wtorek, 16 września 2014

Rozdział 15

   Siedziałam na tylnym siedzeniu i wpatrywałam się w obraz przyciemnianej szyby. Słuchałam kolejnej piosenki z playlisty i szczerze powiedziawszy, nie zwracałam nawet najmniejszej uwagi na to co się dzieje wokół mnie. Jechaliśmy do studia telewizyjnego, w którym chłopaki mieli mieć wywiad na żywo. Naprawdę nie wiem, czemu zgodziłam się jechać z nimi. Mogłam obejrzeć go w telewizji. No, ale cóż. Obiecałam to jestem.
Nagle poczułam, jak ktoś wbija mi palce w żebra. Momentalnie obróciłam się do sprawcy i zdjęłam słuchawki.
- Co mnie dźgasz, hm? - spytałam śmiejąc się.
Harry wzruszył ramionami.
- Bo lubie. - uśmiechnął się szeroko. - A co, zabronisz mi?
- Żebyś wiedział! - pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
- Wychodzimy! - krzyknął Zayn i zaczął nas wyganiać z limuzyny.
Oczywiście co to byłoby za wejście bez fanek, pisku, wrzasku, fleszów i całej reszty. Nigdy to do mnie nie przemawiało, i chyba nigdy się nie przekonam do tego życia...
  Chłopaki od razu zostali poprowadzeni do garderoby i oddani w ręce Lou, którą miałam okazje dzisiaj poznać. Ma niesamowity styl i jest bardzo miła. Poznałyśmy z Lily śliczną i słodką Lux, którą zajęłyśmy się dopóki Lou nie skończyła znęcać się nad chłopakami. W szczególności nad moim bratem. Aż z przyjemnością oglądałam ten piękny widok! Nie do zapomnienia. W międzyczasie porozmawiałam i trochę się pośmiałam z Harrym.
   Wreszcie cała piątka na znak, zwartym szykiem wygramoliła się z garderoby i weszła razem do studia. Przywitali się z dziennikarką i zajęli wolne miejsca na sofie. Stałyśmy z Lily za kulisami, tak abyśmy wszystko widziały i słyszały. Miałam wrażenie, że jesteśmy niewidoczne dla chłopaków, jednak myliłam się, gdy Harry puścił oczko w moją stronę, na co się szczerze uśmiechnęłam. Całe szczęście kamera nas nie uchwyciła. Znaczy, mam taką nadzieje.
   Na samym początku pojawiły się pytania o kolejną trasę, płytę, karierę, plany na urlop. Po około  minutach dziennikarka zaczęła wypytywać chłopców o ich życie prywatne. Na samym końcu zostawiła sobie Harrego.
- Harry, powiedz nam. Zmieniło się coś w Twoim życiu? Planujesz karierę solową jak donoszą media?
- Och, Ann! Kto Ci takie bzdury naopowiadał? Poznałem tych oto siedzących obok idiotów jakiś czas temu i nie zamierzam ich zostawić. Przyjaźnimy się, lubimy ze sobą spędzać czas, a przede wszystkim śpiewać i tak zostanie już do końca. Na zawsze. Tylko tutaj czuję się sobą. To moja druga rodzina, a rodziny się przecież nie zostawia. - zaśmiał się i poklepał po plecach Nialla. - Hmm, tak! Planowaliśmy ostatnio kupić zwierzątko! - uśmiechnął się. - Ale dowiedzieliśmy się, że czasem zachowujemy się prawie jak małpy w zoo więc sobie daliśmy spokój.
- Mam na myśli życie prywatne. Mianowicie od rozstania z Taylor, które swoją drogą było głośne.
- To było straszne! Wciąż nad tym ubolewamy. - Louis zagrał aktorsko i starł niewidzialną łzę. - Prawda, chłopaki?
- Tak. - rzekli niemalże chórem.
- Czyli fani nie doczekają się waszej współpracy z Taylor?
- Oczywiście, że nie. Nie wiem, kto takie plotki puszcza! - prychnął Louis.
- W każdym razie, Harry?- zagadnęła dziennikarka - Co nam na to odpowiesz? Krążą plotki, że do Twojego serca wtargnęła jakaś dziewczyna. . - uśmiechnęła się i ukazała przy tym szereg białych zębów. - Niestety, nikt nie wie kim ona jest.
- Tak. - uśmiechnął się szeroko, kątem oka spojrzał na mnie, a następnie na dziennikarkę. Louis bacznie się temu przysłuchiwał. Co ja gadam. Każdy obecny przysłuchiwał się temu z wielką uwagą. Nie wiedzieć czemu złapałam Li za rękę i mocno ścisnęłam.
- Zdradzisz nam kim ona jest? Co robi, czym się zajmuje? Na razie wiemy, że jest blondynką i nic poza tym!
- Och, od czego by tu zacząć. Przede wszystkim jest bardzo piękna i inteligenta. Nigdy nie spotkałem kogoś tak zabawnego i uroczego. - mówiąc to, prawie cały czas patrzył na mnie. Serce zaczęło mi mocnej bić i zrobiło się mi ciepło. Zbyt dziwne. Czułam się tak wyjątkowo.
- Czy przypadkiem nie mówiłeś tego ostatnio o Taylor? Co Harry? - westchnęła prowadząca.  - Widzę masz słabość do blondynek.
- O każdej tak mówi. - rzucił Niall, przez co został zdzielony po głowie od Zayna. - Pf, jak to facet w końcu.
- Tak, najpierw mówi potem myśli. - powiedział Liam i posłał Niallowi dziwne spojrzenie, na co ten cicho prychnął i obrócił się w przeciwną stronę udając fochforever.
- W każdym razie. - zwróciła się prowadząca do Harrego. - Czym się zajmuje? Jest może tutaj z nami?
- Ależ oczywiście, że jest! - rzekł Loczek. - I z chęcią Wam ją przedstawię. - Louis spojrzał na niego, a później na mnie. Reszta chłopaków, w tym Lily uczyniła to samo. Moje serce natomiast waliło tak szybko i tak mocno, przez co miałam przez moment wrażenie, że zaraz wyskoczy i opuści swoje dotychczasowe miejsce. Czy on mówił o mnie? Czy to jest w ogóle możliwe, żeby mówił o mnie? Nic nie rozumiem. Nic. Stałam jak słup soli, wpatrując i trzymając się kurczowo ręki Lily.
- Świetnie! W takim razie zapraszamy! - uśmiechnęła się i nagle rozległy się brawa. Zza moich pleców wyszła nieznana blondynka, której do tej pory nie zauważyłam. Minęła mnie oraz Lily i weszła na wizję, witając się z kamerami, publicznością i prezenterką, a także z Harrym. Po czym zajęła wolne miejsce na fotelu obok Stylesa. Poczułam mocne ukucie w sercu. Czułam się dziwnie. Chwila, umknęło mi coś?
- Panie i panowie! Przedstawiam państwu naszego gościa. Dziewczyna Harrego Stylesa.
- Chloe Moretz. - powiedziała blondynka.
W tym momencie wszyscy byli zdezorientowani. Wszyscy z wyjątkiem Harrego, który wydawał się być radosny i wpatrywał się jak w nią jak w obrazek. Widziałam jak Louis zaciska pięści, Liam posyła mi współczujące spojrzenie, a cała reszta jest wprawiona w osłupienie.
- Miło mi. Czym się zajmujesz? Jak się poznaliście z Harrym?
- Um, jestem aktorką. Niedawno został nakręcony film z moim udziałem. Mianowicie "If I stay" .
- Poznaliśmy się na planie, odwiedzałem wtedy mojego znajomego Jamiego Blackley, który gra tam Adama. - powiedział Harry. - Gdy ją pierwszy raz zobaczyłem, zaczarowała mnie swoim urokiem. Takie spontaniczne, a zarazem cudowne.
   Nie mogłam słuchać tego dłużej. Nie potrafiłam. Było to dla mnie za dużo. Odwróciłam się i biegłam przed siebie. Po kilku minutach błądzenia skręciłam ostatecznie w prawo, a potem usiadłam na ziemi  i próbowałam złapać oddech. Nie potrafiłam. Na dodatek czułam, jak łzy lecą mi po powiekach. Jaka ja byłam naiwna! Nie wierzę. Jak? Jak on mógł zrobić coś... takiego. Przecież...  .. My nie jesteśmy razem. Ale.. on.. On mi dał jakąś cholerną nadzieje. Nie. Nie. Nie. Czułam jak było mi słabo. Serce waliło jak oszalałe nawet nie próbując wrócić do prawidłowego rytmu. Co się dzieje?


*

Koniec wywiadu. To jest to czego oczekiwał każdy z zespołu. Louis nie umiał się powstrzymać emocji. Był wściekły na przyjaciela za to co zrobił jego siostrze. Już prawie opuszczając pomieszczenie, w którym jeszcze przed chwilą udzielali wywiadu, Louis zamierzał wymierzyć cios Harremu, nie zważając na ilość kamer w pomieszczeniu. Jednak coś go powstrzymało. To "coś" było Lily, która była cała zapłakana. Cofnął rękę, którą prawie uderzył przyjaciela, posłał mu jedynie zabójcze spojrzenie i pędem podbiegł do Lily, tak jak i cała reszta.
- Louis. Ja nie wiem... Gdzie ona jest. Ona.. Ja jej szukałam, ale nie ma jej. Nikt jej nie widział. - jąkała się i płakała. Mimo tego, że Niall ją przytulał nie potrafiła się uspokoić. - Louis, mam złe przeczucia. - szepnęła.
- Wyszła stąd? - spytał Zayn rozglądając się.
- Nie.. Nie. Ochrona powiedziała, że nie mogła stąd wyjść. Cały czas tam stoją i nie było jej. Ona gdzieś tutaj jest.
- Rozdzielmy się. - zarządził Liam.
   Harry nie zrobił tego specjalnie. Po prostu nie miał innego wyjścia. Nic nie mógł zrobić. To była sytuacja ostateczna. Nikt nie lubi być postawiony w sytuacji bez wyjścia, a Harry właśnie w takiej się znajdował. Chociaż sam nie wierzył, że to zrobił, to sam spuściłby sobie solidny łomot. Chłopaki zamordują go na miejscu, ale nie ich się obawiał. Może Louisa, chociaż wiedział, że to nieuniknione. Wiedział, że skrzywdził Zarę, którą bardzo pokochał. Miał też świadomość, że mu nie wybaczy, ale w tej chwili zależało mu na znalezieniu dziewczyny. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się jej stało. Jest dla niego zbyt ważna. Kto by pomyślał, że jedna dziewczyna tak namiesza mu w głowie. Bez żadnego zastanowienia pobiegł przed siebie z nadzieją, że czym prędzej znajdzie dziewczynę.
   Po 10 minutach bezowocnych poszukiwań wrócił na miejsce, w którym się rozdzielili. Byli tam wszyscy, oprócz Louisa. Każdy się niecierpliwił, martwił, bał. Dla każdego jest ona bardzo ważna, więc co się dziwić. Nagle po korytarzu rozszedł się krzyk, a następnie bieg, który raczej był sprintem. Po chwili zobaczyli zapłakanego Louisa z Zarą na rękach. Bełkotał coś niezrozumiale, a Liam zadzwonił na pogotowie. Blondynce ciekła krew z nosa i nie ruszała się. Ten widok przeraził każdego do końca. Na szczęście karetka przyjechała w bardzo dobrym czasie. Razem z Louisem karetka pojechała do szpitala, a reszta wsiadła do limuzyny i czym prędzej udała się do szpitala. Na ten moment wszyscy zapomnieli co się stało podczas wywiadu. Liczyło się tylko to, by dowiedzieć się co z Zarą i, aby na ten moment wyzdrowiała.




   KURWA. NIE NO NIE WIERZĘ. Znów zmaściłam tak piękny rozdział kurde. Wyobrażałam go sobie inaczej. Zupełnie! Idę się powiesić (y) nie mogę no. Zaplanowałam go se inaczej, a wyszło omg :c Pisze chyba coraz to gorzej, wgl śnił mi się ten rozdział i miałam go przed oczami, był taki idealny! A przenosząc go na bloggera wyszło najgorzej jak tylko mogło kurde. Nie wierze no. Taki pomysł, tak zmarnować go. Nienawidzę i nie wierzę w siebie. Zresztą nieważne. Pozdro. 
Mam nadzieje, że mnie nie udusicie :c 
A tak na marginesie, był ktoś w kinie na 'If I stay' ? *.* Oglądałam zwiastun i kurde wefhqiefiqjcivni1mdc <3 Następny rozdział pojawi się 24 - 30 września. Przepraszam, że dopiero wtedy, ale mam nadzieje, że mi jakoś to wybaczycie. Wybaczcie za ten rozdział i no w ogóle ide spać, rano do szkoły pa! :< ilysm! <3 x





Chloe Moretz


/ Kowalska x

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 14

Godzina 8.12


   Niedziela. Najlepszy dzień po sobocie. Jak mi się wydaje, koło południa wstałam z łóżka i poszłam się jakoś ogarnąć. Założyłam luźne ciuchy, włosy przeczesałam grzebieniem i wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Nikogo po drodze, jak i na miejscu nie spotkałam. Postanowiłam zrobić jakieś śniadanie dla wszystkich. Nie wiedziałam tylko co. Pewne jednak było, że trzeba zrobić osobny talerz dla Nialla . Po krótkim namyśle zaczęłam robić pancakes z bananami i nutellą, osobno też z kawałkami marchewek oraz talerz kanapek z różnymi dodatkami.

