czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 13


CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)


   Następnego dnia wróciłam z Lily koło 11 do domu. Chciała w końcu porozmawiać zaśmiałam lm i spędzić trochę więcej czasu z nim. Mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku, a Niall zrozumie. W końcu Collins przed byle kim się nie otwiera. Także trzymam kciuki.
   Na sam początek chciałam spotkać się z Harrym. Chciałam z nim pogadać i miałam nadzieje, że potem samo się to potoczy. Weszłam do salonu, w którym przebywało 2/5 naszego boysbandu, czyli Zayn i Liam. Wgłębi duszy ucieszyłam się, że tylko oni byli.
- Hej. - przywitałam się z każdym.
- Cześć mała. - powiedział Zayn cały czas się uśmiechając. - Czemu Cie wczoraj nie było? Graliśmy w pokera i nie miałem kogo ograć. - poruszył śmiesznie brwiami.
- Miałam pewną sprawę do załatwienia, która nie powinna czekać. - odpowiedziałam.
- To jest hazardzista! - krzyknął w stronę Zayna Louis, który wbiegł do salonu. - Ograł mnie ze wszystkich marchewek! Rozumiesz? Ze wszystkich!
- Nie nasza wina, że nie umiesz grać. - śmiał się Liam.
Lou spojrzał się na mnie dalej się uśmiechając. Nie wiedziałam w sumie jak zareaguje, jednak szczelnie zamknął mnie w swoim żelaznym uścisku.
- Wystraszyłem się, wiesz? Proszę, nie rób tak więcej, ok? - szepnął mi na ucho, po czym puścił mnie i uśmiechnął się. - Dobra, a teraz na serio. Nie ma marchewek. Rozumiecie? Nie ma! W ogóle jedzenia nie ma! Nie żebym zamieniał się w Nialla, ale to istna tragedia. - zaczął dramatyzować. - Nie mam pojęcia jak to się stało!
- No tak, mieszkanie z piątką chłopaków to nie lada wyzwanie dla tej lodówki. - zaśmiałam się. - Zaraz się przejdę do sklepu. - zaśmiałam się, po czym wyszłam z salonu, zostawiając samych chłopaków.
   Nie było tak źle. Całe szczęście. Została mi jedna rzecz do zrobienia.. I z nią może być problem. Po chwili znajdowałam się na piętrze, gdzie są nasze pokoje. Skierowałam się do pokoju Louisa i chwile tam stałam. Nie byłam pewna co mam mu powiedzieć. Czy w ogóle dam radę coś powiedzieć. No nic, raz się żyje. Wzięłam głęboki oddech, zapukałam i weszłam.
   Harry leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Cichutko wślizgnęłam się do jego pokoju i usiadłam koło niego. Nikt się nie odzywał. Cisza. To ona chyba najbardziej męczy człowieka.
- Przepraszam. - rzekłam cicho. - Naprawdę przepraszam.
Harry uważnie mi się przyglądał.
- Za co? - spytał.
- Za to, że cie wystawiłam. Ale zrozum, że Lily jest dla mnie najważniejsza. I to ona mnie potrzebowała. - spuściłam głowę. - Mogłam chociaż cie uprzedzić. A tak to wyszło gorzej.
- Wcale nie. - zaprzeczył i podniósł się do pozycji siedzącej. - Rozumiem, że przyjaźń jest dla Ciebie najważniejsza. Na Twoim miejscu też pewnie bym tak postąpił. Ci idioci są dla mnie bardzo ważni, więc wiem o czym mówisz. - uśmiechnął się. - Tak więc, nic się nie stało.
Odetchnęłam z ulgą, a Harry przytulił mnie do siebie.
- Ale wiedz, że dalej wisisz mi randkę. Nie ważne, że z zakładu. - zaśmialiśmy się. - Ja Ci tego nie zapomnę.
- Oczywiście. - przytaknęłam, po czym oderwałam się od niego i pocałowałam delikatnie w policzek.
Wstałam i podeszłam do drzwi. W momencie, gdy chciałam już opuścić pokój usłyszałam:
- Gdzie idziesz?
- Jadę na zakupy. - oznajmiłam.
- Mogę się z Tobą zabrać? - spytał uśmiechając się.
Kiwnęłam głową na tak i już po chwili zeszliśmy razem na dół do auta.


*

   Muszę przyznać, że jeszcze nigdy zakupy spożywcze nie trwały 3 godziny. Po drodze do sklepu dużo rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się i po prostu zachowywaliśmy się jak dzieci. Żadna nowość, dlatego też zajęło to więcej planowanego czasu niż powinno. Ale w końcu żyje się raz, prawda?
   Gdy w końcu wróciliśmy do domu Lily i Nialla dalej nie było. Nawet nie zamierzałam im przeszkadzać. Miałam nadzieje, że chociaż trochę wszystko się jakoś ułożyło, ponieważ.. Lily zasługuje na szczęście. A w szczególności po tym co przeszła - należy jej się.
   Siedziałam teraz w pokoju u chłopaków, mianowicie mojego brata i Harrego. Zabawne, że jest dochodzi 22 w nocy, a my siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jako iż chłopaki mają wspólny pokój, przedzielili go na mniej więcej połowę. Na połowie Hazzy, konkretnie na ścianie był umieszczony prostokąt stworzony ze zdjęć. Przyglądałam się każdemu zdjęciu na ścianie, ale najbardziej zaciekawiło mnie zdjęcie, na którym Loczek przytula pewną blondynka. Zresztą bardzo ładną, brązowy kolor oczu podkreślał jej urodę, a szczupłej sylwetki niejedna dziewczyna mogłaby pozazdrościć. Harry chyba zauważył, że przyglądam się temu zdjęciu, ponieważ skomentował to:
- Piękna, prawda? Jedna z największych kobiet w moim życiu.
- Musi dla Ciebie wiele znaczyć. - oznajmiłam cicho dalej wpatrując się w zdjęcie. 
- Oh, nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnął się. - Podobna co? 
- Ale że do kogo? - spytałam zdezorientowana.
- No do mnie a do kogo? To Gemma. Moja starsza siostra. - zaśmiał się. - Wszyscy widzą w nas jakieś podobieństwo. Ja tam żadnego nie widzę. - usiadł na łóżku i dalej przypatrywał się mnie.
   Siostra. Uśmiechnęłam się do siebie bardziej. Boże, nie ważne. Czemu oni są do siebie podobni, a my z Lou prawie wcale? Przypuszczam, że z charakteru też są strasznie podobni.
- O czym myślisz? - usłyszałam i spojrzałam na niego.
- O niczym. - oznajmiłam, po czym przypięłam z powrotem zdjęcie na ścianę i usiadłam na łóżku. - Pójdę już. Trochę późno się zrobiło, a nie chce przeszkadzać. - powiedziałam i zaczęłam się podnosić do wyjścia.
- Zostań. Mi tam nie przeszkadzasz. - znów ukazał swoje słodkie dołeczki.
Westchnęłam cicho.
- Dobranoc Harry. - powiedziałam
Styles przybliżył się do mnie i od razu zmniejszyła się odległość między nami. Na obecną chwilę zapomniałam, jak się oddycha.Stałam i zastanawiałam się co zrobi. Ten jedynie pochylił się i delikatnie ucałował mnie w czoło.
- Dobranoc Zara.
 Po tych słowach uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju chłopaków od razu do mojego królestwa.


