wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 11



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)




25 kwietnia, godzina 8:15

                                                                       

  Obudziło mnie donośne walenie do drzwi, które jednak szybko zignorowałam i przewróciłam się na drugą stronę. Niestety upierdliwy ktoś dalej niemiłosiernie dobijał się do moich drzwi. Na chwilę przestał, a potem usłyszałam Up All Night od najukochańszego zespołu. 
- ZARA! - usłyszałam głośny głos Lou. - Radzę Ci wstać, bo możesz się nie wyrobić kochana. - zaśmiał się.
Niechętnie podniosłam się z łóżka i spojrzałam na telefon. Zawał! Miałam być w szkole! Otworzyłam drzwi od mojego pokoju i krzyknęłam:
- LOUIS! TY IDIOTO! Nie żyjesz! - oznajmiłam na całe mieszkanie, po czym zerwałam się na równe nogi i zaczęłam przygotowywać się


Tymczasem w kuchni. 


   Louis schodził spokojnie po schodach gwizdając przy tym,po czym zajął miejsce przy stole. Chłopaki zbytnio się tym nie przejęli i dalej jedli pyszne śniadanie, które przygotował im Harry. 
- LOUIS! TY IDIOTO! Nie żyjesz! - usłyszeli wkurzony głos Zary. 
Louis jedynie zaśmiał się i dalej wcinał naleśnika. 
- Um, co się stało? - spytał ciekawy Liam. 
- Daj jej momencik. Tylko musisz być czujnym. - ostrzegł Liama, chociaż dalej pozostawił go w niewiedzy, a sam wycofał się z kuchni.
Po niespełna 10 minutach wkurzona zeszłam na dół. Rzuciłam torbę na podłogę i wzrokiem szukałam tego idioty. Zayn zapewne domyślił się, bo wskazał na ogródek. Nie tracąc czasu wybiegłam z kuchni prosto do ogródka i zaczęłam gonić Louisa, który biegał tam i z powrotem, aż w końcu wparował do domu a ja za nim.Chłopacy z zainteresowaniem przyglądali się tej scenie. W końcu skoczyłam mu na plecy i wywaliliśmy się. Korzystając z pięknego rozwoju sytuacji zaczęłam go łaskotać do momentu, w którym czyjeś silne ręce odciągnęły mnie od Louisa. To był Harry.
- Piękne przedstawienie! - przyznał Zayn. - Mogę wiedzieć o co w nim chodziło? - spytał.
- Ten idiota wyłączył mi każdy budzik jaki miałam!
- To rytuał! Jak mogłaś na to nie wpaść? - udał obrażonego. 
- To idiotyzm. Zresztą nie ważne, jestem spóźniona. - oznajmiłam i dopiero teraz przypomniałam sobie, że nadal jestem przytulona tyłem do Harrego, dlatego też delikatnie oderwałam się od niego. - To cześć! 
- Halo! A śniadanie? Wracaj tutaj. - zaczął poważnym tonem Liam. - Chyba nie chcesz morałów, hm? Siadaj i wcinaj.
- Dobrze tato.
Niechętnie podeszłam i usiadłam przy stole. Tam czekał na mnie talerz z naleśnikiem. Po zjedzeniu podziękowałam kucharzowi i pożegnałam się z resztą.

