało wykonalne nie sądzisz? - dodałam ostatnie zdanie ciszej i podniosłam wzrok na tate, który siedział między Liamem a Louisem. Cały czas uśmiechał się, ale teraz jego twarz przybrała wyraz smutku. - To ja może pójdę pozmywać. - oznajmiłam i zaczęłam zbierać puste talerze.
- Pomogę Ci. - zaoferował swoją pomoc Liam, po czym wziął resztę talerzy ode mnie i razem udaliśmy się do kuchni.
Ustaliliśmy po drodze, że ja pozmywam, a on wyciera. Nawet mi pasował ten układ.
- Zara. Nic nie wspominałaś, że twój tata wie o olimpiadzie..
- Bo byłam pewna, że nie wie. - przyznałam szczerze.
- Może pani Emma mu powiedziała. - powiedział powoli wycierając talerz, na jego słowa wybuchłam śmiechem. Brunet spojrzał na mnie z wyraźnym znakiem zapytania na twarzy.
- Proszę Cie. Prędzej uwierzę w świętego Mikołaja i świnie latające.  Moja najdroższa mama nie interesuje się mną nawet choć w połowie jak Lou. Ciężko, żeby cokolwiek wiedziała na temat mojego życia. - opłukałam dokładnie kolejny talerz i podałam chłopakowi. - Gdy tata albo Lou wyjeżdża, zawsze bierze nadgodziny w pracy, byle jak najmniej czasu ze mną spędzić.  - uśmiechnęłam się słabo.
- Ej, no. Nie smuć się. Masz nas i my też będziemy jak taka rodzina. Trochę dziwna, ale zobacz jaka wspaniała! Uśmiech widzę. Teraz! - jak na życzenie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Oczywiście nie obyło się od chlapania siebie wodą i pianą. Jak dzieci.. Takie wyrośnięte, duże dzieci.
   W pewnym momencie do kuchni wparował Harry i niestety jego niespodziewana wizyta była powodem stłuczonego talerza.
- Najpierw Austin a teraz Liam. Nie przeginasz czasem? - zakpił opierając się o framugę.
- Zamknij się i nie udzielaj wtedy kiedy nie potrzeba. - powoli puszczały mi nerwy. Szczerze powiedziawszy nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie. Szczególnie z nim.
- Przestańcie się kłócić do cholery! O co wam znowu chodzi? - powiedział Liam.
- Co nie uprzedziłaś go w co się pakuje, hm?
   Już miałam coś odpowiedzieć na to, ale chyba na szczęście zadzwonił mój telefon, po czym z gracją i wymuszonym uśmiechem wyminęłam Harrego i odebrałam nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Proszę, tylko się nie rozłączaj. Wysłuchaj mnie, ale błagam nie kończ tego połączenia. Wiem, że rozmowa akurat ze mną jest ostatnią rzeczą jaką chciałabyś robić na świecie, ale proszę Cie. - zaczął mówić szybko, ale zrozumiale Leon.
- Czego chcesz? - powiedziałam obojętnie.
- Spotkać się. - ściszył swój głos. - I porozmawiać..
- Właśnie rozmawiamy, ale ta rozmowa nie ma sensu.. Żegnam.
   Przejechałam palcem po czerwonym pasku, w celu zakończenia połączenia. Po jaką cholerę on dzwoni.. Za mało moje życie skomplikował? Eh. jeden odprawiony, teraz czas na pana wkurzającego loczka. Spostrzegłam, że Liam zawzięcie rozmawia z nim, tak jakby coś mu bardzo dokładnie tłumaczył. Loczek natomiast miał niewyraźny wyraz twarzy, jakby czegoś żałował. Doszłam do wniosku, że nie będę im przeszkadzać i chciałam zająć miejsce przy stole, ale zadzwonił dzwonek do drzwi dlatego też podniosłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Miałam szczerą nadzieję, że to Lily, ale otwierając drzwi wejściowe zdałam sobie sprawe jak mocno się pomyliłam. Przede mną stał Leon we własnej osobie z jedną, symboliczną, czerwoną różą. Moją ulubioną.. W duchu przeklinałam, używając każdego słowa po kolei i próbowałam zachować trzeźwy umysł, no i nie rozpłakać się przede wszystkim.