______________________
Wcale mi się nie podoba. Ani trochę.No ale opinie pozostawiam Wam :)
P.S- Na nominacje odpowiem gdy wrócę ;) x 
/Kowalska x


Rozdział 12



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)



Rozdział pisany był przy tej piosence:



Oczami Lily.

   Nadal nie dochodzi do mnie to co się zdarzyło. Na całe szczęście Austin zauważył, jak Zar traci przytomność, więc wziął ją na ręce i pojechaliśmy do szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Louisa i powiedziałam mu o wszystkim. Oznajmił, że do dziesięciu minut będzie w szpitalu. Mimo wszystko, usłyszałam w jego głosie przerażenie. Nie dziwie się, sama miałam nogi jak z waty i nagle nie wiedziałam co mam robić. Gdyby nie Austin... Nie wiem jakby to się zakończyło.
   Lekarze wzięli ją na nosze do jakiejś sali i kazali nam czekać. Miałam wrażenie, że to trwa wieczność. Austin cały czas trzymał mnie za rękę i mówił, że będzie dobrze. Bo w końcu musi być, prawda? Po jakimś czasie, gdy zasnęłam na ramieniu Austina, na holu pojawił się Louis, Liam i Harry.
- Co z nią? Gdzie ona jest? Jak ona się czuje? - zaczął nas bombardować pytaniami Lou.
- Spokojnie. - powiedziałam powoli. 
- Spokojnie? Ty mi mówisz spokojnie? Jak mam być spokojny skoro nie wiem co się dzieje z moją siostrą? No słucham. - mówiąc to uniósł się.
- Uspokój się stary. - starał się załagodzić sprawę Gomez. 
- A Ty to nie wchodź mi w drogę. Nie wiem w ogóle co Ty tutaj robisz. 
- Możesz mnie nie lubić, w sumie to z całkowitą wzajemnością tak na marginesie. Całkowicie mi to nie przeszkadza. Ale nie jestem tutaj dla Ciebie, tylko dla Zary. Tak samo jak Ty. Jest dla mnie tak samo ważna jak dla Ciebie. Więc daruj sobie chociażby tutaj. Naprawdę.
- Louis ogarnij się. - nie wytrzymałam. - Gdyby nie Austin to nie wiem jakby się to skończyło. Pomógł mi ją tutaj przywieźć. - urwałam. - Myślisz, że dla nas jest to łatwe? 
   Spuścił głowę w dół, po czym zajął miejsce koło Austina i wybełkotał ciche Przepraszam.  Liam zajął miejsce obok mnie i nic nie mówił. Harry zaś chodził w ciszy w te i z powrotem. Zapanowała cisza. Nie była to taka niezręczna cisza, ale strasznie dobijająca. Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Nic. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Ile można trzymać człowieka w niepewności? 
   Po niecałej godzinie przyszedł do nas lekarz, który zabrał Zarę na badania. Gdy tylko się pojawił prawie każdy wstał. 
- Co z nią? - spytał Louis.
- Państwo są rodziną? - spytał uważnie nam się przyglądając. 
- Mniej więcej. - powiedziałam. 
- Wszytko było wynikiem stresu i zmęczenia. Nie ma czym się martwić. - oznajmił.
- Czyli ból brzucha był spowodowany stresem? A co krwią, która leciała z nosa? Przecież to nie jest wynik stresu. - spytałam.
- Tak. Miała spadek ciśnienia. Nic groźnego, tylko ludzie różnie reagują na niego. Naprawdę nie ma się czym martwić. Nadal jest nieprzytomna, ale powoli dochodzi do siebie. Do jutra zostanie na obserwacji. - oznajmił. - A teraz przepraszam muszę odwiedzić innych pacjentów. 
- Można ją odwiedzić? - spytał Liam. 
- Naturalnie. 
   Lekarz zaprowadził nas do jej sali, po czym sam z niej wyszedł. Pokój prawie jak każdy. Pomalowany na kremowo, z jednym oknem na przeciwko drzwi i łóżkiem, które znajdowało się prawie na środku pomieszczenia. Ojejku. Leżała nieprzytomna na tym cholernym szpitalnym łóżku, podpięta do różnych maszyn. Na twarzy miała maskę tlenową, która ułatwiała jej oddychanie. Czemu ludzie, których kocham zawsze muszą wylądować w szpitalu. Jak na jeden miesiąc, miałam aż nadto tego widoku. Świetnie, po prostu świetnie. Późnym wieczorem wszyscy opuścili szpital. Louis jak widać, wziął sobie niektóre słowa do serca, ponieważ nie kłócił się z Gomezem, aż do opuszczenia szpitala. Ledwo wyszli i Louis znalazł pretekst do kłótni, gdyż Austin nie przytrzymał drzwi wyjściowych, przez co Tomlinson oberwał nimi. Cicho się zaśmiałam razem z Harrym i Liamem, a potem rozjechaliśmy się do domu. 

*

Następny dzień - Oczami Zary. 