*

   Zaparkowałam auto na parkingu i udałam się do budynku. Akurat zaczynała się druga lekcja - rozszerzona chemia. Mogłam się jednak nie budzić. Chociaż.. jeśli Lily już jest to może zerwiemy się.. Tylko gdzie ona jest? Podeszłam do mojej szafki i wyciągnęłam książki do chemii. Lily akurat siedziała na ławce przed klasą i czekała na dzwonek. Zamknęłam szafkę i ruszyłam w jej kierunku. Widząc mnie od razu wstała i przytuliła mnie na przywitanie.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć. Jak tam? Wszystko okej?
- Prędzej to ja Ciebie powinnam się o to zapytać. Wiesz jak Austin się o Ciebie martwił? Zresztą ja też!
- Domyślam się, ale w łóżku nic mi się nie stało. Żyje przecież. Nie wiem o co ta cała afera. - uśmiechnęła się.
- Jasne, najlepiej tak powiedzieć. - udałam oburzoną.
- Oh, no przepraszam. Już Austin zrobił mi wykład na ten temat i od teraz boje się spać we własnym łóżku.
- Austin w szkole? - zdziwiłam się.
- Tak. Edwards ma na niego niezwykły wpływ. Ograniczył imprezy. Nawet zaczyna się uczyć..
- Wiesz lepiej późno, niż wcale. - przyznałam i zaśmiałam się.
- Ale tu chodzi o sam fakt! Zmienił się i to widać. Aż dziwne, jak jedna dziewczyna może wpłynąć na chłopaka. Kompletnie stracił dla niej głowę. - zaśmiała się. - Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam z nim na imprezie czy cokolwiek..
- Ja też. Takie dziwne i nienormalne.  A co u Ciebie? - spytałam, na co delikatnie spoważniała.
- Wszystko w porządku. Znalazłam pracę. - powiedziała. - Jestem kelnerką w Thai Square. Nie najgorsza robota. Jedyny minus tej roboty to bycie miłą na siłę. Ugh. Wiesz, klient nasz pan! - przewróciła oczami i wzruszyła ramionami. - To jest zimne! Przepraszam, tutaj jest włos! Z kierownikiem poproszę! - zaczęła przedrzeźniać swoich klientów. - Idioci.
- A jak z Niallem? - poruszyłam śmiesznie brwiami.
- A co ma być? - zarumieniła się delikatnie.
- Oj, no wiesz! Jesteście razem?
- Czy ja wiem... Zachowujemy się jak para, ale czy serio jesteśmy razem to nie wiem. - uśmiechnęła się ciepło.
  Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy naszą ławkę przy oknie. W czasie lekcji nasz nauczyciel od rozszerzonej chemii  dostał telefon od swojej żony, po czym krzyknął jedynie " Będę ojcem! " i wyleciał pędem, zostawiając nas samych w klasie do końca lekcji.
- Myślisz, że z Harrym to coś na poważnie? - spytała, wyrywając mnie z transu.
- Co? - zdziwiłam się.
- Oh, no wiesz. - oparła głowę na ręce. - Chyba nie myślisz, że jestem głupia lub ślepa. - puściła do mnie oczko.
- Ty coś sugerujesz czy tylko mi się wydaje? - uniosłam lekko brew.
- Ależ skąd. Oglądałaś wczoraj mecz Manchester z Arsenalem? Mój wujek obstawił ten mecz. Dzięki temu wygrał 100£ bo postawił na Manchester. Wiesz, ja byłam przekonana, że Arsenal wygra. Wiesz, kasa by się na zakupy przydała... - spojrzała na mnie jakby znacząco.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się, a ona zaśmiała się. - Co jeszcze wiesz? - spuściłam głowę.
- Od wesołego miasteczka do meczu słońce. Przede mną nic nie ukryjesz. Głodomorek wszystko mi wypaplał. - oznajmiła.- Trochę mi przykro, że to on niego się dowiedziałam a nie od Ciebie..
- Przepraszam. - przytuliłam ją. - Miałam zamiar dziś Ci o tym powiedzieć. Uznałam, że przez telefon nie wypada. - zarumieniłam się na wspomnienie z Harrym.
- Oh, daj spokój. Nic się nie stało, ale to ostatni raz jasne? Chce być na bieżąco i ... - przerwała. - Matko Boska Ty się rumienisz! No to będzie ciekawie. - uśmiechnęła się, ukazując szereg swoich białych ząbków.
- Skończ. - zaśmiałam się - Mam rozumieć, że mi pomożesz z wyborem kiecki?
- Jasne, a kiedy masz tą przegraną randkę, na którą strasznie się cieszysz, mimo że nie jesteś tego świadoma?
- Co? - zaśmiałam się. - Jutro. Nie powiedział gdzie, ale mam na 18 być gotowa.
- Bułka z masłem. - oznajmiła. - Taki problem to nie problem.
   Dzwonek powiadomił nas o skończonej kolejnej lekcji. Rozmawiając, udałyśmy się do szafki i na następne lekcje.