- Czego do cholery chcesz?
- 5 minut i wszystko będziesz wiedzieć. - można było wyczuć w jego głosie małą, prawie nie wyczuwalną nadzieję.
- Nie ma o czym rozmawiać. Zresztą nie rozumiem po co wróciłeś. Tak czy tak nie ma o czym rozmawiać.
- Proszę, daj kilka minut.. - chwycił  mnie bardzo delikatnie za rękę. - Proszę, Zara...
   Już chciałam coś powiedzieć, ale koło mojej osoby pojawił się Louis, który schował mnie za siebie i Leon momentalnie się cofnął krok do tyłu, puszczają przy tym mój nadgarstek. Przeklnęłam po raz kolejny i głośno przełknęłam śline.
- Powiedziała chyba, że nie to nie. Czegoś nie rozumiesz? - czułam jak jego mięśnie spinają się.
- Ty nie rozumiesz. Muszę z nią porozmawiać. - stał w miejscu nadal kontynuując. - Zara, proszę.
- Zdradziłeś ją i myślisz, że pozwolę na to by z Tobą rozmawiała? W wielkim błędzie jesteś.
Spojrzał na mnie, a ja od razu widziałam o co mu chodzi, dlatego też nie potrafiłam z nim być sam na sam.
- Mówiłem, że nic nie wiesz.. - westchnął cicho i podał mi z wahaniem różę. - Przepraszam. Przemyśl to jeszcze. Proszę.
- To mi wyjaśnij do cholery. - Louis tracił powoli nerwy, czułam to.
   Nie mogłam dłużej przysłuchiwać się temu. W końcu wiedziałam, że wcześniej czy późnej i tak się dowie. Ale byłam pewna, że zdecydowanie później. Ze łzami w oczach wbiegłam na górę prosto do głównej łazienki na korytarzu, zamknęłam ją od środka i zsunęłam się po drzwiach. Po drodze słyszałam jak Lou mnie woła.
   Cholera jasna. Wiedziałam, że skoro jest w mieście - to będą problemy. Niektóre osoby po prostu mają na drugie imię PROBLEM. Było dobrze, nawet bardzo. Nikt nic nie słyszał, nikt już nie pamiętał, nikt nic nie wiedział. A teraz? Louis najprawdopodobniej zna już prawdę i chłopaki próbują go odciągnąć od mojego byłego chłopaka.. Jak to źle brzmi.. Chociaż jest też druga opcja nic mu nie powiedział i poszedł sobie... Tak, zdecydowanie jestem za drugą opcją. Czułam jak słona ciecz spływa po moim policzku. Boże, czemu? Musiało się coś spieprzyć. Musiało. Po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny dźwięk walenia do drzwi. Nawet nie musiałam się trudzić kto to był, ponieważ to mogła być tylko jedna osoba - Louis. Jeszcze bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, gdy usłyszałam jego wkurzony głos.
- Zara! - krzyczał nadal waląc w drzwi.
   Wydawało mi się, że to tylko kwestia czasu zanim je wyważy. To chyba nie muszę ich otwierać.. Podkuliłam nogi pod brodę i zostałam w tym samym miejscu.
- Zara wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz te pieprzone drzwi! - cisza. - Chce porozmawiać. - dodał nieco spokojniej. - Zara...
   Zapanowała cisza, aczkolwiek wiedziałam, że nadal tam jest i czeka na mój ruch. Niechętnie podniosłam swoje zwłoki, przekręciłam kluczyk i wróciłam na swojej poprzedniej pozycji. Bez słowa wszedł i zajął miejsce obok. Cisza.
- Nie masz zamiaru mi wyjaśnić? Czegokolwiek? Wydaje mi się, że mam prawo wiedzieć.
Cisza. Cały czas siedziałam w swoim miejscu i beznamiętnie wpatrywałam się w kafelki.