   Z samego rana obudziła mnie jakaś kobieta. Poprawiła mi kroplówkę oraz kilka kabelków podpiętych do mojej prawej, jak i lewej ręki. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Pokój szpitalny.. Maska tlenowa, którą nadal miałam zaczynała mi przeszkadzać więc spróbowałam ją zdjąć. Jak się okazało byłam trochę słaba, a maska starała mi się tylko pomóc. Świetnie. Tylko do kiedy ja tu jestem? Dziś jest sobota.. Dzisiaj miałam mieć randkę z Harrym. Wyciągnęłam rękę po torbę, którą miałam na szafce nocnej i wyciągnęłam z niej telefon. Widniała na niej godzina 10:37. Cudownie.
   Lekarz przyszedł prawie od razu, gdy pielęgniarka opuściła mój pokój.
- Witam. Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. - oznajmiłam. - Co się właściwie stało?
- Straciłaś przytomność, więc twoi znajomi Cie tutaj zawieźli. Zostałaś na noc na obserwacji, także dzisiaj możesz już wyjść. Jeszcze tylko badania kontrolne i możesz opuścić szpital. - powiedział. - Tylko twój brat zaznaczył, że to on ma podpisać wypis ze szpitala i osobiście cie odebrać. Nawet obiecał autograf mojej córce.
- Słucham? Dobry Boże..
- Aczkolwiek jesteś już dorosła więc, sama możesz o tym decydować. Tak, więc jaka jest Twoja decyzja?
Zastanowiłam się chwilę.
- Mógłby mnie pan zaprowadzić na badanie kontrolne i przygotować wypis?
- Oczywiście. - oznajmił.

*

   Po wszystkich badaniach, które trwały niecałą godzinę podpisałam wypis i mogłam spokojnie iść do domu. Ubrałam się w wczorajsze ciuchy i opuściłam szpital. Gdy tylko założyłam koturny miałam wrażenie, że zaraz nogi mi odpadną. Pomyślałam, że skoro i tak od kilku dni jest piękna pogoda to postanowiłam iść na boso. Ludzie nawet nie zwrócili uwagi, że przechadzam się po ulicach Londynu bez butów. W końcu - to Londyn. Różne zjawiska można tutaj spotkać. Zaśmiałam się. Ostatnio tak wracałam do domu z dzikiej imprezy z Lily. To były czasy.
   Po chwili byłam już na skrzyżowaniu, które jest tylko kilka minut od szpitala. Wsiadłam w taksówkę, więc  po około 20 minutach byłam pod domem. Zapłaciłam kierowcy za trasę, po czym ten odjechał a ja wróciłam do domu. Żadnego auta nie zauważyłam. Czyżby nikogo nie było? Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. 
- Cześć. - krzyknęłam głośno, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Po chwili jednak po schodach zszedł tata.
- Co Ty tutaj robisz? - zdziwił się, po czym przytulił mnie. 
- Też się ciesze, że Cie widzę. - uśmiechnęłam się i oderwałam się od niego.
- Ale chłopaki mówili, że jesteś w szpitalu. Co się stało? - poszedł za mną do salonu i usiadł na przeciwko mnie.
- Byłam, ale podpisałam wypis i wróciłam. - powiedziałam. - Nie lubię szpitali, sam dobrze o tym wiesz. - uśmiechnęłam się. - A gdzie reszta? 
- Mieli jakąś sprawę na mieście. Louis mówił, że Cie odbierze ze szpitala. - zmarszczył brwi.
- Tak, też o tym słyszałam. Ale wiesz potrafię o sobie decydować, tak więc oto jestem. 
- Jak rozumiem nie dzwoniłaś do niego, prawda?
W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego. 
- Gdyby coś będę w gabinecie. - oznajmił i wyszedł z salonu. 
Weszłam po schodach do mojego pokoju, wzięłam ciuchy na przebranie i udałam się do łazienki. Odświeżyłam się, po czym ubrałam przygotowane wcześniej ciuchy  i wysuszyłam włosy. Spojrzałam na zegarek - 12:36. Świetnie. Wykręciłam numer do Collins, ale nikt nie odebrał. Wzięłam do torebki klucze i telefon, po czym pojechałam do niej. Może mi pomoże z wyborem kiecki. 

*

   Zaparkowałam przed domem Lily. Zdziwił mnie fakt, że nie było jej auta. O tej porze w sobotę zawsze jest w domu. Chyba, że zaparkowała z tyłu. Zapukałam kilka razy, ale nadal nikt mi nie otwierał. Lekko pociągnęłam za klamkę, po chwili drzwi otworzyły się. Czyli jest w domu. W mieszkaniu panowała całkowita cisza. Powoli weszłam po schodach, które prowadziły do jej pokoju. Drzwi od pokoju były otwarte na oścież. Lily leżała na łóżku twarzą w poduszce. Cichutko podeszłam do łóżka i usiadłam koło niej. Teraz to już było jasne, że coś się stało. Nagle podniosła się i strasznie mocno mnie przytuliła. Zdążyłam zauważyć jej podpuchnięte i podkrążone oczy. Ogółem twarz jej była strasznie zmęczona. A jakby było mało, cała trzęsła się.
- Odszedł. Rozumiesz? Odszedł. - mówiła przez łzy. - Straciłam go na zawsze. Nie ma już go. Nie ma. Odszedł. Wszyscy, których kocham odchodzą i nigdy nie wracają. Nigdy. Rozumiesz? Nie mam już nikogo. A obiecał, że zawsze przy mnie będzie. Że mnie nie zostawi. Ale odszedł. Nie ma już go. - szlochała.
- Ciii...  - starałam się ją uspokoić.
- Mój tata odszedł. Rozumiesz? - oznajmiła po chwili i zaczęła jeszcze bardziej płakać. - Nie ma już go. Nie mam nikogo. Wszyscy odeszli. Mama, teraz tata. Osoby, które zawsze mogły być przy mnie. Nie licząc Ciebie oczywiście. Tyle czasu spędziłam u niego w szpitalu, że nawet pamiętam każdą salę. Dlatego wystraszyłam się, gdy tylko trafiłaś do cholernego szpitala. Bałam się, że kiedy tylko tam weszłaś, że już nie wyjdziesz. Każdy kogo kocham, wchodząc do szpitala już z niego nie wychodzi. Tak cholernie się bałam. Rozumiesz? A teraz? Nie wyobrażam sobie mojego dalszego życia. Odszedł on. Mama. Zostałam sama. Całkowicie sama. - urwała. - Nie radzę sobie. Jest mi tak cholernie ciężko. To jest za dużo. Za dużo. - dławiła się łzami. - Chciałam być silna. Wiesz, dla niego, dla mamy. Ale ja nie potrafię. Przerasta mnie to. Siedzę w tym pustym domu i zastanawiam się, jak to jest być szczęśliwym mając rodzinę. Wiesz, taką pełną. Wspominam sobie nie raz jak jeździłam z nimi do wesołego miasteczka. Od zawsze to kochałam. Tą nutkę ekscytacji, a zarazem strachu. Teraz już tego nie ma. Nie ma ich. Zostały tylko wspomnienia. Wspomnienia, które wolałabym żeby stały się rzeczywistością. A przecież to niemożliwe. Jeszcze ten dom. Nie potrafię go sprzedać, a zarazem nie potrafię w nim sama mieszkać.
- Masz mnie. Austina. Nialla. Chłopców. Masz ludzi, którzy Cie kochają i zależy im na Tobie. Dasz sobie radę. Z nami dasz. Nie będziesz sama. Nigdy nie będziesz. Pamiętasz co mi zawsze mówiłaś? Że mam już Cie na zawsze i że nigdy się od Ciebie nie uwolnię. To działa w dwie strony. Nigdy Cie nie zostawię. Nigdy. Choćby nie wiem co się stało, zawsze będę przy Tobie. Nie zapominaj o tym. Jesteś dla mnie jak siostra. Jak rodzina. Zawsze nią byłaś i będziesz. Zawsze. - przytuliła mnie mocnej, po czym spojrzała na mnie.
- Przepraszam. - wyjąkała a ja wzięłam koc, który leżał na łóżku. - Tak strasznie przepraszam. Mogłam Ci od razu powiedzieć. Izolowałam się od każdego, tak jakby to miało rozwiązać wszystkie problemy. Niall dzwonił do mnie niejednokrotnie, a ja nie potrafię z nim rozmawiać. - przerwała. - Tak ciężko jest udawać, że wszystko jest w porządku i że nic się nie dzieje. Ostatnio gdy zadzwonił, powtarzałam w duchu, żebym się nie rozryczała. Wiesz jakie to trudne? - urwała. - Boje się, że jego też stracę. Po raz pierwszy kogoś tak mocno pokochałam, jak Iana. Wydawałoby się to niemożliwe, a jednak.  Jeszcze takiego strachu mi napędziłaś, że myślałam że nie wytrzymam. Wiesz, że jesteś dla mnie niesamowicie ważna? Tylko Ty mi pozostałaś. Wiesz o mnie wszystko i nie potrafię przed Tobą udawać. Przepraszam. Tak strasznie Cie przepraszam. - poleciały jej kilka łez po policzku, więc mocno przytuliłam ją do siebie.
- Cii. Nic się nie stało. Damy radę, zobaczysz. Będzie trudno, ale kto powiedział, że będzie lekko? Czasem musi być burza, żeby potem pojawiło się słońce. Nie zapominaj, że mimo wszystko należysz do mojej rodziny. Wiesz, 18 lat razem to nie jest mało. - zaśmiałam się. - Zobaczysz, jakoś to będzie. Przebrniemy przez to. Obiecuje. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć czy dzwonić. Choćby była noc to nie będzie problem. To nigdy nie był problem. Zawsze będę przy Tobie. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się.