*

   Półgodziny i wszystko było gotowe. W momencie gdy skończyłam poczułam zapach męskich perfum i czyjeś ręce na mojej talii. 
- Dzień dobry. - usłyszałam głos Harrego, przez który mimowolnie uśmiechnęłam się.
   Odwróciłam się do niego przodem, tak, że patrzyliśmy sobie w oczy przez pewien urywek czasu. Następnie czar prysnął, ponieważ lekko się pochylił tak jakby zaraz miało coś się wydarzyć, jednak ten zwinął naleśnika i uśmiechnął się do mnie. Po czym oznajmił z naleśnikiem w buzi:
- Idę obudzić resztę piękna. - zostałam sama w kuchni. Chwila, co to w ogóle było? Przegapiłam coś?
   Śniadanie które przygotowałam, wraz z talerzami i sztucami zaniosłam do salonu i zajęłam miejsce na fotelu. Przy okazji włączyłam głośniki, z których wydobyły się piosenki z radia. Jak na zawołanie po schodach zaczął się wyścig szczurów w wykonaniu One Direction. Wszyscy zajęli miejsca w salonie i po chwili delektowali się śniadaniem. Louis chciał wziąć kanapkę, jednak zaraz dostał po rękach.
- To dla Nialla. - oznajmiłam, na co temu oczy powiększyły się do granic możliwości.
- Jejku, kobieto jesteś najlepsza! - krzyknął i przytulił mnie, po czym oderwał się i dodał. - Zaraz po Lily oczywiście. 
- To co jest dla mnie w końcu? - spytał Louis, który zrobił obrażoną minę.
- To co znajdziesz na stole. Ale na twoim miejscu wolałabym pancakes. - uśmiechnęłam się. - Właśnie, gdzie jest Lily? - spytałam.
   Niall miał właśnie coś powiedzieć, lecz kiedy Li weszła do pokoju i usiadła mu na kolanach zamilkł i dalej spożywał kanapkę. Spojrzałam na nią. Prawie wcale się nie uśmiechała, lecz gdy zobaczyła mnie zmieniła to.
- Ej, chłopaki. Nie żeby coś bo serio podoba mi się tutaj, jest tutaj tak przytulnie, ale powinniśmy znaleźć jakieś gniazdko. Nie sądzicie? - spytał Liam.
- Mówisz o wyprowadzce?  W sumie to dobry pomysł. Nie siedzielibyśmy na głowie Zarze, ani Twoim rodzicom. - stwierdził Zayn i puścił do mnie oczko.
- Mnie tam nie przeszkadzacie. - uśmiechnęłam się do niego.
- W ogóle ktoś rozglądał się za domem do sprzedania lub kupienia? Bo mieliśmy to zrobić, a czas leci a my dalej w tym samym punkcie. - mówił Harry wcinając kolejnego naleśnika, ale odezwała się cisza.
  Oni są świetni po prostu. Siedzieć i nic nie robić, mieszkania nie kupować, bo po co? I tak za kilka miesięcy jadą se w trasę. A po co dom? Nie potrzebne opłaty tylko. Ręce opadają normalnie.
- Możecie wprowadzić się do mnie. - powiedziała nagle Lily, która wpatrywała się beznamiętnie w okno i nic do tej pory nie mówiła.
   Ku zdziwieniu wszystkich, a w szczególności mojemu, Li mówiła całkowicie poważnie. Chociaż, to może być dobry pomysł. W końcu nie będzie sama i będzie miała nas na wyciągnięcie ręki.
- Jesteś tego pewna? - spytał Louis.
- W końcu przyjmujesz pięciu goryli pod swój dach. To wieeeelkie wyzwanie. - powiedziałam spokojnie, ale po spojrzeniach chłopaków dodałam. - Komuś jeszcze kawki? - uśmiechnęłam się.
   Lily rozglądnęła się po wszystkich i oznajmiła cicho:
- Wolę stado goryli, niż mieszkać w dużym domu całkiem sama. - na co Niall przytulił ją do siebie.
- Skoro chce wpuścić goryli do swojego mieszkania to okej. Dwa razy powtarzać nie musisz. - zaśmiał się Zayn.
- To.. kiedy przeprowadzka tato? - spytał Niall Liama.
- Niedziela wydaje się mi bardzo dobrym dniem. Może być? - zapytał Liam Li.
   Ta jedynie kiwnęła głową i posłała im swój szczery uśmiech, który tak bardzo lubiłam.

*


   Całe przemeblowanie zajęło do mniej więcej dwudziestej drugiej godziny. Wszyscy jeszcze w najlepsze oglądali filmy, które Li miała w zanadrzu. Oprócz mnie, ponieważ od razu wymknęłam się do pokoju by móc pobyć sama. Byłam zmęczona tym wszystkim, a w szczególności całą tą przeprowadzką. Tata na początku zdziwił się na ten jakże spontaniczny pomysł, ale bezproblemowo zgodził się. Gorzej było z mamą, ciężko było jej się pogodzić z faktem, że jej ukochany syn opuszcza gniazdo. 
  Od tamtej chwili leżę na łóżku i tępo wpatruje się w sufit nowego pokoju. Cisza. To jest to, co wypełnia to pomieszczenie odkąd przeniosłam tutaj swoje manele. Ale czemu ja się dziwie? Po dłuższym namyśle powoli podniosłam swoje zwłoki, na piżamę założyłam luźny, szary sweterek i po cichu zeszłam na dół do kuchni. Czasami miałam takie chwile, gdy budziłam się w nocy i schodziłam do niej. Zapaliłam małe światełko nad kuchenką by trochę oświeciło pomieszczenie. Zrobiłam ciepłe kakao, nasypałam do miski płatek kukurydzianych i usiadłam na krześle.
   Jakby na to spojrzeć z innej strony, wiele rzeczy w moim życiu postanowiło się zmienić. Mieszkanie, relacje z bratem, brak taty Li, którego uważałam za drugiego tatę, odnowienie kontaktu z Leo, zdrowie.. Muszę brać leki na utrzymanie równowagi ciśnienia i inne różne leki. Poza tym mam za kilka dni jakieś badania, by mieć pewność, że wszystko jest w porządku.
- Też nie umiesz zasnąć? -spytał Styles doprowadzając mnie do małego zawału serca. Dopiero teraz dostrzegłam go siedzącego na sofie, ubranego w szary dres i luźną białą koszulkę.
- Wystraszyłeś mnie. - powiedziałam łapiąc się za serce. - Tak, nocka w nowym domu i te sprawy.
- Nie chciałem. - uśmiechnął się delikatnie. - Wiesz, dzisiaj mamy jechać do studia telewizyjnego i trochę się denerwuje. A to dziwne, bo zwykle tak nie mam.. - podrapał się nerwowo po karku, po czym zajął miejsce przy stole, naprzeciwko mnie.
- Och, dacie radę. W końcu już trochę w tym siedzicie i nabraliście jakiegoś doświadczenia. - upiłam łyk kakaa.
- Pojedziesz z nami? - zapytał nagle. - Razem z Lily?
- Co? Em, po co ja tam? - zdziwiłam się.
- Chciałem, znaczy Louis chciał, żebyś pojechała z nami, a Li nie chce być sama. Wiesz... - urwał.
- Och, dla dwóch osób nie ma sensu wstawać z łóżka.. -  w sumie może być ciekawie..
- A jeszcze dla mnie byś wstała? - uśmiechnął się i spojrzał w moje oczy. 
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam lekko głową, na co on się tylko zaśmiał i pocałował w czoło. 



~*~


   Tak, wiem. Nudny jak flaki z olejem, ale brak weny ostatnio daje o sobie znać. Może inaczej, wiem co mam napisać, akcje mam przed oczami, ale nie wiem jak to przełożyć na bloga :< #najgorzej kurde
Jak wiecie niestety zaczął się rok szkolny! Też tak bardzo się nie cieszycie jak ja? :) Jestem w IIIkl. gimnazjum, więc muszę się trochę bardziej przyłożyć :c Bloga nie zawieszam, bo raz na tydzień czy tam dwa, mam nadzieje, że będzie pojawiał się nowy [ przynajmniej mam takie plany! ] Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. A no i nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy :< Możliwe, że jeszcze we wrześniu :)
Jeśli wytrwałeś/aś do końca to jestem z Ciebie dumna i gratuluje! :)
A i ostatnio ktoś poprosił mnie, żebym włączyła komentowanie dla anonimów. Wzięłam sobie to do serca i włączyłam :) 
No to, do następnego!
/ Kowalska. x




wtorek, 26 sierpnia 2014

Liebster Award :) :*

Liebster Award ♥


Zostałam nominowana przez http://od-przyjazni-domilosci.blogspot.com/

B A R D Z O   D Z I Ę K U J E ! :*


  • Pytanie do mnie:
1.Ulubiona piosenka?
https://www.youtube.com/watch?v=RBumgq5yVrA
2.Jak masz na imię?
Marta :)
3.Do której klasy idziesz po wakacjach?
lll gimnazjum haha.
4.Dlaczego postanowiłaś napisać akurat taką historię?
To był taki spontaniczny pomysł, a jako że bardzo lubię pisać to tak jakoś postanowiłam spróbować :D
5.Ulubiony serial?
TVD, PLL 
6.Twoje hobby?
Nie mam :/
7.Masz motto?
Carpe diem
8.Imię przyjaciółki/przyjaciela?
Magda i Weronika
9. Sukienka vs. spodnie?
Spodnie, chociaż ostatnio trochę przekonałam się co do sukienek haha.
10. Ulubiona para celebrytów?
Zayn i Perrie :*
11. Czy popierasz związki homoseksualne? 
Tak
  • Blogi, które nominuję:
1. http://pain-and-love-1d.blogspot.com/ 
2http://isia311299onedirection.blogspot.com/
3. http://life-is-unsafe.blogspot.com/
4. http://everything-changes-opowiadanie-o-1d.blogspot.com
5. http://youjustmustbelieve.blogspot.com/
6. http://dirtyliarsonedirection.blogspot.com/
7. http://stalked-tlumaczeniepl.blogspot.com/
8. http://milosc-to-milosc-1d.blogspot.com/
9. http://lost-zaynmalik-fanfiction.blogspot.com/

  • Pytania do nominowanych:
1. Jakiej muzyki słuchasz?
2. Skąd czerpiesz wenę do pisania?
3. Ile masz blogów?
4. Co wyprowadza cię z równowagi?
5. Na co zwracasz uwagę, gdy spotykasz pierwszy raz jakąś osobę?
6. Ile masz lat?
7. Dlaczego piszesz opowiadania?
8. Należysz do jakiś fandomów? Jakich?
9. Jak masz na imie?
10. Ulubiona piosenka?
11. Najlepsze wspomnienie z tych wakacji? 



czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 13


CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)


   Następnego dnia wróciłam z Lily koło 11 do domu. Chciała w końcu porozmawiać zaśmiałam lm i spędzić trochę więcej czasu z nim. Mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku, a Niall zrozumie. W końcu Collins przed byle kim się nie otwiera. Także trzymam kciuki.
   Na sam początek chciałam spotkać się z Harrym. Chciałam z nim pogadać i miałam nadzieje, że potem samo się to potoczy. Weszłam do salonu, w którym przebywało 2/5 naszego boysbandu, czyli Zayn i Liam. Wgłębi duszy ucieszyłam się, że tylko oni byli.
- Hej. - przywitałam się z każdym.
- Cześć mała. - powiedział Zayn cały czas się uśmiechając. - Czemu Cie wczoraj nie było? Graliśmy w pokera i nie miałem kogo ograć. - poruszył śmiesznie brwiami.
- Miałam pewną sprawę do załatwienia, która nie powinna czekać. - odpowiedziałam.
- To jest hazardzista! - krzyknął w stronę Zayna Louis, który wbiegł do salonu. - Ograł mnie ze wszystkich marchewek! Rozumiesz? Ze wszystkich!
- Nie nasza wina, że nie umiesz grać. - śmiał się Liam.
Lou spojrzał się na mnie dalej się uśmiechając. Nie wiedziałam w sumie jak zareaguje, jednak szczelnie zamknął mnie w swoim żelaznym uścisku.
- Wystraszyłem się, wiesz? Proszę, nie rób tak więcej, ok? - szepnął mi na ucho, po czym puścił mnie i uśmiechnął się. - Dobra, a teraz na serio. Nie ma marchewek. Rozumiecie? Nie ma! W ogóle jedzenia nie ma! Nie żebym zamieniał się w Nialla, ale to istna tragedia. - zaczął dramatyzować. - Nie mam pojęcia jak to się stało!
- No tak, mieszkanie z piątką chłopaków to nie lada wyzwanie dla tej lodówki. - zaśmiałam się. - Zaraz się przejdę do sklepu. - zaśmiałam się, po czym wyszłam z salonu, zostawiając samych chłopaków.
   Nie było tak źle. Całe szczęście. Została mi jedna rzecz do zrobienia.. I z nią może być problem. Po chwili znajdowałam się na piętrze, gdzie są nasze pokoje. Skierowałam się do pokoju Louisa i chwile tam stałam. Nie byłam pewna co mam mu powiedzieć. Czy w ogóle dam radę coś powiedzieć. No nic, raz się żyje. Wzięłam głęboki oddech, zapukałam i weszłam.
   Harry leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Cichutko wślizgnęłam się do jego pokoju i usiadłam koło niego. Nikt się nie odzywał. Cisza. To ona chyba najbardziej męczy człowieka.
- Przepraszam. - rzekłam cicho. - Naprawdę przepraszam.
Harry uważnie mi się przyglądał.
- Za co? - spytał.
- Za to, że cie wystawiłam. Ale zrozum, że Lily jest dla mnie najważniejsza. I to ona mnie potrzebowała. - spuściłam głowę. - Mogłam chociaż cie uprzedzić. A tak to wyszło gorzej.
- Wcale nie. - zaprzeczył i podniósł się do pozycji siedzącej. - Rozumiem, że przyjaźń jest dla Ciebie najważniejsza. Na Twoim miejscu też pewnie bym tak postąpił. Ci idioci są dla mnie bardzo ważni, więc wiem o czym mówisz. - uśmiechnął się. - Tak więc, nic się nie stało.
Odetchnęłam z ulgą, a Harry przytulił mnie do siebie.
- Ale wiedz, że dalej wisisz mi randkę. Nie ważne, że z zakładu. - zaśmialiśmy się. - Ja Ci tego nie zapomnę.
- Oczywiście. - przytaknęłam, po czym oderwałam się od niego i pocałowałam delikatnie w policzek.
Wstałam i podeszłam do drzwi. W momencie, gdy chciałam już opuścić pokój usłyszałam:
- Gdzie idziesz?
- Jadę na zakupy. - oznajmiłam.
- Mogę się z Tobą zabrać? - spytał uśmiechając się.
Kiwnęłam głową na tak i już po chwili zeszliśmy razem na dół do auta.