- Zara. Cokolwiek się stało to się nie odstanie, ale wiedz, że masz mnie. - podniósł delikatnie mój podbródek, żebym spojrzała na niego. - Proszę.
- To przeszłość. - oznajmiłam spokojnym głosem.
- Ale ma znaczenie..
- Nie ma. Nic nie ma znaczenia. Zrozum to. Pewne rzeczy stały się i już się nie odstaną. Nigdy. Tak miało być.
- Dlaczego mi tego po prostu nie powiesz? Dlaczego? - zapytał lekko uniesionym głosem.
- Bo by Cie to zniszczyło. - dodałam łamiącym się głosem.
- Co? - zdziwił się i nie zrozumiał. - Zara, proszę.
W pewnym momencie wszystko mu powiedziałam. Wszystko. Od A do Z. Żałowałam tego, ale nie dałam rady. Wiem, że to może go zniszczyć. I tu wcale nie mam na myśli Leona, Louisa. Wiem co chciał mu zrobić za to, że mnie zdradził. Nie wytrzymał prawie tego. Jesteśmy na pewien sposób zżyci ze sobą. Tak jak mnie - przerosło to. Gdyby nie Stan, on by prawie go zabił. Kim jest Stan? Otóż był to najlepszy przyjaciel Louisa, który wyjechał z Londynu do Liverpoolu z rodzicami.
- Louis? - spojrzał na mnie z troską wypisaną na twarzy. - Obiecaj mi coś.
- Co tylko zechcesz.
- Nie zrobisz mu ani krzywdy, ani nie przetapirujesz mu twarzy. - oczy wyszły mu z orbity, a mięśnie się napięły. - Już i tak dawno dostał za swoje. Zadbał o to jego ojciec. Zresztą nie ważne. Proszę, obiecaj..
- Zara..
- Dla mnie.. - cisza. - Proszę. - dodałam łamiącym się głosem.
Westchnął ciężko.
- Obiecuję, ale pod jednym warunkiem. - spojrzał z powagą w oczach. - Nigdy więcej się z nim nie spotkasz. Nigdy.
   Powiem szczerze, że nie spodziewałam się tego. Znaczy i tak nie miałam najmniejszego zamiaru się z nim spotkać, ale myślałam, że coś innego wymyśli. Wiedziałam, że na chwilę obecną nie mam nic do gadania, jeśli nie chce by zrobił jakieś głupstwo, w którym on po prostu był mistrzem.
- Obiecuję. - odpowiedziałam, po czym mocno przytulił mnie do siebie i nadal gładzi moje plecy.
*
   Rozgrzana i otulona w zielony ręcznik wyszłam z łazienki. Gorąca kąpiel.. Tego było mi potrzeba. Wyciągnęłam z szafki rozciągniętą koszulkę taty, która sięgała mi do połowy ud oraz luźne czarne spodenki. Mokre włosy związałam w niedbałego koka, po czym rzuciłam swoje zmęczone zwłoki na łóżko. Nie potrafiłam teraz myśleć logicznie i rozsądnie. Wszystko nagle zrobiło się bardziej skomplikowane, niż faktycznie było. Przekręciłam głowę w stronę okna, niesamowicie się rozpadało. Miałam w planach spokojnie zasnąć, ale rozpętała się porządna burza. Boję się burzy, więc od razu wiedziałam, że oka nie zmrużę.
   Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę pokoju chłopaka. Wyciągnęłam dłoń i nacisnęłam delikatnie na klamkę, drzwi się lekko uchyliły, a ja powoli weszłam do środka z powrotem je zamykając. Usłyszałam ciche chrapanie, przez co wiedziałam, że już dawno odpłynął.
- Louis. - szepnęłam, lecz bez najmniejszego efektu. - Louis. - dodałam nieco głośniej.
- Co jest mała? - spytał ziewając.
- Burza. - wyszeptałam, na co on się zaśmiał i pokazał, żebym przyszła. Potruchtałam bosymi stopami w stronę łóżka i wsunęłam się pod rozgrzane prześcieradło. Lou przysunął mnie do siebie i powiedział cicho.
- Miłych snów krasnalku.
- Dobranoc głupku.
   Tak, można to nazwać dziwnym przyzwyczajeniem. Już od najmłodszych lat tak było, jest i będzie. Tradycja.. mhm. Nigdy mi się to nie znudzi.