*
   Tak nam zleciał cały dzień. Stwierdziłam, że zostanę u niej na noc. Nie chciałam zostawić jej samej. Nie w tej chwili. Rozmawiałyśmy całkowicie szczerze. Tak bardzo brakowało mi tego. Przykro mi z powodu jej taty, ponieważ straciła oboje rodziców. Ich się nie da zastąpić nawet w połowie. Na szczęście ma jeszcze nas, więc nie jest całkowicie sama. Nigdy jej nie zostawimy. Niech nawet o tym nie myśli, bo jest to nie wykonalne. 
   Po tym wszystkim nastał wieczór, a my od niecałej godziny oglądałyśmy komedie, więc cały czas się śmiałyśmy. Mój telefon cały czas dzwonił. Miałam ochotę go wyłączyć i wyrzucić gdzieś. Louis na zmianę z Harrym. No tak, Louis pewnie dowiedział się, że sama wróciłam ze szpitala. A Harry? Pewnie Louis dzwoni z jego telefonu z nadzieją, że odbiorę. Nie doczekanie jego. Wysłałam mu jedynie SMS:

     Do: Louis. 
     Jestem cała i zdrowa. Nie musisz się martwić. 
     Jutro pogadamy jak wrócę.
     Zara. x

- Martwił się o Ciebie. - powiedziała Lily.
- Kto? Louis? - zdziwiłam się. - Przecież wszystko okej. Wyszłam z domu i jestem u Ciebie. Nic mi się stać nie może przecież. 
- Mam na myśli szpital. - wzięła trochę popcornu, po czym zjadła go. - Gdy tylko do niego zadzwoniłam przeraził się i po 10 minutach był wraz z Harrym i Liamem. A z Austinem omal się nie pozabijali. - zaśmiała się. - A gdybyś tylko widziała jak opuszczali szpital. Gomez nie przytrzymał mu drzwi, po czym ten oberwał i zaczęła się kłótnia. 
Zaśmiałam się. 
- Szkoda, że tego nie widziałam. - wyznałam. 
- Która jest godzina? - spytała.
- Koło 19, a czemu pytasz? 
- O rany! - podniosła się. - Miałaś mieć randkę z Harrym! Jejku! Miałam Ci pomóc z kiecką. - zaczęła dramatyzować.
- Tak, wiem o tym. - oznajmiłam spokojnie.
- Jeszcze można coś ogarnąć... - przerwałam jej.
- Nie. Zostanę z Tobą. Harry może poczekać. Zresztą to i tak była część zakładu, więc..
- Ale przecież.. - nie dokończyła.
- Zostanę.  Nawet nie próbuj mnie wyrzucać czy cokolwiek w tym stylu. Jasne? Przełożę to i kiedy indziej mi pomożesz, ok? - uśmiechnęłam się.
- O ile będzie to 'kiedy indziej'  no ale okej, jak wolisz. Jednak jeśli będzie to nawet nie waż się odwołać! Czuje się winna, bo zmarnowałam Ci szansę. - założyła ręce na piersi.
- I nie potrzebnie. Poradzę sobie. - oznajmiłam.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym powiedziała:
- Zrobię więcej popcornu. - zeszła po schodach.
   Teraz do mnie to doszło. Louis nie dzwonił z telefonu Harrego. To był Harry. Nagle poczułam się dziwnie, że go wystawiłam. Ale przecież nie zrobiłam tego celowo. Po prostu przyjaciele są dla mnie na pierwszym miejscu. Zakładam, że dla niego również. Odblokowałam telefon, po czym napisałam:

     Do: Harry x
     Przepraszam Cie. Dziś nie mogę.
     Możemy to przełożyć?
     Zara xx

Wysłałam wiadomość, a Lily zdążyła przynieść kolejną miskę popcornu. Obejrzałyśmy kilka filmów, pogadałyśmy i tak właśnie minął nam cały wieczór, po czym usnęłyśmy.