*

   Muszę przyznać, że jeszcze nigdy zakupy spożywcze nie trwały 3 godziny. Po drodze do sklepu dużo rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się i po prostu zachowywaliśmy się jak dzieci. Żadna nowość, dlatego też zajęło to więcej planowanego czasu niż powinno. Ale w końcu żyje się raz, prawda?
   Gdy w końcu wróciliśmy do domu Lily i Nialla dalej nie było. Nawet nie zamierzałam im przeszkadzać. Miałam nadzieje, że chociaż trochę wszystko się jakoś ułożyło, ponieważ.. Lily zasługuje na szczęście. A w szczególności po tym co przeszła - należy jej się.
   Siedziałam teraz w pokoju u chłopaków, mianowicie mojego brata i Harrego. Zabawne, że jest dochodzi 22 w nocy, a my siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jako iż chłopaki mają wspólny pokój, przedzielili go na mniej więcej połowę. Na połowie Hazzy, konkretnie na ścianie był umieszczony prostokąt stworzony ze zdjęć. Przyglądałam się każdemu zdjęciu na ścianie, ale najbardziej zaciekawiło mnie zdjęcie, na którym Loczek przytula pewną blondynka. Zresztą bardzo ładną, brązowy kolor oczu podkreślał jej urodę, a szczupłej sylwetki niejedna dziewczyna mogłaby pozazdrościć. Harry chyba zauważył, że przyglądam się temu zdjęciu, ponieważ skomentował to:
- Piękna, prawda? Jedna z największych kobiet w moim życiu.
- Musi dla Ciebie wiele znaczyć. - oznajmiłam cicho dalej wpatrując się w zdjęcie. 
- Oh, nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnął się. - Podobna co? 
- Ale że do kogo? - spytałam zdezorientowana.
- No do mnie a do kogo? To Gemma. Moja starsza siostra. - zaśmiał się. - Wszyscy widzą w nas jakieś podobieństwo. Ja tam żadnego nie widzę. - usiadł na łóżku i dalej przypatrywał się mnie.
   Siostra. Uśmiechnęłam się do siebie bardziej. Boże, nie ważne. Czemu oni są do siebie podobni, a my z Lou prawie wcale? Przypuszczam, że z charakteru też są strasznie podobni.
- O czym myślisz? - usłyszałam i spojrzałam na niego.
- O niczym. - oznajmiłam, po czym przypięłam z powrotem zdjęcie na ścianę i usiadłam na łóżku. - Pójdę już. Trochę późno się zrobiło, a nie chce przeszkadzać. - powiedziałam i zaczęłam się podnosić do wyjścia.
- Zostań. Mi tam nie przeszkadzasz. - znów ukazał swoje słodkie dołeczki.
Westchnęłam cicho.
- Dobranoc Harry. - powiedziałam
Styles przybliżył się do mnie i od razu zmniejszyła się odległość między nami. Na obecną chwilę zapomniałam, jak się oddycha.Stałam i zastanawiałam się co zrobi. Ten jedynie pochylił się i delikatnie ucałował mnie w czoło.
- Dobranoc Zara.
 Po tych słowach uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju chłopaków od razu do mojego królestwa.


______________________
Wcale mi się nie podoba. Ani trochę.No ale opinie pozostawiam Wam :)
P.S- Na nominacje odpowiem gdy wrócę ;) x 
/Kowalska x


Rozdział 12



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)



Rozdział pisany był przy tej piosence:



Oczami Lily.

   Nadal nie dochodzi do mnie to co się zdarzyło. Na całe szczęście Austin zauważył, jak Zar traci przytomność, więc wziął ją na ręce i pojechaliśmy do szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Louisa i powiedziałam mu o wszystkim. Oznajmił, że do dziesięciu minut będzie w szpitalu. Mimo wszystko, usłyszałam w jego głosie przerażenie. Nie dziwie się, sama miałam nogi jak z waty i nagle nie wiedziałam co mam robić. Gdyby nie Austin... Nie wiem jakby to się zakończyło.
   Lekarze wzięli ją na nosze do jakiejś sali i kazali nam czekać. Miałam wrażenie, że to trwa wieczność. Austin cały czas trzymał mnie za rękę i mówił, że będzie dobrze. Bo w końcu musi być, prawda? Po jakimś czasie, gdy zasnęłam na ramieniu Austina, na holu pojawił się Louis, Liam i Harry.
- Co z nią? Gdzie ona jest? Jak ona się czuje? - zaczął nas bombardować pytaniami Lou.
- Spokojnie. - powiedziałam powoli. 
- Spokojnie? Ty mi mówisz spokojnie? Jak mam być spokojny skoro nie wiem co się dzieje z moją siostrą? No słucham. - mówiąc to uniósł się.
- Uspokój się stary. - starał się załagodzić sprawę Gomez. 
- A Ty to nie wchodź mi w drogę. Nie wiem w ogóle co Ty tutaj robisz. 
- Możesz mnie nie lubić, w sumie to z całkowitą wzajemnością tak na marginesie. Całkowicie mi to nie przeszkadza. Ale nie jestem tutaj dla Ciebie, tylko dla Zary. Tak samo jak Ty. Jest dla mnie tak samo ważna jak dla Ciebie. Więc daruj sobie chociażby tutaj. Naprawdę.
- Louis ogarnij się. - nie wytrzymałam. - Gdyby nie Austin to nie wiem jakby się to skończyło. Pomógł mi ją tutaj przywieźć. - urwałam. - Myślisz, że dla nas jest to łatwe? 
   Spuścił głowę w dół, po czym zajął miejsce koło Austina i wybełkotał ciche Przepraszam.  Liam zajął miejsce obok mnie i nic nie mówił. Harry zaś chodził w ciszy w te i z powrotem. Zapanowała cisza. Nie była to taka niezręczna cisza, ale strasznie dobijająca. Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Nic. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Ile można trzymać człowieka w niepewności? 
   Po niecałej godzinie przyszedł do nas lekarz, który zabrał Zarę na badania. Gdy tylko się pojawił prawie każdy wstał. 
- Co z nią? - spytał Louis.
- Państwo są rodziną? - spytał uważnie nam się przyglądając. 
- Mniej więcej. - powiedziałam. 
- Wszytko było wynikiem stresu i zmęczenia. Nie ma czym się martwić. - oznajmił.
- Czyli ból brzucha był spowodowany stresem? A co krwią, która leciała z nosa? Przecież to nie jest wynik stresu. - spytałam.
- Tak. Miała spadek ciśnienia. Nic groźnego, tylko ludzie różnie reagują na niego. Naprawdę nie ma się czym martwić. Nadal jest nieprzytomna, ale powoli dochodzi do siebie. Do jutra zostanie na obserwacji. - oznajmił. - A teraz przepraszam muszę odwiedzić innych pacjentów. 
- Można ją odwiedzić? - spytał Liam. 
- Naturalnie. 
   Lekarz zaprowadził nas do jej sali, po czym sam z niej wyszedł. Pokój prawie jak każdy. Pomalowany na kremowo, z jednym oknem na przeciwko drzwi i łóżkiem, które znajdowało się prawie na środku pomieszczenia. Ojejku. Leżała nieprzytomna na tym cholernym szpitalnym łóżku, podpięta do różnych maszyn. Na twarzy miała maskę tlenową, która ułatwiała jej oddychanie. Czemu ludzie, których kocham zawsze muszą wylądować w szpitalu. Jak na jeden miesiąc, miałam aż nadto tego widoku. Świetnie, po prostu świetnie. Późnym wieczorem wszyscy opuścili szpital. Louis jak widać, wziął sobie niektóre słowa do serca, ponieważ nie kłócił się z Gomezem, aż do opuszczenia szpitala. Ledwo wyszli i Louis znalazł pretekst do kłótni, gdyż Austin nie przytrzymał drzwi wyjściowych, przez co Tomlinson oberwał nimi. Cicho się zaśmiałam razem z Harrym i Liamem, a potem rozjechaliśmy się do domu. 

*

Następny dzień - Oczami Zary. 

   Z samego rana obudziła mnie jakaś kobieta. Poprawiła mi kroplówkę oraz kilka kabelków podpiętych do mojej prawej, jak i lewej ręki. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Pokój szpitalny.. Maska tlenowa, którą nadal miałam zaczynała mi przeszkadzać więc spróbowałam ją zdjąć. Jak się okazało byłam trochę słaba, a maska starała mi się tylko pomóc. Świetnie. Tylko do kiedy ja tu jestem? Dziś jest sobota.. Dzisiaj miałam mieć randkę z Harrym. Wyciągnęłam rękę po torbę, którą miałam na szafce nocnej i wyciągnęłam z niej telefon. Widniała na niej godzina 10:37. Cudownie.
   Lekarz przyszedł prawie od razu, gdy pielęgniarka opuściła mój pokój.
- Witam. Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. - oznajmiłam. - Co się właściwie stało?
- Straciłaś przytomność, więc twoi znajomi Cie tutaj zawieźli. Zostałaś na noc na obserwacji, także dzisiaj możesz już wyjść. Jeszcze tylko badania kontrolne i możesz opuścić szpital. - powiedział. - Tylko twój brat zaznaczył, że to on ma podpisać wypis ze szpitala i osobiście cie odebrać. Nawet obiecał autograf mojej córce.
- Słucham? Dobry Boże..
- Aczkolwiek jesteś już dorosła więc, sama możesz o tym decydować. Tak, więc jaka jest Twoja decyzja?
Zastanowiłam się chwilę.
- Mógłby mnie pan zaprowadzić na badanie kontrolne i przygotować wypis?
- Oczywiście. - oznajmił.

*

   Po wszystkich badaniach, które trwały niecałą godzinę podpisałam wypis i mogłam spokojnie iść do domu. Ubrałam się w wczorajsze ciuchy i opuściłam szpital. Gdy tylko założyłam koturny miałam wrażenie, że zaraz nogi mi odpadną. Pomyślałam, że skoro i tak od kilku dni jest piękna pogoda to postanowiłam iść na boso. Ludzie nawet nie zwrócili uwagi, że przechadzam się po ulicach Londynu bez butów. W końcu - to Londyn. Różne zjawiska można tutaj spotkać. Zaśmiałam się. Ostatnio tak wracałam do domu z dzikiej imprezy z Lily. To były czasy.
   Po chwili byłam już na skrzyżowaniu, które jest tylko kilka minut od szpitala. Wsiadłam w taksówkę, więc  po około 20 minutach byłam pod domem. Zapłaciłam kierowcy za trasę, po czym ten odjechał a ja wróciłam do domu. Żadnego auta nie zauważyłam. Czyżby nikogo nie było? Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. 
- Cześć. - krzyknęłam głośno, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Po chwili jednak po schodach zszedł tata.
- Co Ty tutaj robisz? - zdziwił się, po czym przytulił mnie. 
- Też się ciesze, że Cie widzę. - uśmiechnęłam się i oderwałam się od niego.
- Ale chłopaki mówili, że jesteś w szpitalu. Co się stało? - poszedł za mną do salonu i usiadł na przeciwko mnie.
- Byłam, ale podpisałam wypis i wróciłam. - powiedziałam. - Nie lubię szpitali, sam dobrze o tym wiesz. - uśmiechnęłam się. - A gdzie reszta? 
- Mieli jakąś sprawę na mieście. Louis mówił, że Cie odbierze ze szpitala. - zmarszczył brwi.
- Tak, też o tym słyszałam. Ale wiesz potrafię o sobie decydować, tak więc oto jestem. 
- Jak rozumiem nie dzwoniłaś do niego, prawda?
W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego. 
- Gdyby coś będę w gabinecie. - oznajmił i wyszedł z salonu. 
Weszłam po schodach do mojego pokoju, wzięłam ciuchy na przebranie i udałam się do łazienki. Odświeżyłam się, po czym ubrałam przygotowane wcześniej ciuchy  i wysuszyłam włosy. Spojrzałam na zegarek - 12:36. Świetnie. Wykręciłam numer do Collins, ale nikt nie odebrał. Wzięłam do torebki klucze i telefon, po czym pojechałam do niej. Może mi pomoże z wyborem kiecki. 