NASTĘPNY DZIEŃ

Do pomieszczenia wkradły się promyki słońca, które natychmiast mnie obudziły. Rozejrzałam się po pokoju, ale Louisa już nie było. Delikatnie podniosłam się z łóżka, po czym go opuściłam i udałam się do swojego, gdzie na spokojnie się ogarnęłam i przebrałam. Otworzyłam jeszcze okno w pokoju i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na spokojnie do kuchni, w której zastałam całą piątkę wariatów w komplecie. 
- Cześć młoda! - krzyknęli wszyscy razem na powitanie. Widać, że humor ich nie odstępował, znaczy.. wszystkich poza Harrym.
- Hej. - rzuciłam i dosiadłam się do stolika. 
- Na co masz ochotę? - spytał Zayn ubrany w fartuch kucharza, na którym było napisane " CAŁUS DLA KUCHARZA " . Natychmiast miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale postanowiłam uspokoić swoją głupotę.
- To Ty umiesz gotować? - spytałam.
- Ja bym nie umiał? Ja? - zaśmiał się i wydawał się bardzo pewny siebie. Może za bardzo nawet.
- Tak Zayn. Właśnie Ty. A po Tobie, dosłownie zaraz obok jest Lou. - powiedział Niall, który był na etapie wszamania jabłka.
- Dobrze, że Ty umiesz. - dodał Louis i reszta zaczęła się chichrać nie zwracając na nic uwagi.
Spojrzałam w stronę kuchenki i przeraziłam się, gdy zobaczyłam ogień na patelni. Harry musiał to wyłapać bo po chwili już miał w rękach gaśnicę i ugasił nasze śniadanie. Cokolwiek to było, straciłam ochotę na śniadanie.
- No to możemy już sobie darować śniadanie. - podsumował Liam.
- A co to miało być? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Naleśniki. - odpowiedział zrezygnowany Zayn, po czym nastała chwila ciszy.
- Zamawiamy chińszczyznę? - zaproponował Lou i wszyscy chórem się zgodzili.
- Co robisz wieczorem? - spytał Niall po chwili.
- Nie mam szczególnych planów. No chyba, że coś zaproponujecie. - podparłam głowę ręką.
- Ale zgadzasz się na wszystko? - Zayn uczynił taką samą czynność jak ja przed chwilą, przez co prawie stykaliśmy się nosami. Czułam na sobie spojrzenia niemal każdego. W sumie musiało to nieźle wyglądać.  
- Jeśli myślisz, że uda Ci się zaciągnąć mnie do klubu ze striptizem to się przeceniasz. - mruknęłam mu do ucha.
- Czas pokaże kocie. - szepnął uwodzicielsko, po czym podniósł się do pozycji stojącej i kątem oka spojrzał w stronę loczka.- Mam rozumieć, że się zgadzasz? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Nie daj się prosić. Zgódź się. - poprosił Niall.
- Oh, niech stace. Zgadzam się. - westchnęłam.
- JEDZIEMY DO WESOŁEGO MIASTECZKA! - krzyknęli wszyscy radośnie, oprócz Harrego, który jakoś dziwnie się zachowywał.
   Zaczęłam się śmiać, ale się zgodziłam. Chińszczyzna dotarła po półgodzinie. Ustaliliśmy, że pojedziemy koło 17 bo wieczorem jest mniejszy ruch i lepsza atmosfera. Jak się okazało dochodziła 12:00, więc miałam sporo wolnego czasu. Poszłam do pokoju i od razu rzuciłam się po mój telefon z zamiarem zadzwonienia po Lily. Nacisnęłam na klawisz i po rozświetleniu wyświetlacza zobaczyłam małą kopertę. Odblokowałam urządzenie i nacisnęłam na kopertę.

Od: Leon. 
Spotkajmy się w parku na Berwick Street.
Proszę.
Jedno spotkanie i mogę zniknąć z Twojego
życia. Raz na dobre. 

   Przez kilka minut siedziałam zdezorientowana na skraju łóżka, wpatrując się tępo w tekst. " Jedno spotkanie i mogę zniknąć z Twojego życia. Raz na dobre." Westchnęłam.

Do: Leon.
O której?

   Po wielkim wahaniu, w końcu wcisnęłam "wyślij" i czekałam na odpowiedź, która przyszła w zaskakująco szybkim tempie. 

Od: Leon.
12.30 a.m.

   Nic już nie odpisałam, lecz zaczęłam się powoli zbierać by zdążyć. Telefon włożyłam do przedniej kieszonki w spodniach. Poprawiłam lekko makijaż, włosy pozostawiłam w wysokim koku jak były.
   Zeszłam cicho po schodach, modląc się by zostać niezauważona i już gdy miałam wychodzić, usłyszałam ten dobrze znany mi głos.
- Zar? Dokąd się wybierasz? - Lou bacznie się mi przyglądał. 
- Przejść się. Nie można? - spytałam delikatnie się uśmiechając.
- A potem? 
- Nie wiem, może do Lily. Zresztą co to? Zawód zmieniłeś i w policjanta się bawisz? Marna z tego kasa braciszku. Będę za niedługo, buzi. - wyszłam z domu.
ŚWIETNIE! Czyli muszę iść na piechotę. Uduszę go kiedyś.
   Udałam się na przystanek niedaleko domu i czekałam na odpowiedni autobus, który prawie po kilku minutach się zjawił. 