_______________________________________

   Więc oto rozwiązanie zagadki ' Co z Lily? '  Liczę, że się spodoba :3 Jak go czytałam kilka razy to muszę stwierdzić, że chyba nie najgorszy, także... Miłego czytania i zdania relacji! :) x 
No to teraz mogę bez przeszkód wyruszyć w dziką podróż w nieznane. Haha. Następny tak jak mówię powinien pojawić się 31 lipca lub 5 sierpnia. Ewentualnie pomiędzy tymi datami! Pozdrawiam i ściskam was mocno! <3 Do następnego!

/ Kowalska x

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 11



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)




25 kwietnia, godzina 8:15

                                                                       

  Obudziło mnie donośne walenie do drzwi, które jednak szybko zignorowałam i przewróciłam się na drugą stronę. Niestety upierdliwy ktoś dalej niemiłosiernie dobijał się do moich drzwi. Na chwilę przestał, a potem usłyszałam Up All Night od najukochańszego zespołu. 
- ZARA! - usłyszałam głośny głos Lou. - Radzę Ci wstać, bo możesz się nie wyrobić kochana. - zaśmiał się.
Niechętnie podniosłam się z łóżka i spojrzałam na telefon. Zawał! Miałam być w szkole! Otworzyłam drzwi od mojego pokoju i krzyknęłam:
- LOUIS! TY IDIOTO! Nie żyjesz! - oznajmiłam na całe mieszkanie, po czym zerwałam się na równe nogi i zaczęłam przygotowywać się


Tymczasem w kuchni. 


   Louis schodził spokojnie po schodach gwizdając przy tym,po czym zajął miejsce przy stole. Chłopaki zbytnio się tym nie przejęli i dalej jedli pyszne śniadanie, które przygotował im Harry. 
- LOUIS! TY IDIOTO! Nie żyjesz! - usłyszeli wkurzony głos Zary. 
Louis jedynie zaśmiał się i dalej wcinał naleśnika. 
- Um, co się stało? - spytał ciekawy Liam. 
- Daj jej momencik. Tylko musisz być czujnym. - ostrzegł Liama, chociaż dalej pozostawił go w niewiedzy, a sam wycofał się z kuchni.
Po niespełna 10 minutach wkurzona zeszłam na dół. Rzuciłam torbę na podłogę i wzrokiem szukałam tego idioty. Zayn zapewne domyślił się, bo wskazał na ogródek. Nie tracąc czasu wybiegłam z kuchni prosto do ogródka i zaczęłam gonić Louisa, który biegał tam i z powrotem, aż w końcu wparował do domu a ja za nim.Chłopacy z zainteresowaniem przyglądali się tej scenie. W końcu skoczyłam mu na plecy i wywaliliśmy się. Korzystając z pięknego rozwoju sytuacji zaczęłam go łaskotać do momentu, w którym czyjeś silne ręce odciągnęły mnie od Louisa. To był Harry.
- Piękne przedstawienie! - przyznał Zayn. - Mogę wiedzieć o co w nim chodziło? - spytał.
- Ten idiota wyłączył mi każdy budzik jaki miałam!
- To rytuał! Jak mogłaś na to nie wpaść? - udał obrażonego. 
- To idiotyzm. Zresztą nie ważne, jestem spóźniona. - oznajmiłam i dopiero teraz przypomniałam sobie, że nadal jestem przytulona tyłem do Harrego, dlatego też delikatnie oderwałam się od niego. - To cześć! 
- Halo! A śniadanie? Wracaj tutaj. - zaczął poważnym tonem Liam. - Chyba nie chcesz morałów, hm? Siadaj i wcinaj.
- Dobrze tato.
Niechętnie podeszłam i usiadłam przy stole. Tam czekał na mnie talerz z naleśnikiem. Po zjedzeniu podziękowałam kucharzowi i pożegnałam się z resztą.

*

   Zaparkowałam auto na parkingu i udałam się do budynku. Akurat zaczynała się druga lekcja - rozszerzona chemia. Mogłam się jednak nie budzić. Chociaż.. jeśli Lily już jest to może zerwiemy się.. Tylko gdzie ona jest? Podeszłam do mojej szafki i wyciągnęłam książki do chemii. Lily akurat siedziała na ławce przed klasą i czekała na dzwonek. Zamknęłam szafkę i ruszyłam w jej kierunku. Widząc mnie od razu wstała i przytuliła mnie na przywitanie.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć. Jak tam? Wszystko okej?
- Prędzej to ja Ciebie powinnam się o to zapytać. Wiesz jak Austin się o Ciebie martwił? Zresztą ja też!
- Domyślam się, ale w łóżku nic mi się nie stało. Żyje przecież. Nie wiem o co ta cała afera. - uśmiechnęła się.
- Jasne, najlepiej tak powiedzieć. - udałam oburzoną.
- Oh, no przepraszam. Już Austin zrobił mi wykład na ten temat i od teraz boje się spać we własnym łóżku.
- Austin w szkole? - zdziwiłam się.
- Tak. Edwards ma na niego niezwykły wpływ. Ograniczył imprezy. Nawet zaczyna się uczyć..
- Wiesz lepiej późno, niż wcale. - przyznałam i zaśmiałam się.
- Ale tu chodzi o sam fakt! Zmienił się i to widać. Aż dziwne, jak jedna dziewczyna może wpłynąć na chłopaka. Kompletnie stracił dla niej głowę. - zaśmiała się. - Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam z nim na imprezie czy cokolwiek..
- Ja też. Takie dziwne i nienormalne.  A co u Ciebie? - spytałam, na co delikatnie spoważniała.
- Wszystko w porządku. Znalazłam pracę. - powiedziała. - Jestem kelnerką w Thai Square. Nie najgorsza robota. Jedyny minus tej roboty to bycie miłą na siłę. Ugh. Wiesz, klient nasz pan! - przewróciła oczami i wzruszyła ramionami. - To jest zimne! Przepraszam, tutaj jest włos! Z kierownikiem poproszę! - zaczęła przedrzeźniać swoich klientów. - Idioci.
- A jak z Niallem? - poruszyłam śmiesznie brwiami.
- A co ma być? - zarumieniła się delikatnie.
- Oj, no wiesz! Jesteście razem?
- Czy ja wiem... Zachowujemy się jak para, ale czy serio jesteśmy razem to nie wiem. - uśmiechnęła się ciepło.
  Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy naszą ławkę przy oknie. W czasie lekcji nasz nauczyciel od rozszerzonej chemii  dostał telefon od swojej żony, po czym krzyknął jedynie " Będę ojcem! " i wyleciał pędem, zostawiając nas samych w klasie do końca lekcji.
- Myślisz, że z Harrym to coś na poważnie? - spytała, wyrywając mnie z transu.
- Co? - zdziwiłam się.
- Oh, no wiesz. - oparła głowę na ręce. - Chyba nie myślisz, że jestem głupia lub ślepa. - puściła do mnie oczko.
- Ty coś sugerujesz czy tylko mi się wydaje? - uniosłam lekko brew.
- Ależ skąd. Oglądałaś wczoraj mecz Manchester z Arsenalem? Mój wujek obstawił ten mecz. Dzięki temu wygrał 100£ bo postawił na Manchester. Wiesz, ja byłam przekonana, że Arsenal wygra. Wiesz, kasa by się na zakupy przydała... - spojrzała na mnie jakby znacząco.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się, a ona zaśmiała się. - Co jeszcze wiesz? - spuściłam głowę.
- Od wesołego miasteczka do meczu słońce. Przede mną nic nie ukryjesz. Głodomorek wszystko mi wypaplał. - oznajmiła.- Trochę mi przykro, że to on niego się dowiedziałam a nie od Ciebie..
- Przepraszam. - przytuliłam ją. - Miałam zamiar dziś Ci o tym powiedzieć. Uznałam, że przez telefon nie wypada. - zarumieniłam się na wspomnienie z Harrym.
- Oh, daj spokój. Nic się nie stało, ale to ostatni raz jasne? Chce być na bieżąco i ... - przerwała. - Matko Boska Ty się rumienisz! No to będzie ciekawie. - uśmiechnęła się, ukazując szereg swoich białych ząbków.
- Skończ. - zaśmiałam się - Mam rozumieć, że mi pomożesz z wyborem kiecki?
- Jasne, a kiedy masz tą przegraną randkę, na którą strasznie się cieszysz, mimo że nie jesteś tego świadoma?
- Co? - zaśmiałam się. - Jutro. Nie powiedział gdzie, ale mam na 18 być gotowa.
- Bułka z masłem. - oznajmiła. - Taki problem to nie problem.
   Dzwonek powiadomił nas o skończonej kolejnej lekcji. Rozmawiając, udałyśmy się do szafki i na następne lekcje.