*

   Zaparkowałam przed domem Lily. Zdziwił mnie fakt, że nie było jej auta. O tej porze w sobotę zawsze jest w domu. Chyba, że zaparkowała z tyłu. Zapukałam kilka razy, ale nadal nikt mi nie otwierał. Lekko pociągnęłam za klamkę, po chwili drzwi otworzyły się. Czyli jest w domu. W mieszkaniu panowała całkowita cisza. Powoli weszłam po schodach, które prowadziły do jej pokoju. Drzwi od pokoju były otwarte na oścież. Lily leżała na łóżku twarzą w poduszce. Cichutko podeszłam do łóżka i usiadłam koło niej. Teraz to już było jasne, że coś się stało. Nagle podniosła się i strasznie mocno mnie przytuliła. Zdążyłam zauważyć jej podpuchnięte i podkrążone oczy. Ogółem twarz jej była strasznie zmęczona. A jakby było mało, cała trzęsła się.
- Odszedł. Rozumiesz? Odszedł. - mówiła przez łzy. - Straciłam go na zawsze. Nie ma już go. Nie ma. Odszedł. Wszyscy, których kocham odchodzą i nigdy nie wracają. Nigdy. Rozumiesz? Nie mam już nikogo. A obiecał, że zawsze przy mnie będzie. Że mnie nie zostawi. Ale odszedł. Nie ma już go. - szlochała.
- Ciii...  - starałam się ją uspokoić.
- Mój tata odszedł. Rozumiesz? - oznajmiła po chwili i zaczęła jeszcze bardziej płakać. - Nie ma już go. Nie mam nikogo. Wszyscy odeszli. Mama, teraz tata. Osoby, które zawsze mogły być przy mnie. Nie licząc Ciebie oczywiście. Tyle czasu spędziłam u niego w szpitalu, że nawet pamiętam każdą salę. Dlatego wystraszyłam się, gdy tylko trafiłaś do cholernego szpitala. Bałam się, że kiedy tylko tam weszłaś, że już nie wyjdziesz. Każdy kogo kocham, wchodząc do szpitala już z niego nie wychodzi. Tak cholernie się bałam. Rozumiesz? A teraz? Nie wyobrażam sobie mojego dalszego życia. Odszedł on. Mama. Zostałam sama. Całkowicie sama. - urwała. - Nie radzę sobie. Jest mi tak cholernie ciężko. To jest za dużo. Za dużo. - dławiła się łzami. - Chciałam być silna. Wiesz, dla niego, dla mamy. Ale ja nie potrafię. Przerasta mnie to. Siedzę w tym pustym domu i zastanawiam się, jak to jest być szczęśliwym mając rodzinę. Wiesz, taką pełną. Wspominam sobie nie raz jak jeździłam z nimi do wesołego miasteczka. Od zawsze to kochałam. Tą nutkę ekscytacji, a zarazem strachu. Teraz już tego nie ma. Nie ma ich. Zostały tylko wspomnienia. Wspomnienia, które wolałabym żeby stały się rzeczywistością. A przecież to niemożliwe. Jeszcze ten dom. Nie potrafię go sprzedać, a zarazem nie potrafię w nim sama mieszkać.
- Masz mnie. Austina. Nialla. Chłopców. Masz ludzi, którzy Cie kochają i zależy im na Tobie. Dasz sobie radę. Z nami dasz. Nie będziesz sama. Nigdy nie będziesz. Pamiętasz co mi zawsze mówiłaś? Że mam już Cie na zawsze i że nigdy się od Ciebie nie uwolnię. To działa w dwie strony. Nigdy Cie nie zostawię. Nigdy. Choćby nie wiem co się stało, zawsze będę przy Tobie. Nie zapominaj o tym. Jesteś dla mnie jak siostra. Jak rodzina. Zawsze nią byłaś i będziesz. Zawsze. - przytuliła mnie mocnej, po czym spojrzała na mnie.
- Przepraszam. - wyjąkała a ja wzięłam koc, który leżał na łóżku. - Tak strasznie przepraszam. Mogłam Ci od razu powiedzieć. Izolowałam się od każdego, tak jakby to miało rozwiązać wszystkie problemy. Niall dzwonił do mnie niejednokrotnie, a ja nie potrafię z nim rozmawiać. - przerwała. - Tak ciężko jest udawać, że wszystko jest w porządku i że nic się nie dzieje. Ostatnio gdy zadzwonił, powtarzałam w duchu, żebym się nie rozryczała. Wiesz jakie to trudne? - urwała. - Boje się, że jego też stracę. Po raz pierwszy kogoś tak mocno pokochałam, jak Iana. Wydawałoby się to niemożliwe, a jednak.  Jeszcze takiego strachu mi napędziłaś, że myślałam że nie wytrzymam. Wiesz, że jesteś dla mnie niesamowicie ważna? Tylko Ty mi pozostałaś. Wiesz o mnie wszystko i nie potrafię przed Tobą udawać. Przepraszam. Tak strasznie Cie przepraszam. - poleciały jej kilka łez po policzku, więc mocno przytuliłam ją do siebie.
- Cii. Nic się nie stało. Damy radę, zobaczysz. Będzie trudno, ale kto powiedział, że będzie lekko? Czasem musi być burza, żeby potem pojawiło się słońce. Nie zapominaj, że mimo wszystko należysz do mojej rodziny. Wiesz, 18 lat razem to nie jest mało. - zaśmiałam się. - Zobaczysz, jakoś to będzie. Przebrniemy przez to. Obiecuje. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć czy dzwonić. Choćby była noc to nie będzie problem. To nigdy nie był problem. Zawsze będę przy Tobie. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się.

*
   Tak nam zleciał cały dzień. Stwierdziłam, że zostanę u niej na noc. Nie chciałam zostawić jej samej. Nie w tej chwili. Rozmawiałyśmy całkowicie szczerze. Tak bardzo brakowało mi tego. Przykro mi z powodu jej taty, ponieważ straciła oboje rodziców. Ich się nie da zastąpić nawet w połowie. Na szczęście ma jeszcze nas, więc nie jest całkowicie sama. Nigdy jej nie zostawimy. Niech nawet o tym nie myśli, bo jest to nie wykonalne. 
   Po tym wszystkim nastał wieczór, a my od niecałej godziny oglądałyśmy komedie, więc cały czas się śmiałyśmy. Mój telefon cały czas dzwonił. Miałam ochotę go wyłączyć i wyrzucić gdzieś. Louis na zmianę z Harrym. No tak, Louis pewnie dowiedział się, że sama wróciłam ze szpitala. A Harry? Pewnie Louis dzwoni z jego telefonu z nadzieją, że odbiorę. Nie doczekanie jego. Wysłałam mu jedynie SMS:

     Do: Louis. 
     Jestem cała i zdrowa. Nie musisz się martwić. 
     Jutro pogadamy jak wrócę.
     Zara. x

- Martwił się o Ciebie. - powiedziała Lily.
- Kto? Louis? - zdziwiłam się. - Przecież wszystko okej. Wyszłam z domu i jestem u Ciebie. Nic mi się stać nie może przecież. 
- Mam na myśli szpital. - wzięła trochę popcornu, po czym zjadła go. - Gdy tylko do niego zadzwoniłam przeraził się i po 10 minutach był wraz z Harrym i Liamem. A z Austinem omal się nie pozabijali. - zaśmiała się. - A gdybyś tylko widziała jak opuszczali szpital. Gomez nie przytrzymał mu drzwi, po czym ten oberwał i zaczęła się kłótnia. 
Zaśmiałam się. 
- Szkoda, że tego nie widziałam. - wyznałam. 
- Która jest godzina? - spytała.
- Koło 19, a czemu pytasz? 
- O rany! - podniosła się. - Miałaś mieć randkę z Harrym! Jejku! Miałam Ci pomóc z kiecką. - zaczęła dramatyzować.
- Tak, wiem o tym. - oznajmiłam spokojnie.
- Jeszcze można coś ogarnąć... - przerwałam jej.
- Nie. Zostanę z Tobą. Harry może poczekać. Zresztą to i tak była część zakładu, więc..
- Ale przecież.. - nie dokończyła.
- Zostanę.  Nawet nie próbuj mnie wyrzucać czy cokolwiek w tym stylu. Jasne? Przełożę to i kiedy indziej mi pomożesz, ok? - uśmiechnęłam się.
- O ile będzie to 'kiedy indziej'  no ale okej, jak wolisz. Jednak jeśli będzie to nawet nie waż się odwołać! Czuje się winna, bo zmarnowałam Ci szansę. - założyła ręce na piersi.
- I nie potrzebnie. Poradzę sobie. - oznajmiłam.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym powiedziała:
- Zrobię więcej popcornu. - zeszła po schodach.
   Teraz do mnie to doszło. Louis nie dzwonił z telefonu Harrego. To był Harry. Nagle poczułam się dziwnie, że go wystawiłam. Ale przecież nie zrobiłam tego celowo. Po prostu przyjaciele są dla mnie na pierwszym miejscu. Zakładam, że dla niego również. Odblokowałam telefon, po czym napisałam:

     Do: Harry x
     Przepraszam Cie. Dziś nie mogę.
     Możemy to przełożyć?
     Zara xx

Wysłałam wiadomość, a Lily zdążyła przynieść kolejną miskę popcornu. Obejrzałyśmy kilka filmów, pogadałyśmy i tak właśnie minął nam cały wieczór, po czym usnęłyśmy.

_______________________________________

   Więc oto rozwiązanie zagadki ' Co z Lily? '  Liczę, że się spodoba :3 Jak go czytałam kilka razy to muszę stwierdzić, że chyba nie najgorszy, także... Miłego czytania i zdania relacji! :) x 
No to teraz mogę bez przeszkód wyruszyć w dziką podróż w nieznane. Haha. Następny tak jak mówię powinien pojawić się 31 lipca lub 5 sierpnia. Ewentualnie pomiędzy tymi datami! Pozdrawiam i ściskam was mocno! <3 Do następnego!

/ Kowalska x

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 11



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)




25 kwietnia, godzina 8:15

                                                                       

  Obudziło mnie donośne walenie do drzwi, które jednak szybko zignorowałam i przewróciłam się na drugą stronę. Niestety upierdliwy ktoś dalej niemiłosiernie dobijał się do moich drzwi. Na chwilę przestał, a potem usłyszałam Up All Night od najukochańszego zespołu. 
- ZARA! - usłyszałam głośny głos Lou. - Radzę Ci wstać, bo możesz się nie wyrobić kochana. - zaśmiał się.
Niechętnie podniosłam się z łóżka i spojrzałam na telefon. Zawał! Miałam być w szkole! Otworzyłam drzwi od mojego pokoju i krzyknęłam:
- LOUIS! TY IDIOTO! Nie żyjesz! - oznajmiłam na całe mieszkanie, po czym zerwałam się na równe nogi i zaczęłam przygotowywać się


Tymczasem w kuchni. 


   Louis schodził spokojnie po schodach gwizdając przy tym,po czym zajął miejsce przy stole. Chłopaki zbytnio się tym nie przejęli i dalej jedli pyszne śniadanie, które przygotował im Harry. 
- LOUIS! TY IDIOTO! Nie żyjesz! - usłyszeli wkurzony głos Zary. 
Louis jedynie zaśmiał się i dalej wcinał naleśnika. 
- Um, co się stało? - spytał ciekawy Liam. 
- Daj jej momencik. Tylko musisz być czujnym. - ostrzegł Liama, chociaż dalej pozostawił go w niewiedzy, a sam wycofał się z kuchni.
Po niespełna 10 minutach wkurzona zeszłam na dół. Rzuciłam torbę na podłogę i wzrokiem szukałam tego idioty. Zayn zapewne domyślił się, bo wskazał na ogródek. Nie tracąc czasu wybiegłam z kuchni prosto do ogródka i zaczęłam gonić Louisa, który biegał tam i z powrotem, aż w końcu wparował do domu a ja za nim.Chłopacy z zainteresowaniem przyglądali się tej scenie. W końcu skoczyłam mu na plecy i wywaliliśmy się. Korzystając z pięknego rozwoju sytuacji zaczęłam go łaskotać do momentu, w którym czyjeś silne ręce odciągnęły mnie od Louisa. To był Harry.
- Piękne przedstawienie! - przyznał Zayn. - Mogę wiedzieć o co w nim chodziło? - spytał.
- Ten idiota wyłączył mi każdy budzik jaki miałam!
- To rytuał! Jak mogłaś na to nie wpaść? - udał obrażonego. 
- To idiotyzm. Zresztą nie ważne, jestem spóźniona. - oznajmiłam i dopiero teraz przypomniałam sobie, że nadal jestem przytulona tyłem do Harrego, dlatego też delikatnie oderwałam się od niego. - To cześć! 
- Halo! A śniadanie? Wracaj tutaj. - zaczął poważnym tonem Liam. - Chyba nie chcesz morałów, hm? Siadaj i wcinaj.
- Dobrze tato.
Niechętnie podeszłam i usiadłam przy stole. Tam czekał na mnie talerz z naleśnikiem. Po zjedzeniu podziękowałam kucharzowi i pożegnałam się z resztą.

*

   Zaparkowałam auto na parkingu i udałam się do budynku. Akurat zaczynała się druga lekcja - rozszerzona chemia. Mogłam się jednak nie budzić. Chociaż.. jeśli Lily już jest to może zerwiemy się.. Tylko gdzie ona jest? Podeszłam do mojej szafki i wyciągnęłam książki do chemii. Lily akurat siedziała na ławce przed klasą i czekała na dzwonek. Zamknęłam szafkę i ruszyłam w jej kierunku. Widząc mnie od razu wstała i przytuliła mnie na przywitanie.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć. Jak tam? Wszystko okej?
- Prędzej to ja Ciebie powinnam się o to zapytać. Wiesz jak Austin się o Ciebie martwił? Zresztą ja też!
- Domyślam się, ale w łóżku nic mi się nie stało. Żyje przecież. Nie wiem o co ta cała afera. - uśmiechnęła się.
- Jasne, najlepiej tak powiedzieć. - udałam oburzoną.
- Oh, no przepraszam. Już Austin zrobił mi wykład na ten temat i od teraz boje się spać we własnym łóżku.
- Austin w szkole? - zdziwiłam się.
- Tak. Edwards ma na niego niezwykły wpływ. Ograniczył imprezy. Nawet zaczyna się uczyć..
- Wiesz lepiej późno, niż wcale. - przyznałam i zaśmiałam się.
- Ale tu chodzi o sam fakt! Zmienił się i to widać. Aż dziwne, jak jedna dziewczyna może wpłynąć na chłopaka. Kompletnie stracił dla niej głowę. - zaśmiała się. - Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam z nim na imprezie czy cokolwiek..
- Ja też. Takie dziwne i nienormalne.  A co u Ciebie? - spytałam, na co delikatnie spoważniała.
- Wszystko w porządku. Znalazłam pracę. - powiedziała. - Jestem kelnerką w Thai Square. Nie najgorsza robota. Jedyny minus tej roboty to bycie miłą na siłę. Ugh. Wiesz, klient nasz pan! - przewróciła oczami i wzruszyła ramionami. - To jest zimne! Przepraszam, tutaj jest włos! Z kierownikiem poproszę! - zaczęła przedrzeźniać swoich klientów. - Idioci.
- A jak z Niallem? - poruszyłam śmiesznie brwiami.
- A co ma być? - zarumieniła się delikatnie.
- Oj, no wiesz! Jesteście razem?
- Czy ja wiem... Zachowujemy się jak para, ale czy serio jesteśmy razem to nie wiem. - uśmiechnęła się ciepło.
  Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy naszą ławkę przy oknie. W czasie lekcji nasz nauczyciel od rozszerzonej chemii  dostał telefon od swojej żony, po czym krzyknął jedynie " Będę ojcem! " i wyleciał pędem, zostawiając nas samych w klasie do końca lekcji.
- Myślisz, że z Harrym to coś na poważnie? - spytała, wyrywając mnie z transu.
- Co? - zdziwiłam się.
- Oh, no wiesz. - oparła głowę na ręce. - Chyba nie myślisz, że jestem głupia lub ślepa. - puściła do mnie oczko.
- Ty coś sugerujesz czy tylko mi się wydaje? - uniosłam lekko brew.
- Ależ skąd. Oglądałaś wczoraj mecz Manchester z Arsenalem? Mój wujek obstawił ten mecz. Dzięki temu wygrał 100£ bo postawił na Manchester. Wiesz, ja byłam przekonana, że Arsenal wygra. Wiesz, kasa by się na zakupy przydała... - spojrzała na mnie jakby znacząco.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się, a ona zaśmiała się. - Co jeszcze wiesz? - spuściłam głowę.
- Od wesołego miasteczka do meczu słońce. Przede mną nic nie ukryjesz. Głodomorek wszystko mi wypaplał. - oznajmiła.- Trochę mi przykro, że to on niego się dowiedziałam a nie od Ciebie..
- Przepraszam. - przytuliłam ją. - Miałam zamiar dziś Ci o tym powiedzieć. Uznałam, że przez telefon nie wypada. - zarumieniłam się na wspomnienie z Harrym.
- Oh, daj spokój. Nic się nie stało, ale to ostatni raz jasne? Chce być na bieżąco i ... - przerwała. - Matko Boska Ty się rumienisz! No to będzie ciekawie. - uśmiechnęła się, ukazując szereg swoich białych ząbków.
- Skończ. - zaśmiałam się - Mam rozumieć, że mi pomożesz z wyborem kiecki?
- Jasne, a kiedy masz tą przegraną randkę, na którą strasznie się cieszysz, mimo że nie jesteś tego świadoma?
- Co? - zaśmiałam się. - Jutro. Nie powiedział gdzie, ale mam na 18 być gotowa.
- Bułka z masłem. - oznajmiła. - Taki problem to nie problem.
   Dzwonek powiadomił nas o skończonej kolejnej lekcji. Rozmawiając, udałyśmy się do szafki i na następne lekcje.