*10 minut później*

   Autobus odjechał i dostrzegłam Leona, który siedział na ławce i wpatrywał się beznamiętnie w ziemię. Westchnęłam głośno i ruszyłam w jego stronę. Widząc mnie podniósł się na równe nogi. Zmienił się. Szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam jak powinnam się zachować. Boże, po co ja to robię? Idiotka. Skończona idiotka.
- Hej. - rzucił z bladym uśmiechem.
- Um, cześć.
- Wolisz zostać w parku czt przejść się do kawiarni naprzeciwko?
- Do kawiarni? Pewnie. Prowadź. - uśmiechnęłam się lekko i dalej zachowałam dystans.
- To już nie pamiętasz drogi? - zaśmiał się cicho. - Chodź.
W kompletnej ciszy udaliśmy się do pobliskiej kawiarni, w której niegdyś się spotykaliśmy.

*

- Co to jest za sprawa, która nie potrafiła czekać? Czego chcesz? - zapytałam i upiłam łyk herbaty. Domyślam się, że mogło to zabrzmieć ostro lub chamsko, ale nie dbałam o to w tej chwili.
- Louis wie, że tu jesteś?
- Nie musi wszystkiego wiedzieć, ok?
- Czyli nie. - spojrzał na drzwi wejściowe, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Po prostu to moje życie. Ja w nim decyduje i popełniam błędy. Nie on.
- Rozumiem.
Zapadła cisza. Znów. Pamiętam jak kiedyś tu przychodziliśmy i potrafiliśmy gadać godzinami. Tworzyć piosenki lub po prostu cieszyć się sobą. Ale to jednak dalekie czasy. Bardzo dalekie.
- Przepraszam. - wyrwał mnie z transu i od razu posłałam mu pytające spojrzenie. - Za wszystko. Wiem, że jedno słowo nic nie znaczy dla Ciebie za te wszystkie krzywdy, które Ci wyrządziłem. Po tej całej aferze... Nie miałem możliwości by z Tobą porozmawiać, ale też odwagi. Byłem i jestem dupkiem i śmieciem. Przyznaje się, bo to dobrze wiemy. Wyjazd do Stanów dał mi wiele do myślenia. Może nawet trochę mnie zmienił.. Nie wiem. - urwał na moment, po czym kontynuował. - Przyjechałem tutaj w pierwszej kolejności by Cie przeprosić. Nie mam zamiaru prosić o danie drugiej szansy, bo to nie ma najmniejszego sensu. Nie chce Cie z powrotem ranić. Nawet choćby przypadkiem. Życzę Ci szczęścia w życiu i miłości, bo zasługujesz na to i na wiele więcej.
- Do czego zmierzasz? - spytałam przerywając monolog. Cisza. Wyglądał jakby analizował każdy szczegół, który zamierza powiedzieć. Wykorzystując chwile, uważnie mu się przyjrzałam. Włosy dalej postawione ku górze, twarz wyglądała na zmęczoną życiem. Dodatkowo kilkudniowy zarost, który dodawał mu uroku. To trzeba przyznać, nadal był chorobliwie przystojny. Jedynie co mnie dziwi to jego blady kolor skóry. Z LA powinien wrócić opalony, chociażby trochę. Natomiast jego kolor skóry przypominał mleko. Może i wyrządził w moim życiu wiele zła, ale mam dziwne przeczucie, że coś się dzieje..
- Byłabyś w stanie kiedykolwiek mi wybaczyć? - spytał z powagą wypisaną na twarzy, a oczy przeniósł na moją osobę.
- Słucham? - nie bardzo chciałam wierzyć w to co usłyszałam.
- Nie chodzi mi czy teraz. Tylko czy kiedykolwiek w swoim życiu istniałby cień szansy na wybaczenie?
- Leon..- zaczęłam niepewnie.
- Mogę poczekać bo wiem, że takich pochopnych decyzji nie podejmujesz od razu, ale chce wiedzieć czy mogę mieć nadzieje.
- Przyjechałeś tu tylko po to, żebym Ci wybaczyła?
- W szczególności. I chciałem Cie zobaczyć. Okropnie mi na tym zależało.
- Słuchaj.. ja.. - zacięłam się na moment. - Chodzi o to, że wybaczyć i zapomnieć jest strasznie trudno. Nie wiem co jest cięższe, a co łatwiejsze do wykonania. Od czasu twojego wyjazdu moje życie zmieniło się diametralnie. Wszystko się zmieniło. Zapomniałam z biegiem czasu i życie toczyło się dalej.  Może dlatego, że nikt w moim otoczeniu nie poruszał tego tematu. Może powiedzenie czas leczy rany jest trafny w tej sytuacji..Nie wiem. Niestety nie można swej przeszłości wyciąć, jak wycina się nieudany kadr filmu. Potrzebuje trochę więcej czasu na przemyślenie, zrozumienie.
- Rozumiem. Zrobię wszystko byś mi wybaczyła. A i Zara?
- Tak?
- Naprawdę, nie wiem jak mogłem być takim idiotą by zmarnować Twoje życie, nasz związek, ale wiedz jedno. Naprawdę strasznie mi przykro i przepraszam Cie.
   Uśmiechnęłam się lekko. Więcej tego tematu nie poruszaliśmy, natomiast rozmawialiśmy o wszystkim co nam przyszło na myśl. Opowiadał mi o swoim pobycie w Stanach, pytał co u mnie i Lily, jak ze śpiewaniem i muzyką i tak dalej. Na moment zapomniałam o wszystkich przykrych wspomnieniach i poczułam się jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy od wieków się nie widzieli. I mnie to pasowało.