*

   Fizyka. Kto to w ogóle wymyślił? Teoria bezwzględności, indukcja i fale elektromagnetyczne, termodynamika.. Jak czasami rozumiem fizykę? Były dwie małpy, jedna z nich była wielbłądem. Ile waży piasek, gdy jest zimno i ciemno? O zgrozo. Nie dość, że to przed ostatnia lekcja to bonusowo strasznie boli mnie brzuch. Jakby mnie coś wyżerało od środka. 
- Tomlinson? - usłyszałam swoje nazwisko i podniosłam głowę do góry.
- Co?
- Nie co, tylko do tablicy. - rzuciła wściekle pani Anderson. Nie sposób ukryć, jak niesamowicie mnie nienawidzi. Ta jędza nie lubi mnie w szczególności przez mojego braciszka. Skoro on był nieukiem z fizyki to według niej - ja również. Oczywiście w mit o blondynkach również wierzy i stawia wysoko, tak więc z każdej strony jest ciekawie. W każdej możliwej sytuacji próbuje mnie uziemić, aczkolwiek jej to nigdy nie wychodzi. Zabawne.
   Raz, że nie wiedziałam które zadanie przerabiamy. Dwa miałam wrażenie że umrę przy tej tablicy przez ten ból. Dobry Boże.. Po drodze do tablicy, zauważyłam jak inni robią zadanie 5 ze strony 253. Piękny refleks Tomlinson. Zrobiłam zadanie, za które dostałam piątkę i usiadłam, by dalej zwijać się z bólu. Cudnie.
- Wszytko okej? - spytała szeptem Lily.
- Tak. - odpowiedziałam z nadzieją, że wkrótce przestanie mnie boleć.
- Nie wyglądasz. Pobladłaś strasznie. - uważnie mi się przyjrzała.
- Jest w porządku. Dam rade.
Dzwonek zadzwonił, po czym opuściłyśmy klasę. Lily już osiągnęła swój poziom przerażenia, przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ cały czas pyta czy wszystko gra, a w momencie gdy jej oznajmiłam, że boli mnie brzuch to w jej uszach zabrzmiało jakbym była umierająca. Kochana.
- Może zadzwonimy po Louisa?
- No ale po co? Przecież mam auto. Zresztą to ostatnia lekcja, dam se rade. - powtórzyłam jej po raz kolejny.
- Szczerze w to wątpię. Oh daj spokój, przyjedzie po Ciebie i..
- I co? Dalej się będę męczyć, tyle że w domu. Fascynujące.
- Zara. Krew Ci leci z nosa. 
   Dotknęłam palcem miejsca skąd płynęła krew. Zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami. Jedyne co zapamiętałam, to przerażenie na twarzy Collins, po czym runęłam na ziemię.

____________________________

   No więc tym oto sposobem mamy 11 rozdział :3 Liczę na to, że się spodoba ale ostateczną opinie oddaje wam. Mam nadzieje, że 12 mi wyjdzie tak jak zaplanowałam, bo mam go już w głowie. 
   A i jest jeszcze jedna sprawa. Mianowicie rozdziały dodaje jakoś co tydzień we wtorki, ale z racji tego że mamy wakacje - wyjeżdżam na kolonie. Nie będzie mnie dwa tygodnie, dlatego też albo dodam jak wrócę albo jak znajdę wifi. Jest też trzecia opcja - przed wyjazdem dodam następny. Zobaczymy x
   



/ Kowalska x

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 10



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)