*

   Fizyka. Kto to w ogóle wymyślił? Teoria bezwzględności, indukcja i fale elektromagnetyczne, termodynamika.. Jak czasami rozumiem fizykę? Były dwie małpy, jedna z nich była wielbłądem. Ile waży piasek, gdy jest zimno i ciemno? O zgrozo. Nie dość, że to przed ostatnia lekcja to bonusowo strasznie boli mnie brzuch. Jakby mnie coś wyżerało od środka. 
- Tomlinson? - usłyszałam swoje nazwisko i podniosłam głowę do góry.
- Co?
- Nie co, tylko do tablicy. - rzuciła wściekle pani Anderson. Nie sposób ukryć, jak niesamowicie mnie nienawidzi. Ta jędza nie lubi mnie w szczególności przez mojego braciszka. Skoro on był nieukiem z fizyki to według niej - ja również. Oczywiście w mit o blondynkach również wierzy i stawia wysoko, tak więc z każdej strony jest ciekawie. W każdej możliwej sytuacji próbuje mnie uziemić, aczkolwiek jej to nigdy nie wychodzi. Zabawne.
   Raz, że nie wiedziałam które zadanie przerabiamy. Dwa miałam wrażenie że umrę przy tej tablicy przez ten ból. Dobry Boże.. Po drodze do tablicy, zauważyłam jak inni robią zadanie 5 ze strony 253. Piękny refleks Tomlinson. Zrobiłam zadanie, za które dostałam piątkę i usiadłam, by dalej zwijać się z bólu. Cudnie.
- Wszytko okej? - spytała szeptem Lily.
- Tak. - odpowiedziałam z nadzieją, że wkrótce przestanie mnie boleć.
- Nie wyglądasz. Pobladłaś strasznie. - uważnie mi się przyjrzała.
- Jest w porządku. Dam rade.
Dzwonek zadzwonił, po czym opuściłyśmy klasę. Lily już osiągnęła swój poziom przerażenia, przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ cały czas pyta czy wszystko gra, a w momencie gdy jej oznajmiłam, że boli mnie brzuch to w jej uszach zabrzmiało jakbym była umierająca. Kochana.
- Może zadzwonimy po Louisa?
- No ale po co? Przecież mam auto. Zresztą to ostatnia lekcja, dam se rade. - powtórzyłam jej po raz kolejny.
- Szczerze w to wątpię. Oh daj spokój, przyjedzie po Ciebie i..
- I co? Dalej się będę męczyć, tyle że w domu. Fascynujące.
- Zara. Krew Ci leci z nosa. 
   Dotknęłam palcem miejsca skąd płynęła krew. Zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami. Jedyne co zapamiętałam, to przerażenie na twarzy Collins, po czym runęłam na ziemię.

____________________________

   No więc tym oto sposobem mamy 11 rozdział :3 Liczę na to, że się spodoba ale ostateczną opinie oddaje wam. Mam nadzieje, że 12 mi wyjdzie tak jak zaplanowałam, bo mam go już w głowie. 
   A i jest jeszcze jedna sprawa. Mianowicie rozdziały dodaje jakoś co tydzień we wtorki, ale z racji tego że mamy wakacje - wyjeżdżam na kolonie. Nie będzie mnie dwa tygodnie, dlatego też albo dodam jak wrócę albo jak znajdę wifi. Jest też trzecia opcja - przed wyjazdem dodam następny. Zobaczymy x
   



/ Kowalska x

6 komentarzy:

  1. Ty to masz wyobraźnię! ;* A jeśli mogę wiedzieć kiedy jedziesz na te kolonie, to było by super. A i jeszcze jedno pytanie ile masz lat, booo piszesz rewelacyjnie. Buźki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak możesz mi to robić ! W takim momencie ?! Sumienia nie masz -,- Rozdział przecudowny ! Uwielbiam Twojego bloga ! Czekam na następny <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg! Muszę Ci powiedzieć że ten rozdział podoba mi się ze wszystkich najbardziej! aaaa! Jak mogłaś w tym momencie przerwać?! Czekam <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać następnego. Zapraszam na rozdział 15 i zaraz wstawiam 16. Przepraszam że tak późno informuję, ale jestem na wakacjach i mam problemy ze złapaniem WI-FI

    OdpowiedzUsuń