*

   Fizyka. Kto to w ogóle wymyślił? Teoria bezwzględności, indukcja i fale elektromagnetyczne, termodynamika.. Jak czasami rozumiem fizykę? Były dwie małpy, jedna z nich była wielbłądem. Ile waży piasek, gdy jest zimno i ciemno? O zgrozo. Nie dość, że to przed ostatnia lekcja to bonusowo strasznie boli mnie brzuch. Jakby mnie coś wyżerało od środka. 
- Tomlinson? - usłyszałam swoje nazwisko i podniosłam głowę do góry.
- Co?
- Nie co, tylko do tablicy. - rzuciła wściekle pani Anderson. Nie sposób ukryć, jak niesamowicie mnie nienawidzi. Ta jędza nie lubi mnie w szczególności przez mojego braciszka. Skoro on był nieukiem z fizyki to według niej - ja również. Oczywiście w mit o blondynkach również wierzy i stawia wysoko, tak więc z każdej strony jest ciekawie. W każdej możliwej sytuacji próbuje mnie uziemić, aczkolwiek jej to nigdy nie wychodzi. Zabawne.
   Raz, że nie wiedziałam które zadanie przerabiamy. Dwa miałam wrażenie że umrę przy tej tablicy przez ten ból. Dobry Boże.. Po drodze do tablicy, zauważyłam jak inni robią zadanie 5 ze strony 253. Piękny refleks Tomlinson. Zrobiłam zadanie, za które dostałam piątkę i usiadłam, by dalej zwijać się z bólu. Cudnie.
- Wszytko okej? - spytała szeptem Lily.
- Tak. - odpowiedziałam z nadzieją, że wkrótce przestanie mnie boleć.
- Nie wyglądasz. Pobladłaś strasznie. - uważnie mi się przyjrzała.
- Jest w porządku. Dam rade.
Dzwonek zadzwonił, po czym opuściłyśmy klasę. Lily już osiągnęła swój poziom przerażenia, przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ cały czas pyta czy wszystko gra, a w momencie gdy jej oznajmiłam, że boli mnie brzuch to w jej uszach zabrzmiało jakbym była umierająca. Kochana.
- Może zadzwonimy po Louisa?
- No ale po co? Przecież mam auto. Zresztą to ostatnia lekcja, dam se rade. - powtórzyłam jej po raz kolejny.
- Szczerze w to wątpię. Oh daj spokój, przyjedzie po Ciebie i..
- I co? Dalej się będę męczyć, tyle że w domu. Fascynujące.
- Zara. Krew Ci leci z nosa. 
   Dotknęłam palcem miejsca skąd płynęła krew. Zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami. Jedyne co zapamiętałam, to przerażenie na twarzy Collins, po czym runęłam na ziemię.

____________________________

   No więc tym oto sposobem mamy 11 rozdział :3 Liczę na to, że się spodoba ale ostateczną opinie oddaje wam. Mam nadzieje, że 12 mi wyjdzie tak jak zaplanowałam, bo mam go już w głowie. 
   A i jest jeszcze jedna sprawa. Mianowicie rozdziały dodaje jakoś co tydzień we wtorki, ale z racji tego że mamy wakacje - wyjeżdżam na kolonie. Nie będzie mnie dwa tygodnie, dlatego też albo dodam jak wrócę albo jak znajdę wifi. Jest też trzecia opcja - przed wyjazdem dodam następny. Zobaczymy x
   



/ Kowalska x

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 10



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)


   Po drodze zadzwoniłam do Lily i gdy oznajmiłam jej nasze plany na wieczór oraz że za chwilę po nią wpadniemy szybko odmówiła tłumacząc się, że nie da rady i musi jechać do rodziny. Przykro, że nie jedzie z nami, ponieważ ona strasznie lubi wesołe miasteczka. Zaraz po centrum handlowym.Ostatnio co raz częściej jeździła do rodziny, nie raz przekładała plany i tłumaczyła się tą samą wymówką, że nie da rady w ten dzień. No cóż...
   Przekraczając terytorium wesołego miasteczka rozszedł się istny chaos! Wszyscy chcieli iść gdzie indziej. Dzieci! Wielkie, wyrośnięte dzieci. 
- Hej! Spokojnie. - krzyknął w końcu Liam i jak na zawołanie każdy ucichł. - Przecież wszędzie pójdziemy no. 
- No tak.. To ja zaraz będę! - krzyknął i zniknął gdzieś w tłumie Niall. Nie trudno było się domyśleć gdzie polazł. 
   Z resztą zadecydowaliśmy, że najpierw udamy się na rollercoastera , ponieważ on był najbliżej. Potem dom strachów. Oczywiście zrobiliśmy sobie śmieszne zdjęcia w budce. Diabelski młyn był świetny! Masa radości! Niall jak wszedł na kucyka i jeździł wokoło karuzeli to ciężko było go stamtąd wywlec. Piękny widok. Ogółem świetnie się bawiliśmy. Prawie jak dzieci, tylko takie duże.
   Gdy tylko zobaczyliśmy wielką kolejką górską to normalnie chyba każdy przyspieszył. Niall od razu usiał z Liamem, a Zayn z Louisem. Wyglądało na to, że ja miałam miejsce z Harrym. Jak się okazało, Harry nie lubi kolejek górskich. Niestety było trochę za późno na jakieś gadu gadu i zniecierpliwiony facet zamknął nas bez możliwości już wyjścia i kolejka ruszyła. Mieliśmy dobry widok na chłopaków. Harry nie odzywał się do mnie przez pewien czas. W sumie to normalne, od tamtego razu nie zamieniliśmy żadnego słowa. Jeśli już to skakaliśmy sobie do gardeł. Jednak los chyba planował inaczej dla nas..
   Po upływie około 10 minut kolejka stanęła całkowicie w połowie, na samej górze. Słychać było pisk ludzi,  ja natomiast postanowiłam skorzystać z cudownych widoków i podziwiałam piękną panoramę Londynu nocą. 
- Proszę bez paniki. Kolejka będzie wznowiona za półgodziny. Przepraszamy za utrudnienia. - ogłosił mężczyzna w megafonie. Westchnęłam cicho i starałam się wrócić do poprzedniego zajęcia.
- Przepraszam. - usłyszałam zachrypnięty głos Harrego. Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę. - Naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak kompletny idiota. Przez ostatnie dni nie byłem sobą. Wiem, że Cie uraziłem i sprawiłem Ci przykrość, ale naprawdę strasznie mi przykro. Jeśli istnieje taka szansa to chciałbym to naprawić.
- Słuchaj, naprawdę nie wiem co Ci mój brat powiedział lub starał się wtłuc do głowy, ale to nie przejdzie. Nic to nie zmieni. - oznajmiłam najzwyczajniej w świecie.
- Daj mi szanse, a zobaczysz. Sprawie, że się mylisz.- pokazał na palcu. - Jedna. Jedna szansa mi wystarczy. Znaczy mam taką nadzieje. 
   Próbowałam być nieugięta. Każdy jego argument podważałam i szło mi całkiem nieźle, ale gdy przysunął się bliżej mnie, złapał za podbródek i delikatnie pocałował... Rozpłynęłam się. Pieprzone motylki w brzuchu. Co to jest w ogóle? Gdy tylko spojrzałam w jego oczy zobaczyłam małe, zielone iskierki. Po tym krótkim pocałunku uśmiechnął się. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale coś mnie do niego ciągnęło. Jak magnez metal. Nie wytrzymałam. Pocałowałam go po raz kolejny, chłopak najwyraźniej się tego nie spodziewał, ale odwzajemnił go. To był inny pocałunek. Pełen emocji, delikatności, ale i namiętności, czułości. Nagle kolejka ruszyła, a Louis krzyknął: 
- Dzięki gołąbeczki za wznowienie kolejki!
   Obydwoje zaśmialiśmy, a ja wtuliłam się w Harrego, który objął mnie ramieniem. 
- Czyli mam rozumieć, że mogę liczyć na drugą szansę? - spytał dźgając delikatnie mnie w brzuch.
Zaczęłam się trochę wiercić i śmiać. Gdy się uspokoiłam powiedziałam:
- Tylko nie spierdol tego. - ten jedynie uśmiechnął się ukazując przy tym słodkie dołeczki.
   Nim się spostrzegliśmy, kolejka się zatrzymała i mieliśmy już wysiadać. Chłopaki już wysiedli i czekali tylko na nas. Nie wiedzieć czemu żaden nie rzucił zbędnego komentarza, ani nic. Jedynie Louis i Liam uśmiechali się, jakby coś im się udało i byli z tego dumni. 
    Zrobiło się już późno, wybawiliśmy się i mieliśmy na chwile obecną dosyć wrażeń (przynajmniej ja) więc postanowiliśmy wrócić do domu. Po drodze kupiliśmy trzy pizze, także kolacje mieliśmy już z głowy. 


Tydzień później.. *20:45 - czwartek*

   Następnego dnia widziałam się z Lily. Trochę pogadałyśmy, obejrzałyśmy jeden sezon Skins. Taki typowy babski wieczór. Miałam wrażenie, że była taka nieobecna. Choć widać było, że stara się być normalna - kiepsko jej to wychodziło. Chciałam z nią pogadać - tak jak zawsze gdy nas coś gryzło - ale nie nie mogę nic na siłę. Nie zmuszę jej, żeby wszystko mi wyśpiewała. Strasznie martwię się o nią, ale muszę chyba poczekać.  
   Ostatnie wydarzenia jednak niczego jak na razie nie zmieniły. Oprócz tego, że z każdym normalnie rozmawiam i wszytko jest okej. Z Harrym jest w porządku. Nie kłócimy się, dużo rozmawiamy ale na tym kończymy. Tamten wieczór w wesołym miasteczku zostawiliśmy bez komentarza i jakoś nie rozmawiamy o tym. 
   Chłopacy już wrócili ze studia, więc postanowiłam zejść na dół. Starałam zachowywać się naturalnie, tak jakby nic wcześniej nie uległo zmianie. Bo chyba nie uległo, tak?
- Hej - przywitałam się. - Jak tam?
- Oglądamy mecz Manchester - Arsenal. - oznajmił Niall wskazując na telewizor.
- Mhm.. Okej. - usiadłam na wolnej pufie i  dołączyłam się.
- Ty przecież nie oglądasz piłki nożnej. - zdziwił się Louis.
- Ciekawe od kiedy. 
- Zazwyczaj gdy leci mecz, Ty wychodzisz do Lily lub do swojego pokoju. - odpowiedział.
- A tam oglądam mecz, bo z Tobą się nie da. - zaśmiałam się.
- Serio? Żartujesz chyba sobie. - zdziwił się Lou.
- Nie tym razem braciszku.
- Nie wierze ci. - powiedział Lou. - Dziewczyny nie oglądają takich sportów.
- Najwidoczniej słabo ją znasz. - wtrącił Liam.
Wszyscy nagle spojrzeli na niego, na co on się tylko uśmiechnął, po czym dodał:
- Najwyraźniej nie o wszystkim wiesz, co świadczy tylko o tym, że dosyć słabo znasz swoja siostrę..
   Lou nic nie powiedział tylko wrócił do meczu. Zauważyłam że Harry przez cały czas mi się przygląda. Lekko uśmiechnęłam się do niego, na co on odwzajemnił się ukazując dołeczki.  
- 75 minuta i dalej nic.  - mruknęłam. - Jestem pewna, że w do końca dalej będzie 1:1.
- Daj im czas, a będzie 2:1 dla Manchesteru. Manchester dziś wygra. - powiedział Harry.
- Aż taki pewny jesteś? Wydaje mi się, że Aresnal za niedługo trafi. 
- Ależ oczywiście! Nie mają na co liczyć- uśmiechnął się zadziornie.
- Żebyś się czasem nie przeliczył. Będzie remis i najprawdopodobniej 1:1. Jeśli nie to Aresenal wygra. Zobaczysz.
- Chcesz? Mogę się z tobą nawet założyć.
- Pewnie. - powiedziałam podając mu dłoń. - Tylko o co?
- Nie wiem.. - zaczął się zastanawiać- O! Już wiem! Jeśli ja wygram to zabieram Cie na randkę. - oznajmił.
W pomieszczeniu rozszedł się gwizd, ale zignorowaliśmy to. Mogłam się domyślić, że nie odpuścił i nie zapomniał o tym co powiedział mi wtedy w kolejce...
- No ale nie wygrasz. W takim razie jak ja wygram to...
- Będę przez cały dzień do twoich usług. - powiedział i śmiesznie poruszył brwiami.
- No tak! Zapomniałam! Jutro idę na zakupy. Przydasz mi się.
- No nie przydam Ci się jednak bo wygrają. Zobaczysz. - uśmiechnął się
- Możesz marzyć. -powiedziałam. - Zayn przebij to!
   Zayn przebił nasze ręce i powróciliśmy do oglądania meczu Manchester City-Arsenal. Mam być szczera? Miałam cichą nadzieje, że coś pójdzie nie tak i wygra Harry. Chociaż potrzebowałabym go na zakupach. Z drugiej strony, mogłabym Lily wyciągnąć. No nic.. 
   W 79 minucie Manchester strzelił bramkę, po czym Harry automatycznie poruszył śmiesznie brwiami. W 83' Arsenal wyrównał i było 2:2. Uśmiechnięta pomachałam Harremu znad miski z popcornem. Potem się wyłączyłam, bo dostałam SMS od Austina.