   Po drodze zadzwoniłam do Lily i gdy oznajmiłam jej nasze plany na wieczór oraz że za chwilę po nią wpadniemy szybko odmówiła tłumacząc się, że nie da rady i musi jechać do rodziny. Przykro, że nie jedzie z nami, ponieważ ona strasznie lubi wesołe miasteczka. Zaraz po centrum handlowym.Ostatnio co raz częściej jeździła do rodziny, nie raz przekładała plany i tłumaczyła się tą samą wymówką, że nie da rady w ten dzień. No cóż...
   Przekraczając terytorium wesołego miasteczka rozszedł się istny chaos! Wszyscy chcieli iść gdzie indziej. Dzieci! Wielkie, wyrośnięte dzieci. 
- Hej! Spokojnie. - krzyknął w końcu Liam i jak na zawołanie każdy ucichł. - Przecież wszędzie pójdziemy no. 
- No tak.. To ja zaraz będę! - krzyknął i zniknął gdzieś w tłumie Niall. Nie trudno było się domyśleć gdzie polazł. 
   Z resztą zadecydowaliśmy, że najpierw udamy się na rollercoastera , ponieważ on był najbliżej. Potem dom strachów. Oczywiście zrobiliśmy sobie śmieszne zdjęcia w budce. Diabelski młyn był świetny! Masa radości! Niall jak wszedł na kucyka i jeździł wokoło karuzeli to ciężko było go stamtąd wywlec. Piękny widok. Ogółem świetnie się bawiliśmy. Prawie jak dzieci, tylko takie duże.
   Gdy tylko zobaczyliśmy wielką kolejką górską to normalnie chyba każdy przyspieszył. Niall od razu usiał z Liamem, a Zayn z Louisem. Wyglądało na to, że ja miałam miejsce z Harrym. Jak się okazało, Harry nie lubi kolejek górskich. Niestety było trochę za późno na jakieś gadu gadu i zniecierpliwiony facet zamknął nas bez możliwości już wyjścia i kolejka ruszyła. Mieliśmy dobry widok na chłopaków. Harry nie odzywał się do mnie przez pewien czas. W sumie to normalne, od tamtego razu nie zamieniliśmy żadnego słowa. Jeśli już to skakaliśmy sobie do gardeł. Jednak los chyba planował inaczej dla nas..
   Po upływie około 10 minut kolejka stanęła całkowicie w połowie, na samej górze. Słychać było pisk ludzi,  ja natomiast postanowiłam skorzystać z cudownych widoków i podziwiałam piękną panoramę Londynu nocą. 
- Proszę bez paniki. Kolejka będzie wznowiona za półgodziny. Przepraszamy za utrudnienia. - ogłosił mężczyzna w megafonie. Westchnęłam cicho i starałam się wrócić do poprzedniego zajęcia.
- Przepraszam. - usłyszałam zachrypnięty głos Harrego. Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę. - Naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak kompletny idiota. Przez ostatnie dni nie byłem sobą. Wiem, że Cie uraziłem i sprawiłem Ci przykrość, ale naprawdę strasznie mi przykro. Jeśli istnieje taka szansa to chciałbym to naprawić.
- Słuchaj, naprawdę nie wiem co Ci mój brat powiedział lub starał się wtłuc do głowy, ale to nie przejdzie. Nic to nie zmieni. - oznajmiłam najzwyczajniej w świecie.
- Daj mi szanse, a zobaczysz. Sprawie, że się mylisz.- pokazał na palcu. - Jedna. Jedna szansa mi wystarczy. Znaczy mam taką nadzieje. 
   Próbowałam być nieugięta. Każdy jego argument podważałam i szło mi całkiem nieźle, ale gdy przysunął się bliżej mnie, złapał za podbródek i delikatnie pocałował... Rozpłynęłam się. Pieprzone motylki w brzuchu. Co to jest w ogóle? Gdy tylko spojrzałam w jego oczy zobaczyłam małe, zielone iskierki. Po tym krótkim pocałunku uśmiechnął się. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale coś mnie do niego ciągnęło. Jak magnez metal. Nie wytrzymałam. Pocałowałam go po raz kolejny, chłopak najwyraźniej się tego nie spodziewał, ale odwzajemnił go. To był inny pocałunek. Pełen emocji, delikatności, ale i namiętności, czułości. Nagle kolejka ruszyła, a Louis krzyknął: 
- Dzięki gołąbeczki za wznowienie kolejki!
   Obydwoje zaśmialiśmy, a ja wtuliłam się w Harrego, który objął mnie ramieniem. 
- Czyli mam rozumieć, że mogę liczyć na drugą szansę? - spytał dźgając delikatnie mnie w brzuch.
Zaczęłam się trochę wiercić i śmiać. Gdy się uspokoiłam powiedziałam:
- Tylko nie spierdol tego. - ten jedynie uśmiechnął się ukazując przy tym słodkie dołeczki.
   Nim się spostrzegliśmy, kolejka się zatrzymała i mieliśmy już wysiadać. Chłopaki już wysiedli i czekali tylko na nas. Nie wiedzieć czemu żaden nie rzucił zbędnego komentarza, ani nic. Jedynie Louis i Liam uśmiechali się, jakby coś im się udało i byli z tego dumni. 
    Zrobiło się już późno, wybawiliśmy się i mieliśmy na chwile obecną dosyć wrażeń (przynajmniej ja) więc postanowiliśmy wrócić do domu. Po drodze kupiliśmy trzy pizze, także kolacje mieliśmy już z głowy. 