*

- Haha a pamiętasz, jak Olivia wygrała zakład i dostała skrzynkę tequili? Powiedziała wtedy, że się z nami podzieli jeśli tylko założymy sombrero, będziemy mieli wąsy i poudajemy mariachi! Biegaliśmy po całym ogródku Lily, śpiewając, grając na gitarach i chlejąc tequile. Aż dziwne, że sąsiedzi po policje nie zadzwonili.
- Pamiętam! - zaśmiałam się. - To był jej najlepszy pomysł jaki kiedykolwiek miała!
- Zaraz po Projekcie X części II.
- Dokładnie. - spojrzałam na telefon. Dochodziła 16. - Muszę już iść. - oznajmiłam i zaczęłam szukać portfela.
- Zapłacę. - wyprzedził mnie i podał pieniądze kelnerce. Posłałam mu mordercze spojrzenie, na co on się jedynie zaśmiał. - Nie pamiętasz, że to faceci płacą zazwyczaj?
- No właśnie, zazwyczaj.
- Czyli prawie zawsze.
- Dzięki za dziś. - powiedziałam, gdy już wyszliśmy na zewnątrz.
- Ja też dziękuje. - uśmiechnął się. - Podwieźć Cie?
- Um, nie trzeba autobus powinien za niedługo podjechać, więc..
   Zaśmiał się i pokręcił głową.
- Co?
- Wybrałaś złą godzinę, bo odjechał kilka minut temu i będzie dopiero za półgodziny. Tak więc, spytam jeszcze raz. Czy mógłbym Cie podwieźć?
   Westchnęłam głośno.
- Jasne. - odpowiedziałam i wsiadłam do auta.
   Jednak gust muzyczny u niektórych ludzi nie zmienia się. Rockowe płyty stanowczo przeważają nad jazzem i innymi płytami. Popu wcale nie miał!
- Queen " Innuendo " - spytałam obracając płytę kilka razy i czytając utwory znajdujące się na niej.
Spojrzał na moment na mnie, a potem dalej na drogę.
- Tak wygrzebałem u ojca i wziąłem sobie, skoro ich nie słucha. W garażu jest ich wiele więcej, ale ta zdecydowanie zawładnęła moim sercem.
- Wysadź mnie tutaj. - poprosiłam.
- Co? Czemu? Mieszkasz kilka przecznic dalej.. - zmarszczył lekko brwi.
Westchnęłam cicho.
- Louis.. Nie mam zamiaru się przed nim tłumaczyć, a na to spokojnie się zanosi bez tego..
- Um, już rozumiem. Nie ma sprawy. Mówisz, masz. - oznajmił, zatrzymując pojazd na parkingu niedaleko domu.
- Dzięki. Możemy to kiedyś powtórzyć. - posłałam mu ciepły uśmiech.
- Jasne. Zdzwonimy się. - puścił do mnie oko.
- Do kiedy zostajesz w Londynie? - spytałam
- Nie wiem. Przez jakiś czas.
   Pomachałam mu na odchodne i ruszyłam w kierunku domu. Zabawne, spędziłam świetne prawie 3h z człowiekiem, który wyrządził mi tyle krzywd, że na palcach u dłoni tego nie zliczę. Co jest najlepsze? Że świetnie się bawiłam i na razie tego nie żałuje. Obym tylko się nie przeliczyła.
   Z jednej strony to strasznie mi głupio, bo okłamałam i złamałam obietnice złożoną Louisowi, który nadal nie zna prawdy... No ale chyba nikt nie musi wiedzieć. A właśnie! Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wystukałam wiadomość:


    Do: Lily. xx
    Gdyby ktoś pytał spędziłyśmy razem świetne 3h.
    Potem Ci wyjaśnię. ily x

Wysłałam i miałam szczerą nadzieje, że ma gdzieś w pobliżu telefon. Od niej zależy reszta mojego dnia. Dotarłam do domu i z daleka już słyszałam przeróżne odgłosy, co jeszcze bardziej upewniło mnie, że są w domu. Jak na zawołanie w przedpokoju powitał mnie Louis,
- Gdzie byłaś? - spytał opierając się o framugę.
- A co książkę piszesz czy wywiad próbujesz przeprowadzić?
- Jedno i drugie. - mruknął ironicznie. - Tak więc?
- Kiepsko Ci idzie braciszku. - uśmiechnęłam się.
- Zara... - zaczął poważnym tonem.
- Byłam u Lily. Zadowolony? - gdy wypowiedziałam to zdanie, w progu salonu pojawiła się zgrabna postać mojej przyjaciółki. U m a r ł a m. Dajcie powietrza..
- Potem odwiedziłam Austina i tak jakoś wyszło. Przepraszam mamo. - dodałam, gdy wrócił mi rozum. W samą porę.
   Lou przez dłuższy czas przyglądał mi się bez słowa, a potem wrócił do salonu. Lily natomiast podeszła do mnie i zaciągnęła na górę.
- Następnym razem uprzedź godzinę wcześniej cholera. Z kim byłaś? Jest ktoś o kimś nie wiem, a powinnam? - zaczęła zawalać pytaniami, gdy tylko zajęłam miejsce na łóżku.
- Jejku, źle zrobiłam, ale brak kawy w organizmie to brak pomysłów. Wynagrodzę Ci to jakoś. Poza tym byliście bardzo wiarygodną wymówką! - uśmiechnęłam się szczerze.
- Ta, jasne. Masz więcej szczęści, niż rozumu w głowie czasami. - urwała, po czym wzięła głęboki wdech i wydech. - Niedawno przyszłam, więc mam nadzieje, że uwierzył. Raczej wątpie, że będzie dzwonił do Gomeza. - zaśmiała się. - No i z kim się spotkałaś słonko?
- Stary znajomy zaprosił mnie na kawę. Nic wielkiego.
- To dlaczego okłamałaś Louisa? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Ugh, bo się strasznie nie lubią i byłaby niepotrzebna afera. Znasz Lou. Wiesz, że zawsze znajdzie powód do kłótni.
- Okej, ale to tylko znajomy czy może coś więcej? - spytała podejrzliwie.
- Nie, uwierz mi. To tylko znajomy i nic z tego nie wyjdzie.
- Jasne. - przytuliła mnie do siebie. - Wierzę Ci. Chodźmy do chłopaków! - pociągnęła mnie za rękę do salonu.