     Od: Austin. xx
     Rozmawiałaś może z Collins? 

     Do: Austin. xx
     Dziś nie. Stało się coś?

   Wysłałam i czekałam na odpowiedź. Chłopaki chyba stracili poczucie meczu, bo zaczęli zawziętą konwersacje na temat kto normalny wynalazł łyżkę, dlaczego marchewki rosną pod ziemią i czy Zayn ma dobrze ułożone włosy. Na telewizorze była już 85' a wynik dalej był remisem. Czyli mam wygraną w kieszeni. Wiadomość.

     Od: Austin. xx 
     Nie wiem co się dzieje. Nie potrafię do niej dodzwonić. 
     Cały czas się poczta włącza. W domu też jej nie ma.. 
     Spróbowałabyś zadzwonić? 

   Po tej wiadomości wystraszyłam się. Wyszłam z salonu zostawiając w nim jedynie chłopaków, po czym udałam się na ganek, na ławkę. Noc była ciepła, a gwiazdy na niebie bardzo widoczne. Przyjemnie. Wykręciłam numer do Collins. Nic. Próbowałam kilka razy, ale nadaremno. Zaczynałam mieć w głowie najgorsze scenariusze. Po około 10 minutach zadzwonił telefon. To była Lily.
- Boże co się dzieje, czemu nie odbierasz? 
- Spokojnie, nic mi nie jest. - oznajmiła beznamiętnym głosem. - Na zmianę z Austinem. Jeśli byście mogli to nie dzwońcie co kilka minut bo nigdy się nie wyśpię
- Nawet nie wiesz jak się martwiłam. Myślałam, że coś się stało.. - powiedziałam. 
Zamilkła na moment, a potem powiedziała:
- Co mogłoby się stać podczas spania? - jej głos był niemożliwie spokojny. 
- No nie wiem, jejku po prostu odbieraj następnym razem bo wpędzisz nas do grobu! W tak młodym wieku nie chce umrzeć! 
- Idioci. Wszędzie idioci. - oznajmiła. - Nie wiem czemu się z wami przyjaźnie. 
- Bo jesteś taka sama. - urwałam. - Kochamy cie.
Po drugiej stronie nastąpiła cisza. 
- Ja was też. - oznajmiła. - Chcesz coś jeszcze?
- Spotkamy się w szkole mam rozumieć? - spytałam wpatrując się w gwiazdy. - Mam Ci trochę do opowiedzenia.
- Jasne. Do zobaczenia. 
- Pa. - zakończyła połączenie.

     Do: Austin. xx
     Fałszywy alarm. Wszystko okej. 


W końcu podniosłam się i wróciłam do salonu. Louis kłócił się z Niallem o swoje marchewki, które  mu zjadł pod pretekstem, że "nic nie było w lodówce" . Zaśmiałam się i postanowiłam pójść do pokoju, jednak po drodze ktoś chwycił mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Hazza.
- Mam nadzieje, że nic nie zaplanowałaś na sobotni wieczór - powiedział z cwaniackim uśmiechem.
- Nie, a nawet jeśli to co? - zmarszczyłam lekko brwi.
- To lepiej odwołaj to. - oznajmił, po czym zbliżył się do mnie. - Przegrałaś skarbie. - szepnął mi do ucha. 
Spojrzałam na niego zdziwiona. Wtedy puścił nasze splecione ręce, po czym dodał:
- Pamiętaj, sobota o 18. - i zniknął za ścianami salonu. 
Dobry Boże, w co ja się wpakowałam... Westchnęłam cicho i poszłam do pokoju się odświeżyć, po czym zapadłam w głęboki sen. 
___________________________________________

Mam nadzieje, że rozdział choć trochę się spodoba. 
HOLIDAYS! <3 .                                                                                
Cieszycie się? Jak po zakończeniu roku szkolnego? :) x
P.S - Jeśli mogę was poprosić, to zostawcie jakiś komentarz. Może być jakaś emotikona, zwykłe słowo. Nie proszę o dużo. Naprawdę.

 / Kowalska x

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 9

Przepraszam, za taką nieobecność.Przyznaje, że zapomniałam o tym blogu i po prostu zaniedbałam go :<
Teraz trochę nudziłam się i postanowiłam napisać rozdział :)
Znów dostałam chęć by pisać, tworzyć. Szkoła się skończyła więc chyba dam rade x .
To wszystko. Jeśli wytrwałeś/aś to gratuluje i życzę miłego czytania :) x

CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ
PRZY OKAZJI :)
_______________________________________________________________________

- Tata? - spytałam i rzuciłam się na lekko osiwiałego mężczyznę.
- Cześć księżniczko. - mocno mnie do siebie przytulił. - Boże jaka Ty wysoka. Wypiękniałaś!
- Nadal jest niska tato. Młody krasnalek. Przez obcasy nie staje się wyższa. Kurdupelek był, jest i będzie. - rzucił Lou i zaczął się chichrać.
- Skarbie, ale wiesz o tym, że małe jest piękne, a i przy okazji ja w przeciwieństwie do Ciebie mogę założyć obcasy i optycznie jestem wyższa. A Ty se mózgu nie założysz, ani nie kupisz przez allegro. - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce przy stole między mamą a Zaynem, natomiast naprzeciwko Liama.
- Zabawne. Zabawne. - zaśmiał się sarkastycznie mój brat.
   Mama ugotowała pyszną kolacje. Oczywiście tematy rozmów głównie schodziły o One Direction albo tata opowiadał jak tam w jego pracy oraz jakie zlecenia wykonywał. Zawsze o tym jest rozmowa, ale w sumie lubiłam nawet ten temat. Temat po kolacji nie zmienił się ani trochę. Wszystko było dobrze, dopóki tata spytał:
- A co u Ciebie Zar? Jak tam po olimpiadzie? - spytał tata chcąc jak mniemam dobrze, ale nie udało mu się za bardzo. O mały włos bym się zakrztusiła.
Czułam niemal wszystkie pary oczu skierowane na moją osobę. Ukradkiem spojrzałam na Liama, miał niezidentyfikowany wyraz twarzy. Chyba po prostu czekał na moją reakcję.
- Bardzo dobrze. Jak każda inna. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, po czym upiłam łyk wody. Myślałam w głębi duszy, że sobie daruje, ale nawet nie myślał by to zakończyć.
- Jestem z Ciebie dumny. Zapewne poradziłaś sobie z nią świetnie. Jak z każdą inną. - uśmiechnął się ciepło.
No i oczywiście się zaczęło. Każdy z chłopców oprócz Liama zaczęli się pytać  " Co? Jaka olimpiada? "  . Ja jedynie wzruszyłam ramionami i powoli sączyłam swoją wodę.
- Czemu chłopaki nic nie wiedzieli o olimpiadzie? - zapewne był zdziwiony. Ba! Na pewno. - Pewnie zjawiliby się na trybunach i trzymali kciuki..
- Nie musieli. - skomentowałam krótko. - Zresztą, ciężko byłoby, żeby ich tam nie rozpoznali i mogli normalnie siedzieć trzymając kciuki. Trochę mało wykonalne nie sądzisz? - dodałam ostatnie zdanie ciszej i podniosłam wzrok na tate, który siedział między Liamem a Louisem. Cały czas uśmiechał się, ale teraz jego twarz przybrała wyraz smutku. - To ja może pójdę pozmywać. - oznajmiłam i zaczęłam zbierać puste talerze.
- Pomogę Ci. - zaoferował swoją pomoc Liam, po czym wziął resztę talerzy ode mnie i razem udaliśmy się do kuchni.
Ustaliliśmy po drodze, że ja pozmywam, a on wyciera. Nawet mi pasował ten układ.
- Zara. Nic nie wspominałaś, że twój tata wie o olimpiadzie..
- Bo byłam pewna, że nie wie. - przyznałam szczerze.
- Może pani Emma mu powiedziała. - powiedział powoli wycierając talerz, na jego słowa wybuchłam śmiechem. Brunet spojrzał na mnie z wyraźnym znakiem zapytania na twarzy.
- Proszę Cie. Prędzej uwierzę w świętego Mikołaja i świnie latające.  Moja najdroższa mama nie interesuje się mną nawet choć w połowie jak Lou. Ciężko, żeby cokolwiek wiedziała na temat mojego życia. - opłukałam dokładnie kolejny talerz i podałam chłopakowi. - Gdy tata albo Lou wyjeżdża, zawsze bierze nadgodziny w pracy, byle jak najmniej czasu ze mną spędzić.  - uśmiechnęłam się słabo.
- Ej, no. Nie smuć się. Masz nas i my też będziemy jak taka rodzina. Trochę dziwna, ale zobacz jaka wspaniała! Uśmiech widzę. Teraz! - jak na życzenie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Oczywiście nie obyło się od chlapania siebie wodą i pianą. Jak dzieci.. Takie wyrośnięte, duże dzieci.
   W pewnym momencie do kuchni wparował Harry i niestety jego niespodziewana wizyta była powodem stłuczonego talerza.
- Najpierw Austin a teraz Liam. Nie przeginasz czasem? - zakpił opierając się o framugę.
- Zamknij się i nie udzielaj wtedy kiedy nie potrzeba. - powoli puszczały mi nerwy. Szczerze powiedziawszy nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie. Szczególnie z nim.
- Przestańcie się kłócić do cholery! O co wam znowu chodzi? - powiedział Liam.
- Co nie uprzedziłaś go w co się pakuje, hm?
   Już miałam coś odpowiedzieć na to, ale chyba na szczęście zadzwonił mój telefon, po czym z gracją i wymuszonym uśmiechem wyminęłam Harrego i odebrałam nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Proszę, tylko się nie rozłączaj. Wysłuchaj mnie, ale błagam nie kończ tego połączenia. Wiem, że rozmowa akurat ze mną jest ostatnią rzeczą jaką chciałabyś robić na świecie, ale proszę Cie. - zaczął mówić szybko, ale zrozumiale Leon.
- Czego chcesz? - powiedziałam obojętnie.
- Spotkać się. - ściszył swój głos. - I porozmawiać..
- Właśnie rozmawiamy, ale ta rozmowa nie ma sensu.. Żegnam.
   Przejechałam palcem po czerwonym pasku, w celu zakończenia połączenia. Po jaką cholerę on dzwoni.. Za mało moje życie skomplikował? Eh. jeden odprawiony, teraz czas na pana wkurzającego loczka. Spostrzegłam, że Liam zawzięcie rozmawia z nim, tak jakby coś mu bardzo dokładnie tłumaczył. Loczek natomiast miał niewyraźny wyraz twarzy, jakby czegoś żałował. Doszłam do wniosku, że nie będę im przeszkadzać i chciałam zająć miejsce przy stole, ale zadzwonił dzwonek do drzwi dlatego też podniosłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Miałam szczerą nadzieję, że to Lily, ale otwierając drzwi wejściowe zdałam sobie sprawe jak mocno się pomyliłam. Przede mną stał Leon we własnej osobie z jedną, symboliczną, czerwoną różą. Moją ulubioną.. W duchu przeklinałam, używając każdego słowa po kolei i próbowałam zachować trzeźwy umysł, no i nie rozpłakać się przede wszystkim.
- Czego do cholery chcesz?
- 5 minut i wszystko będziesz wiedzieć. - można było wyczuć w jego głosie małą, prawie nie wyczuwalną nadzieję.
- Nie ma o czym rozmawiać. Zresztą nie rozumiem po co wróciłeś. Tak czy tak nie ma o czym rozmawiać.
- Proszę, daj kilka minut.. - chwycił  mnie bardzo delikatnie za rękę. - Proszę, Zara...
   Już chciałam coś powiedzieć, ale koło mojej osoby pojawił się Louis, który schował mnie za siebie i Leon momentalnie się cofnął krok do tyłu, puszczają przy tym mój nadgarstek. Przeklnęłam po raz kolejny i głośno przełknęłam śline.
- Powiedziała chyba, że nie to nie. Czegoś nie rozumiesz? - czułam jak jego mięśnie spinają się.
- Ty nie rozumiesz. Muszę z nią porozmawiać. - stał w miejscu nadal kontynuując. - Zara, proszę.
- Zdradziłeś ją i myślisz, że pozwolę na to by z Tobą rozmawiała? W wielkim błędzie jesteś.
Spojrzał na mnie, a ja od razu widziałam o co mu chodzi, dlatego też nie potrafiłam z nim być sam na sam.
- Mówiłem, że nic nie wiesz.. - westchnął cicho i podał mi z wahaniem różę. - Przepraszam. Przemyśl to jeszcze. Proszę.
- To mi wyjaśnij do cholery. - Louis tracił powoli nerwy, czułam to.
   Nie mogłam dłużej przysłuchiwać się temu. W końcu wiedziałam, że wcześniej czy późnej i tak się dowie. Ale byłam pewna, że zdecydowanie później. Ze łzami w oczach wbiegłam na górę prosto do głównej łazienki na korytarzu, zamknęłam ją od środka i zsunęłam się po drzwiach. Po drodze słyszałam jak Lou mnie woła.
   Cholera jasna. Wiedziałam, że skoro jest w mieście - to będą problemy. Niektóre osoby po prostu mają na drugie imię PROBLEM. Było dobrze, nawet bardzo. Nikt nic nie słyszał, nikt już nie pamiętał, nikt nic nie wiedział. A teraz? Louis najprawdopodobniej zna już prawdę i chłopaki próbują go odciągnąć od mojego byłego chłopaka.. Jak to źle brzmi.. Chociaż jest też druga opcja nic mu nie powiedział i poszedł sobie... Tak, zdecydowanie jestem za drugą opcją. Czułam jak słona ciecz spływa po moim policzku. Boże, czemu? Musiało się coś spieprzyć. Musiało. Po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny dźwięk walenia do drzwi. Nawet nie musiałam się trudzić kto to był, ponieważ to mogła być tylko jedna osoba - Louis. Jeszcze bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, gdy usłyszałam jego wkurzony głos.
- Zara! - krzyczał nadal waląc w drzwi.
   Wydawało mi się, że to tylko kwestia czasu zanim je wyważy. To chyba nie muszę ich otwierać.. Podkuliłam nogi pod brodę i zostałam w tym samym miejscu.
- Zara wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz te pieprzone drzwi! - cisza. - Chce porozmawiać. - dodał nieco spokojniej. - Zara...
   Zapanowała cisza, aczkolwiek wiedziałam, że nadal tam jest i czeka na mój ruch. Niechętnie podniosłam swoje zwłoki, przekręciłam kluczyk i wróciłam na swojej poprzedniej pozycji. Bez słowa wszedł i zajął miejsce obok. Cisza.
- Nie masz zamiaru mi wyjaśnić? Czegokolwiek? Wydaje mi się, że mam prawo wiedzieć.
Cisza. Cały czas siedziałam w swoim miejscu i beznamiętnie wpatrywałam się w kafelki.
- Zara. Cokolwiek się stało to się nie odstanie, ale wiedz, że masz mnie. - podniósł delikatnie mój podbródek, żebym spojrzała na niego. - Proszę.
- To przeszłość. - oznajmiłam spokojnym głosem.
- Ale ma znaczenie..
- Nie ma. Nic nie ma znaczenia. Zrozum to. Pewne rzeczy stały się i już się nie odstaną. Nigdy. Tak miało być.
- Dlaczego mi tego po prostu nie powiesz? Dlaczego? - zapytał lekko uniesionym głosem.
- Bo by Cie to zniszczyło. - dodałam łamiącym się głosem.
- Co? - zdziwił się i nie zrozumiał. - Zara, proszę.
W pewnym momencie wszystko mu powiedziałam. Wszystko. Od A do Z. Żałowałam tego, ale nie dałam rady. Wiem, że to może go zniszczyć. I tu wcale nie mam na myśli Leona, Louisa. Wiem co chciał mu zrobić za to, że mnie zdradził. Nie wytrzymał prawie tego. Jesteśmy na pewien sposób zżyci ze sobą. Tak jak mnie - przerosło to. Gdyby nie Stan, on by prawie go zabił. Kim jest Stan? Otóż był to najlepszy przyjaciel Louisa, który wyjechał z Londynu do Liverpoolu z rodzicami.
- Louis? - spojrzał na mnie z troską wypisaną na twarzy. - Obiecaj mi coś.
- Co tylko zechcesz.
- Nie zrobisz mu ani krzywdy, ani nie przetapirujesz mu twarzy. - oczy wyszły mu z orbity, a mięśnie się napięły. - Już i tak dawno dostał za swoje. Zadbał o to jego ojciec. Zresztą nie ważne. Proszę, obiecaj..
- Zara..
- Dla mnie.. - cisza. - Proszę. - dodałam łamiącym się głosem.
Westchnął ciężko.
- Obiecuję, ale pod jednym warunkiem. - spojrzał z powagą w oczach. - Nigdy więcej się z nim nie spotkasz. Nigdy.
   Powiem szczerze, że nie spodziewałam się tego. Znaczy i tak nie miałam najmniejszego zamiaru się z nim spotkać, ale myślałam, że coś innego wymyśli. Wiedziałam, że na chwilę obecną nie mam nic do gadania, jeśli nie chce by zrobił jakieś głupstwo, w którym on po prostu był mistrzem.
- Obiecuję. - odpowiedziałam, po czym mocno przytulił mnie do siebie i nadal gładzi moje plecy.
*
   Rozgrzana i otulona w zielony ręcznik wyszłam z łazienki. Gorąca kąpiel.. Tego było mi potrzeba. Wyciągnęłam z szafki rozciągniętą koszulkę taty, która sięgała mi do połowy ud oraz luźne czarne spodenki. Mokre włosy związałam w niedbałego koka, po czym rzuciłam swoje zmęczone zwłoki na łóżko. Nie potrafiłam teraz myśleć logicznie i rozsądnie. Wszystko nagle zrobiło się bardziej skomplikowane, niż faktycznie było. Przekręciłam głowę w stronę okna, niesamowicie się rozpadało. Miałam w planach spokojnie zasnąć, ale rozpętała się porządna burza. Boję się burzy, więc od razu wiedziałam, że oka nie zmrużę.
   Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę pokoju chłopaka. Wyciągnęłam dłoń i nacisnęłam delikatnie na klamkę, drzwi się lekko uchyliły, a ja powoli weszłam do środka z powrotem je zamykając. Usłyszałam ciche chrapanie, przez co wiedziałam, że już dawno odpłynął.
- Louis. - szepnęłam, lecz bez najmniejszego efektu. - Louis. - dodałam nieco głośniej.
- Co jest mała? - spytał ziewając.
- Burza. - wyszeptałam, na co on się zaśmiał i pokazał, żebym przyszła. Potruchtałam bosymi stopami w stronę łóżka i wsunęłam się pod rozgrzane prześcieradło. Lou przysunął mnie do siebie i powiedział cicho.
- Miłych snów krasnalku.
- Dobranoc głupku.
   Tak, można to nazwać dziwnym przyzwyczajeniem. Już od najmłodszych lat tak było, jest i będzie. Tradycja.. mhm. Nigdy mi się to nie znudzi.