Tydzień później.. *20:45 - czwartek*

   Następnego dnia widziałam się z Lily. Trochę pogadałyśmy, obejrzałyśmy jeden sezon Skins. Taki typowy babski wieczór. Miałam wrażenie, że była taka nieobecna. Choć widać było, że stara się być normalna - kiepsko jej to wychodziło. Chciałam z nią pogadać - tak jak zawsze gdy nas coś gryzło - ale nie nie mogę nic na siłę. Nie zmuszę jej, żeby wszystko mi wyśpiewała. Strasznie martwię się o nią, ale muszę chyba poczekać.  
   Ostatnie wydarzenia jednak niczego jak na razie nie zmieniły. Oprócz tego, że z każdym normalnie rozmawiam i wszytko jest okej. Z Harrym jest w porządku. Nie kłócimy się, dużo rozmawiamy ale na tym kończymy. Tamten wieczór w wesołym miasteczku zostawiliśmy bez komentarza i jakoś nie rozmawiamy o tym. 
   Chłopacy już wrócili ze studia, więc postanowiłam zejść na dół. Starałam zachowywać się naturalnie, tak jakby nic wcześniej nie uległo zmianie. Bo chyba nie uległo, tak?
- Hej - przywitałam się. - Jak tam?
- Oglądamy mecz Manchester - Arsenal. - oznajmił Niall wskazując na telewizor.
- Mhm.. Okej. - usiadłam na wolnej pufie i  dołączyłam się.
- Ty przecież nie oglądasz piłki nożnej. - zdziwił się Louis.
- Ciekawe od kiedy. 
- Zazwyczaj gdy leci mecz, Ty wychodzisz do Lily lub do swojego pokoju. - odpowiedział.
- A tam oglądam mecz, bo z Tobą się nie da. - zaśmiałam się.
- Serio? Żartujesz chyba sobie. - zdziwił się Lou.
- Nie tym razem braciszku.
- Nie wierze ci. - powiedział Lou. - Dziewczyny nie oglądają takich sportów.
- Najwidoczniej słabo ją znasz. - wtrącił Liam.
Wszyscy nagle spojrzeli na niego, na co on się tylko uśmiechnął, po czym dodał:
- Najwyraźniej nie o wszystkim wiesz, co świadczy tylko o tym, że dosyć słabo znasz swoja siostrę..
   Lou nic nie powiedział tylko wrócił do meczu. Zauważyłam że Harry przez cały czas mi się przygląda. Lekko uśmiechnęłam się do niego, na co on odwzajemnił się ukazując dołeczki.  
- 75 minuta i dalej nic.  - mruknęłam. - Jestem pewna, że w do końca dalej będzie 1:1.
- Daj im czas, a będzie 2:1 dla Manchesteru. Manchester dziś wygra. - powiedział Harry.
- Aż taki pewny jesteś? Wydaje mi się, że Aresnal za niedługo trafi. 
- Ależ oczywiście! Nie mają na co liczyć- uśmiechnął się zadziornie.
- Żebyś się czasem nie przeliczył. Będzie remis i najprawdopodobniej 1:1. Jeśli nie to Aresenal wygra. Zobaczysz.
- Chcesz? Mogę się z tobą nawet założyć.
- Pewnie. - powiedziałam podając mu dłoń. - Tylko o co?
- Nie wiem.. - zaczął się zastanawiać- O! Już wiem! Jeśli ja wygram to zabieram Cie na randkę. - oznajmił.
W pomieszczeniu rozszedł się gwizd, ale zignorowaliśmy to. Mogłam się domyślić, że nie odpuścił i nie zapomniał o tym co powiedział mi wtedy w kolejce...
- No ale nie wygrasz. W takim razie jak ja wygram to...
- Będę przez cały dzień do twoich usług. - powiedział i śmiesznie poruszył brwiami.
- No tak! Zapomniałam! Jutro idę na zakupy. Przydasz mi się.
- No nie przydam Ci się jednak bo wygrają. Zobaczysz. - uśmiechnął się
- Możesz marzyć. -powiedziałam. - Zayn przebij to!
   Zayn przebił nasze ręce i powróciliśmy do oglądania meczu Manchester City-Arsenal. Mam być szczera? Miałam cichą nadzieje, że coś pójdzie nie tak i wygra Harry. Chociaż potrzebowałabym go na zakupach. Z drugiej strony, mogłabym Lily wyciągnąć. No nic.. 
   W 79 minucie Manchester strzelił bramkę, po czym Harry automatycznie poruszył śmiesznie brwiami. W 83' Arsenal wyrównał i było 2:2. Uśmiechnięta pomachałam Harremu znad miski z popcornem. Potem się wyłączyłam, bo dostałam SMS od Austina.

     Od: Austin. xx
     Rozmawiałaś może z Collins? 

     Do: Austin. xx
     Dziś nie. Stało się coś?

   Wysłałam i czekałam na odpowiedź. Chłopaki chyba stracili poczucie meczu, bo zaczęli zawziętą konwersacje na temat kto normalny wynalazł łyżkę, dlaczego marchewki rosną pod ziemią i czy Zayn ma dobrze ułożone włosy. Na telewizorze była już 85' a wynik dalej był remisem. Czyli mam wygraną w kieszeni. Wiadomość.

     Od: Austin. xx 
     Nie wiem co się dzieje. Nie potrafię do niej dodzwonić. 
     Cały czas się poczta włącza. W domu też jej nie ma.. 
     Spróbowałabyś zadzwonić? 

   Po tej wiadomości wystraszyłam się. Wyszłam z salonu zostawiając w nim jedynie chłopaków, po czym udałam się na ganek, na ławkę. Noc była ciepła, a gwiazdy na niebie bardzo widoczne. Przyjemnie. Wykręciłam numer do Collins. Nic. Próbowałam kilka razy, ale nadaremno. Zaczynałam mieć w głowie najgorsze scenariusze. Po około 10 minutach zadzwonił telefon. To była Lily.
- Boże co się dzieje, czemu nie odbierasz? 
- Spokojnie, nic mi nie jest. - oznajmiła beznamiętnym głosem. - Na zmianę z Austinem. Jeśli byście mogli to nie dzwońcie co kilka minut bo nigdy się nie wyśpię
- Nawet nie wiesz jak się martwiłam. Myślałam, że coś się stało.. - powiedziałam. 
Zamilkła na moment, a potem powiedziała:
- Co mogłoby się stać podczas spania? - jej głos był niemożliwie spokojny. 
- No nie wiem, jejku po prostu odbieraj następnym razem bo wpędzisz nas do grobu! W tak młodym wieku nie chce umrzeć! 
- Idioci. Wszędzie idioci. - oznajmiła. - Nie wiem czemu się z wami przyjaźnie. 
- Bo jesteś taka sama. - urwałam. - Kochamy cie.
Po drugiej stronie nastąpiła cisza. 
- Ja was też. - oznajmiła. - Chcesz coś jeszcze?
- Spotkamy się w szkole mam rozumieć? - spytałam wpatrując się w gwiazdy. - Mam Ci trochę do opowiedzenia.
- Jasne. Do zobaczenia. 
- Pa. - zakończyła połączenie.

     Do: Austin. xx
     Fałszywy alarm. Wszystko okej. 


W końcu podniosłam się i wróciłam do salonu. Louis kłócił się z Niallem o swoje marchewki, które  mu zjadł pod pretekstem, że "nic nie było w lodówce" . Zaśmiałam się i postanowiłam pójść do pokoju, jednak po drodze ktoś chwycił mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Hazza.
- Mam nadzieje, że nic nie zaplanowałaś na sobotni wieczór - powiedział z cwaniackim uśmiechem.
- Nie, a nawet jeśli to co? - zmarszczyłam lekko brwi.
- To lepiej odwołaj to. - oznajmił, po czym zbliżył się do mnie. - Przegrałaś skarbie. - szepnął mi do ucha. 
Spojrzałam na niego zdziwiona. Wtedy puścił nasze splecione ręce, po czym dodał:
- Pamiętaj, sobota o 18. - i zniknął za ścianami salonu. 
Dobry Boże, w co ja się wpakowałam... Westchnęłam cicho i poszłam do pokoju się odświeżyć, po czym zapadłam w głęboki sen. 
___________________________________________

Mam nadzieje, że rozdział choć trochę się spodoba. 
HOLIDAYS! <3 .                                                                                
Cieszycie się? Jak po zakończeniu roku szkolnego? :) x
P.S - Jeśli mogę was poprosić, to zostawcie jakiś komentarz. Może być jakaś emotikona, zwykłe słowo. Nie proszę o dużo. Naprawdę.

 / Kowalska x