*

   Wpuszczenie Lily i Nialla do kuchni powinno być karalne. Prawie spalili mieszkanie robiąc popcorn! Dosłownie jak Zayn. Zachciało się bawić w kucharzy. Za niedługo nie będziemy mieli gdzie mieszkać. Oczywiście któż to miał sprzątać? Liam i ja. Najpierw poleciało na Harrego, aczkolwiek Liaś stwierdził, że on mi pomoże bo będzie szybciej. Taa, szybciej...
- Błagam.. zostaw! Proszę.. no.. błagam.. - mówiłam pomiędzy napadami śmiechu.
- Jeśli przyznasz, że jestem przystojny. - dalej trzymając moje nadgarstki, łaskotał mnie niemiłosiernie.
- NIGDY! Neva! - powiedziałam i od razu pożałowałam. Payne znęcał się nade mną jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Dobra, okej! Przyznaje! Może jesteś tak ciutkę przystojny. Tak odrobinkę. - wydusiłam z siebie z nadzieją, że przestanie. Liam natychmiast przestał z obowiązkową miną zwycięscy. Nadal leżał koło mnie podpierając się łokciem.
- Posłuchaj, po tym co teraz zrobię możesz mnie znienawidzić lub uznać że zwariowałem, ale muszę wiedzieć. - powiedział cicho, po czym wziął głęboki oddech. Zmieszałam się na te słowa.
   Przysunął się do mnie jeszcze bliżej, choć wydawało mi się to całkowicie wykonalne. Bez chwili przerwy patrzył prosto w moje oczy. Bałam się o moje serce, które waliło tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz wypadnie. Drobny gest, a przyprawił moje serce o taki stan. Przerażające. Jedną dłoń położył na moim biodrze, drugą zaś głaskał mój policzek. Przeniosłam swoje ręce na jego kark, bawiąc się przy okazji jego włosami. Po chwili nasze usta zetknęły się ze sobą. Całował mnie z taką czułością i delikatnością, której nie umiałam w danej chwili zrozumieć. Nie umiałam logicznie myśleć. Powoli obrócił nas tak, że leżałam na nim. Jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po moim ciele. Nie wiem ile trwaliśmy w tej pozycji, ale wydawało mi się jakby wieczność. To było takie... Inne. Tak naprawdę nie poczułam niczego specjalnego. Żadnych fajerwerek, motyli w brzuchu czy czegokolwiek. Nic.
   Gdy oderwaliśmy się od siebie w pokoju panowała niezręczna cisza. Bałam się jego reakcji. Bałam się cokolwiek powiedzieć i szczerze liczyłam, że to on powie coś pierwszy. Po raz pierwszy się tak czułam..
- Poczułaś coś? - spytał po chwili, dalej wpatrując się we mnie.
- Nie. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - A Ty?
Chłopak odetchnął głęboko, jakby z ulgi i szczerze się uśmiechnął. Tak jak lubiłam.
- To dobrze, bo ja też. - słysząc te słowa ogarnęła mnie radość. - To było jak całowanie siostry.
- Pomyślałam o tym samym. - zaśmiałam się. - Między nami dalej jest jak wcześniej, prawda?
- Oczywiście siostrzyczko. Po prostu musiałem wiedzieć. Mam nadzieje, że nie jesteś zła.
- Jasne, że nie. - obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem i ciężko było nam się ogarnąć.
   Do kuchni wpadł Zayn, który nam się bardzo dziwnie przyglądał. Jednak wziął jabłko do ręki  i dopiero po chwili powiedział:
- Nie mam zielonego pojęcia co tu się działo, ale musiało być baaaaardzo ostro. - zaczął się śmiać i opuścił pomieszczenie, zostawiając nas samych.
- Ej, dobra. Trzeba to posprzątać. - oznajmił.
- Jasne! Już biegnę! - zaśmiałam się i zaczęliśmy sprzątać w zaskakująco szybkim tempie.

*

   Gdy wystarczająco się ściemniło, Niall zawiadomił nas, że za 10 minut mamy być na dole bo jedziemy do wesołego miasteczka. Ucieszyłam się na tą wiadomość. Poprawiłam włosy, makijaż i od razu zeszłam na dół. Tam spotkałam prawie wszystkich oprócz Zayna, który zamknął się w łazience i oznajmił, że za momencik będzie. Ponoć miał problem z włosami. Czyli żadna nowość. Gdy jednak raczył się pojawić postanowiliśmy jechać jednym autem, bo nie ma sensu jechać dwoma. Byliśmy ściśnięci jak sardynki! Gdy tylko opuściliśmy dom, zaczęłam mieć dziwne przeczucie, że to nie będzie taki zwykły wypad. Zignorowałam to i wsiadłam do auta, jak gdyby nic.

/ Kowalska x