NASTĘPNY DZIEŃ

Do pomieszczenia wkradły się promyki słońca, które natychmiast mnie obudziły. Rozejrzałam się po pokoju, ale Louisa już nie było. Delikatnie podniosłam się z łóżka, po czym go opuściłam i udałam się do swojego, gdzie na spokojnie się ogarnęłam i przebrałam. Otworzyłam jeszcze okno w pokoju i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na spokojnie do kuchni, w której zastałam całą piątkę wariatów w komplecie. 
- Cześć młoda! - krzyknęli wszyscy razem na powitanie. Widać, że humor ich nie odstępował, znaczy.. wszystkich poza Harrym.
- Hej. - rzuciłam i dosiadłam się do stolika. 
- Na co masz ochotę? - spytał Zayn ubrany w fartuch kucharza, na którym było napisane " CAŁUS DLA KUCHARZA " . Natychmiast miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale postanowiłam uspokoić swoją głupotę.
- To Ty umiesz gotować? - spytałam.
- Ja bym nie umiał? Ja? - zaśmiał się i wydawał się bardzo pewny siebie. Może za bardzo nawet.
- Tak Zayn. Właśnie Ty. A po Tobie, dosłownie zaraz obok jest Lou. - powiedział Niall, który był na etapie wszamania jabłka.
- Dobrze, że Ty umiesz. - dodał Louis i reszta zaczęła się chichrać nie zwracając na nic uwagi.
Spojrzałam w stronę kuchenki i przeraziłam się, gdy zobaczyłam ogień na patelni. Harry musiał to wyłapać bo po chwili już miał w rękach gaśnicę i ugasił nasze śniadanie. Cokolwiek to było, straciłam ochotę na śniadanie.
- No to możemy już sobie darować śniadanie. - podsumował Liam.
- A co to miało być? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Naleśniki. - odpowiedział zrezygnowany Zayn, po czym nastała chwila ciszy.
- Zamawiamy chińszczyznę? - zaproponował Lou i wszyscy chórem się zgodzili.
- Co robisz wieczorem? - spytał Niall po chwili.
- Nie mam szczególnych planów. No chyba, że coś zaproponujecie. - podparłam głowę ręką.
- Ale zgadzasz się na wszystko? - Zayn uczynił taką samą czynność jak ja przed chwilą, przez co prawie stykaliśmy się nosami. Czułam na sobie spojrzenia niemal każdego. W sumie musiało to nieźle wyglądać.  
- Jeśli myślisz, że uda Ci się zaciągnąć mnie do klubu ze striptizem to się przeceniasz. - mruknęłam mu do ucha.
- Czas pokaże kocie. - szepnął uwodzicielsko, po czym podniósł się do pozycji stojącej i kątem oka spojrzał w stronę loczka.- Mam rozumieć, że się zgadzasz? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Nie daj się prosić. Zgódź się. - poprosił Niall.
- Oh, niech stace. Zgadzam się. - westchnęłam.
- JEDZIEMY DO WESOŁEGO MIASTECZKA! - krzyknęli wszyscy radośnie, oprócz Harrego, który jakoś dziwnie się zachowywał.
   Zaczęłam się śmiać, ale się zgodziłam. Chińszczyzna dotarła po półgodzinie. Ustaliliśmy, że pojedziemy koło 17 bo wieczorem jest mniejszy ruch i lepsza atmosfera. Jak się okazało dochodziła 12:00, więc miałam sporo wolnego czasu. Poszłam do pokoju i od razu rzuciłam się po mój telefon z zamiarem zadzwonienia po Lily. Nacisnęłam na klawisz i po rozświetleniu wyświetlacza zobaczyłam małą kopertę. Odblokowałam urządzenie i nacisnęłam na kopertę.

Od: Leon. 
Spotkajmy się w parku na Berwick Street.
Proszę.
Jedno spotkanie i mogę zniknąć z Twojego
życia. Raz na dobre. 

   Przez kilka minut siedziałam zdezorientowana na skraju łóżka, wpatrując się tępo w tekst. " Jedno spotkanie i mogę zniknąć z Twojego życia. Raz na dobre." Westchnęłam.

Do: Leon.
O której?

   Po wielkim wahaniu, w końcu wcisnęłam "wyślij" i czekałam na odpowiedź, która przyszła w zaskakująco szybkim tempie. 

Od: Leon.
12.30 a.m.

   Nic już nie odpisałam, lecz zaczęłam się powoli zbierać by zdążyć. Telefon włożyłam do przedniej kieszonki w spodniach. Poprawiłam lekko makijaż, włosy pozostawiłam w wysokim koku jak były.
   Zeszłam cicho po schodach, modląc się by zostać niezauważona i już gdy miałam wychodzić, usłyszałam ten dobrze znany mi głos.
- Zar? Dokąd się wybierasz? - Lou bacznie się mi przyglądał. 
- Przejść się. Nie można? - spytałam delikatnie się uśmiechając.
- A potem? 
- Nie wiem, może do Lily. Zresztą co to? Zawód zmieniłeś i w policjanta się bawisz? Marna z tego kasa braciszku. Będę za niedługo, buzi. - wyszłam z domu.
ŚWIETNIE! Czyli muszę iść na piechotę. Uduszę go kiedyś.
   Udałam się na przystanek niedaleko domu i czekałam na odpowiedni autobus, który prawie po kilku minutach się zjawił. 


*10 minut później*

   Autobus odjechał i dostrzegłam Leona, który siedział na ławce i wpatrywał się beznamiętnie w ziemię. Westchnęłam głośno i ruszyłam w jego stronę. Widząc mnie podniósł się na równe nogi. Zmienił się. Szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam jak powinnam się zachować. Boże, po co ja to robię? Idiotka. Skończona idiotka.
- Hej. - rzucił z bladym uśmiechem.
- Um, cześć.
- Wolisz zostać w parku czt przejść się do kawiarni naprzeciwko?
- Do kawiarni? Pewnie. Prowadź. - uśmiechnęłam się lekko i dalej zachowałam dystans.
- To już nie pamiętasz drogi? - zaśmiał się cicho. - Chodź.
W kompletnej ciszy udaliśmy się do pobliskiej kawiarni, w której niegdyś się spotykaliśmy.

*

- Co to jest za sprawa, która nie potrafiła czekać? Czego chcesz? - zapytałam i upiłam łyk herbaty. Domyślam się, że mogło to zabrzmieć ostro lub chamsko, ale nie dbałam o to w tej chwili.
- Louis wie, że tu jesteś?
- Nie musi wszystkiego wiedzieć, ok?
- Czyli nie. - spojrzał na drzwi wejściowe, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Po prostu to moje życie. Ja w nim decyduje i popełniam błędy. Nie on.
- Rozumiem.
Zapadła cisza. Znów. Pamiętam jak kiedyś tu przychodziliśmy i potrafiliśmy gadać godzinami. Tworzyć piosenki lub po prostu cieszyć się sobą. Ale to jednak dalekie czasy. Bardzo dalekie.
- Przepraszam. - wyrwał mnie z transu i od razu posłałam mu pytające spojrzenie. - Za wszystko. Wiem, że jedno słowo nic nie znaczy dla Ciebie za te wszystkie krzywdy, które Ci wyrządziłem. Po tej całej aferze... Nie miałem możliwości by z Tobą porozmawiać, ale też odwagi. Byłem i jestem dupkiem i śmieciem. Przyznaje się, bo to dobrze wiemy. Wyjazd do Stanów dał mi wiele do myślenia. Może nawet trochę mnie zmienił.. Nie wiem. - urwał na moment, po czym kontynuował. - Przyjechałem tutaj w pierwszej kolejności by Cie przeprosić. Nie mam zamiaru prosić o danie drugiej szansy, bo to nie ma najmniejszego sensu. Nie chce Cie z powrotem ranić. Nawet choćby przypadkiem. Życzę Ci szczęścia w życiu i miłości, bo zasługujesz na to i na wiele więcej.
- Do czego zmierzasz? - spytałam przerywając monolog. Cisza. Wyglądał jakby analizował każdy szczegół, który zamierza powiedzieć. Wykorzystując chwile, uważnie mu się przyjrzałam. Włosy dalej postawione ku górze, twarz wyglądała na zmęczoną życiem. Dodatkowo kilkudniowy zarost, który dodawał mu uroku. To trzeba przyznać, nadal był chorobliwie przystojny. Jedynie co mnie dziwi to jego blady kolor skóry. Z LA powinien wrócić opalony, chociażby trochę. Natomiast jego kolor skóry przypominał mleko. Może i wyrządził w moim życiu wiele zła, ale mam dziwne przeczucie, że coś się dzieje..
- Byłabyś w stanie kiedykolwiek mi wybaczyć? - spytał z powagą wypisaną na twarzy, a oczy przeniósł na moją osobę.
- Słucham? - nie bardzo chciałam wierzyć w to co usłyszałam.
- Nie chodzi mi czy teraz. Tylko czy kiedykolwiek w swoim życiu istniałby cień szansy na wybaczenie?
- Leon..- zaczęłam niepewnie.
- Mogę poczekać bo wiem, że takich pochopnych decyzji nie podejmujesz od razu, ale chce wiedzieć czy mogę mieć nadzieje.
- Przyjechałeś tu tylko po to, żebym Ci wybaczyła?
- W szczególności. I chciałem Cie zobaczyć. Okropnie mi na tym zależało.
- Słuchaj.. ja.. - zacięłam się na moment. - Chodzi o to, że wybaczyć i zapomnieć jest strasznie trudno. Nie wiem co jest cięższe, a co łatwiejsze do wykonania. Od czasu twojego wyjazdu moje życie zmieniło się diametralnie. Wszystko się zmieniło. Zapomniałam z biegiem czasu i życie toczyło się dalej.  Może dlatego, że nikt w moim otoczeniu nie poruszał tego tematu. Może powiedzenie czas leczy rany jest trafny w tej sytuacji..Nie wiem. Niestety nie można swej przeszłości wyciąć, jak wycina się nieudany kadr filmu. Potrzebuje trochę więcej czasu na przemyślenie, zrozumienie.
- Rozumiem. Zrobię wszystko byś mi wybaczyła. A i Zara?
- Tak?
- Naprawdę, nie wiem jak mogłem być takim idiotą by zmarnować Twoje życie, nasz związek, ale wiedz jedno. Naprawdę strasznie mi przykro i przepraszam Cie.
   Uśmiechnęłam się lekko. Więcej tego tematu nie poruszaliśmy, natomiast rozmawialiśmy o wszystkim co nam przyszło na myśl. Opowiadał mi o swoim pobycie w Stanach, pytał co u mnie i Lily, jak ze śpiewaniem i muzyką i tak dalej. Na moment zapomniałam o wszystkich przykrych wspomnieniach i poczułam się jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy od wieków się nie widzieli. I mnie to pasowało.

*

- Haha a pamiętasz, jak Olivia wygrała zakład i dostała skrzynkę tequili? Powiedziała wtedy, że się z nami podzieli jeśli tylko założymy sombrero, będziemy mieli wąsy i poudajemy mariachi! Biegaliśmy po całym ogródku Lily, śpiewając, grając na gitarach i chlejąc tequile. Aż dziwne, że sąsiedzi po policje nie zadzwonili.
- Pamiętam! - zaśmiałam się. - To był jej najlepszy pomysł jaki kiedykolwiek miała!
- Zaraz po Projekcie X części II.
- Dokładnie. - spojrzałam na telefon. Dochodziła 16. - Muszę już iść. - oznajmiłam i zaczęłam szukać portfela.
- Zapłacę. - wyprzedził mnie i podał pieniądze kelnerce. Posłałam mu mordercze spojrzenie, na co on się jedynie zaśmiał. - Nie pamiętasz, że to faceci płacą zazwyczaj?
- No właśnie, zazwyczaj.
- Czyli prawie zawsze.
- Dzięki za dziś. - powiedziałam, gdy już wyszliśmy na zewnątrz.
- Ja też dziękuje. - uśmiechnął się. - Podwieźć Cie?
- Um, nie trzeba autobus powinien za niedługo podjechać, więc..
   Zaśmiał się i pokręcił głową.
- Co?
- Wybrałaś złą godzinę, bo odjechał kilka minut temu i będzie dopiero za półgodziny. Tak więc, spytam jeszcze raz. Czy mógłbym Cie podwieźć?
   Westchnęłam głośno.
- Jasne. - odpowiedziałam i wsiadłam do auta.
   Jednak gust muzyczny u niektórych ludzi nie zmienia się. Rockowe płyty stanowczo przeważają nad jazzem i innymi płytami. Popu wcale nie miał!
- Queen " Innuendo " - spytałam obracając płytę kilka razy i czytając utwory znajdujące się na niej.
Spojrzał na moment na mnie, a potem dalej na drogę.
- Tak wygrzebałem u ojca i wziąłem sobie, skoro ich nie słucha. W garażu jest ich wiele więcej, ale ta zdecydowanie zawładnęła moim sercem.
- Wysadź mnie tutaj. - poprosiłam.
- Co? Czemu? Mieszkasz kilka przecznic dalej.. - zmarszczył lekko brwi.
Westchnęłam cicho.
- Louis.. Nie mam zamiaru się przed nim tłumaczyć, a na to spokojnie się zanosi bez tego..
- Um, już rozumiem. Nie ma sprawy. Mówisz, masz. - oznajmił, zatrzymując pojazd na parkingu niedaleko domu.
- Dzięki. Możemy to kiedyś powtórzyć. - posłałam mu ciepły uśmiech.
- Jasne. Zdzwonimy się. - puścił do mnie oko.
- Do kiedy zostajesz w Londynie? - spytałam
- Nie wiem. Przez jakiś czas.
   Pomachałam mu na odchodne i ruszyłam w kierunku domu. Zabawne, spędziłam świetne prawie 3h z człowiekiem, który wyrządził mi tyle krzywd, że na palcach u dłoni tego nie zliczę. Co jest najlepsze? Że świetnie się bawiłam i na razie tego nie żałuje. Obym tylko się nie przeliczyła.
   Z jednej strony to strasznie mi głupio, bo okłamałam i złamałam obietnice złożoną Louisowi, który nadal nie zna prawdy... No ale chyba nikt nie musi wiedzieć. A właśnie! Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wystukałam wiadomość:


    Do: Lily. xx
    Gdyby ktoś pytał spędziłyśmy razem świetne 3h.
    Potem Ci wyjaśnię. ily x

Wysłałam i miałam szczerą nadzieje, że ma gdzieś w pobliżu telefon. Od niej zależy reszta mojego dnia. Dotarłam do domu i z daleka już słyszałam przeróżne odgłosy, co jeszcze bardziej upewniło mnie, że są w domu. Jak na zawołanie w przedpokoju powitał mnie Louis,
- Gdzie byłaś? - spytał opierając się o framugę.
- A co książkę piszesz czy wywiad próbujesz przeprowadzić?
- Jedno i drugie. - mruknął ironicznie. - Tak więc?
- Kiepsko Ci idzie braciszku. - uśmiechnęłam się.
- Zara... - zaczął poważnym tonem.
- Byłam u Lily. Zadowolony? - gdy wypowiedziałam to zdanie, w progu salonu pojawiła się zgrabna postać mojej przyjaciółki. U m a r ł a m. Dajcie powietrza..
- Potem odwiedziłam Austina i tak jakoś wyszło. Przepraszam mamo. - dodałam, gdy wrócił mi rozum. W samą porę.
   Lou przez dłuższy czas przyglądał mi się bez słowa, a potem wrócił do salonu. Lily natomiast podeszła do mnie i zaciągnęła na górę.
- Następnym razem uprzedź godzinę wcześniej cholera. Z kim byłaś? Jest ktoś o kimś nie wiem, a powinnam? - zaczęła zawalać pytaniami, gdy tylko zajęłam miejsce na łóżku.
- Jejku, źle zrobiłam, ale brak kawy w organizmie to brak pomysłów. Wynagrodzę Ci to jakoś. Poza tym byliście bardzo wiarygodną wymówką! - uśmiechnęłam się szczerze.
- Ta, jasne. Masz więcej szczęści, niż rozumu w głowie czasami. - urwała, po czym wzięła głęboki wdech i wydech. - Niedawno przyszłam, więc mam nadzieje, że uwierzył. Raczej wątpie, że będzie dzwonił do Gomeza. - zaśmiała się. - No i z kim się spotkałaś słonko?
- Stary znajomy zaprosił mnie na kawę. Nic wielkiego.
- To dlaczego okłamałaś Louisa? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Ugh, bo się strasznie nie lubią i byłaby niepotrzebna afera. Znasz Lou. Wiesz, że zawsze znajdzie powód do kłótni.
- Okej, ale to tylko znajomy czy może coś więcej? - spytała podejrzliwie.
- Nie, uwierz mi. To tylko znajomy i nic z tego nie wyjdzie.
- Jasne. - przytuliła mnie do siebie. - Wierzę Ci. Chodźmy do chłopaków! - pociągnęła mnie za rękę do salonu.

*

   Wpuszczenie Lily i Nialla do kuchni powinno być karalne. Prawie spalili mieszkanie robiąc popcorn! Dosłownie jak Zayn. Zachciało się bawić w kucharzy. Za niedługo nie będziemy mieli gdzie mieszkać. Oczywiście któż to miał sprzątać? Liam i ja. Najpierw poleciało na Harrego, aczkolwiek Liaś stwierdził, że on mi pomoże bo będzie szybciej. Taa, szybciej...
- Błagam.. zostaw! Proszę.. no.. błagam.. - mówiłam pomiędzy napadami śmiechu.
- Jeśli przyznasz, że jestem przystojny. - dalej trzymając moje nadgarstki, łaskotał mnie niemiłosiernie.
- NIGDY! Neva! - powiedziałam i od razu pożałowałam. Payne znęcał się nade mną jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Dobra, okej! Przyznaje! Może jesteś tak ciutkę przystojny. Tak odrobinkę. - wydusiłam z siebie z nadzieją, że przestanie. Liam natychmiast przestał z obowiązkową miną zwycięscy. Nadal leżał koło mnie podpierając się łokciem.
- Posłuchaj, po tym co teraz zrobię możesz mnie znienawidzić lub uznać że zwariowałem, ale muszę wiedzieć. - powiedział cicho, po czym wziął głęboki oddech. Zmieszałam się na te słowa.
   Przysunął się do mnie jeszcze bliżej, choć wydawało mi się to całkowicie wykonalne. Bez chwili przerwy patrzył prosto w moje oczy. Bałam się o moje serce, które waliło tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz wypadnie. Drobny gest, a przyprawił moje serce o taki stan. Przerażające. Jedną dłoń położył na moim biodrze, drugą zaś głaskał mój policzek. Przeniosłam swoje ręce na jego kark, bawiąc się przy okazji jego włosami. Po chwili nasze usta zetknęły się ze sobą. Całował mnie z taką czułością i delikatnością, której nie umiałam w danej chwili zrozumieć. Nie umiałam logicznie myśleć. Powoli obrócił nas tak, że leżałam na nim. Jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po moim ciele. Nie wiem ile trwaliśmy w tej pozycji, ale wydawało mi się jakby wieczność. To było takie... Inne. Tak naprawdę nie poczułam niczego specjalnego. Żadnych fajerwerek, motyli w brzuchu czy czegokolwiek. Nic.
   Gdy oderwaliśmy się od siebie w pokoju panowała niezręczna cisza. Bałam się jego reakcji. Bałam się cokolwiek powiedzieć i szczerze liczyłam, że to on powie coś pierwszy. Po raz pierwszy się tak czułam..
- Poczułaś coś? - spytał po chwili, dalej wpatrując się we mnie.
- Nie. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - A Ty?
Chłopak odetchnął głęboko, jakby z ulgi i szczerze się uśmiechnął. Tak jak lubiłam.
- To dobrze, bo ja też. - słysząc te słowa ogarnęła mnie radość. - To było jak całowanie siostry.
- Pomyślałam o tym samym. - zaśmiałam się. - Między nami dalej jest jak wcześniej, prawda?
- Oczywiście siostrzyczko. Po prostu musiałem wiedzieć. Mam nadzieje, że nie jesteś zła.
- Jasne, że nie. - obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem i ciężko było nam się ogarnąć.
   Do kuchni wpadł Zayn, który nam się bardzo dziwnie przyglądał. Jednak wziął jabłko do ręki  i dopiero po chwili powiedział:
- Nie mam zielonego pojęcia co tu się działo, ale musiało być baaaaardzo ostro. - zaczął się śmiać i opuścił pomieszczenie, zostawiając nas samych.
- Ej, dobra. Trzeba to posprzątać. - oznajmił.
- Jasne! Już biegnę! - zaśmiałam się i zaczęliśmy sprzątać w zaskakująco szybkim tempie.

*

   Gdy wystarczająco się ściemniło, Niall zawiadomił nas, że za 10 minut mamy być na dole bo jedziemy do wesołego miasteczka. Ucieszyłam się na tą wiadomość. Poprawiłam włosy, makijaż i od razu zeszłam na dół. Tam spotkałam prawie wszystkich oprócz Zayna, który zamknął się w łazience i oznajmił, że za momencik będzie. Ponoć miał problem z włosami. Czyli żadna nowość. Gdy jednak raczył się pojawić postanowiliśmy jechać jednym autem, bo nie ma sensu jechać dwoma. Byliśmy ściśnięci jak sardynki! Gdy tylko opuściliśmy dom, zaczęłam mieć dziwne przeczucie, że to nie będzie taki zwykły wypad. Zignorowałam to i wsiadłam do auta, jak gdyby nic.

/ Kowalska x