czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 12



CZYTASZ? = ZOSTAW KOMENTARZ

PRZY OKAZJI :)



Rozdział pisany był przy tej piosence:



Oczami Lily.

   Nadal nie dochodzi do mnie to co się zdarzyło. Na całe szczęście Austin zauważył, jak Zar traci przytomność, więc wziął ją na ręce i pojechaliśmy do szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Louisa i powiedziałam mu o wszystkim. Oznajmił, że do dziesięciu minut będzie w szpitalu. Mimo wszystko, usłyszałam w jego głosie przerażenie. Nie dziwie się, sama miałam nogi jak z waty i nagle nie wiedziałam co mam robić. Gdyby nie Austin... Nie wiem jakby to się zakończyło.
   Lekarze wzięli ją na nosze do jakiejś sali i kazali nam czekać. Miałam wrażenie, że to trwa wieczność. Austin cały czas trzymał mnie za rękę i mówił, że będzie dobrze. Bo w końcu musi być, prawda? Po jakimś czasie, gdy zasnęłam na ramieniu Austina, na holu pojawił się Louis, Liam i Harry.
- Co z nią? Gdzie ona jest? Jak ona się czuje? - zaczął nas bombardować pytaniami Lou.
- Spokojnie. - powiedziałam powoli. 
- Spokojnie? Ty mi mówisz spokojnie? Jak mam być spokojny skoro nie wiem co się dzieje z moją siostrą? No słucham. - mówiąc to uniósł się.
- Uspokój się stary. - starał się załagodzić sprawę Gomez. 
- A Ty to nie wchodź mi w drogę. Nie wiem w ogóle co Ty tutaj robisz. 
- Możesz mnie nie lubić, w sumie to z całkowitą wzajemnością tak na marginesie. Całkowicie mi to nie przeszkadza. Ale nie jestem tutaj dla Ciebie, tylko dla Zary. Tak samo jak Ty. Jest dla mnie tak samo ważna jak dla Ciebie. Więc daruj sobie chociażby tutaj. Naprawdę.
- Louis ogarnij się. - nie wytrzymałam. - Gdyby nie Austin to nie wiem jakby się to skończyło. Pomógł mi ją tutaj przywieźć. - urwałam. - Myślisz, że dla nas jest to łatwe? 
   Spuścił głowę w dół, po czym zajął miejsce koło Austina i wybełkotał ciche Przepraszam.  Liam zajął miejsce obok mnie i nic nie mówił. Harry zaś chodził w ciszy w te i z powrotem. Zapanowała cisza. Nie była to taka niezręczna cisza, ale strasznie dobijająca. Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Nic. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Ile można trzymać człowieka w niepewności? 
   Po niecałej godzinie przyszedł do nas lekarz, który zabrał Zarę na badania. Gdy tylko się pojawił prawie każdy wstał. 
- Co z nią? - spytał Louis.
- Państwo są rodziną? - spytał uważnie nam się przyglądając. 
- Mniej więcej. - powiedziałam. 
- Wszytko było wynikiem stresu i zmęczenia. Nie ma czym się martwić. - oznajmił.
- Czyli ból brzucha był spowodowany stresem? A co krwią, która leciała z nosa? Przecież to nie jest wynik stresu. - spytałam.
- Tak. Miała spadek ciśnienia. Nic groźnego, tylko ludzie różnie reagują na niego. Naprawdę nie ma się czym martwić. Nadal jest nieprzytomna, ale powoli dochodzi do siebie. Do jutra zostanie na obserwacji. - oznajmił. - A teraz przepraszam muszę odwiedzić innych pacjentów. 
- Można ją odwiedzić? - spytał Liam. 
- Naturalnie. 
   Lekarz zaprowadził nas do jej sali, po czym sam z niej wyszedł. Pokój prawie jak każdy. Pomalowany na kremowo, z jednym oknem na przeciwko drzwi i łóżkiem, które znajdowało się prawie na środku pomieszczenia. Ojejku. Leżała nieprzytomna na tym cholernym szpitalnym łóżku, podpięta do różnych maszyn. Na twarzy miała maskę tlenową, która ułatwiała jej oddychanie. Czemu ludzie, których kocham zawsze muszą wylądować w szpitalu. Jak na jeden miesiąc, miałam aż nadto tego widoku. Świetnie, po prostu świetnie. Późnym wieczorem wszyscy opuścili szpital. Louis jak widać, wziął sobie niektóre słowa do serca, ponieważ nie kłócił się z Gomezem, aż do opuszczenia szpitala. Ledwo wyszli i Louis znalazł pretekst do kłótni, gdyż Austin nie przytrzymał drzwi wyjściowych, przez co Tomlinson oberwał nimi. Cicho się zaśmiałam razem z Harrym i Liamem, a potem rozjechaliśmy się do domu. 

*

Następny dzień - Oczami Zary. 

   Z samego rana obudziła mnie jakaś kobieta. Poprawiła mi kroplówkę oraz kilka kabelków podpiętych do mojej prawej, jak i lewej ręki. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Pokój szpitalny.. Maska tlenowa, którą nadal miałam zaczynała mi przeszkadzać więc spróbowałam ją zdjąć. Jak się okazało byłam trochę słaba, a maska starała mi się tylko pomóc. Świetnie. Tylko do kiedy ja tu jestem? Dziś jest sobota.. Dzisiaj miałam mieć randkę z Harrym. Wyciągnęłam rękę po torbę, którą miałam na szafce nocnej i wyciągnęłam z niej telefon. Widniała na niej godzina 10:37. Cudownie.
   Lekarz przyszedł prawie od razu, gdy pielęgniarka opuściła mój pokój.
- Witam. Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. - oznajmiłam. - Co się właściwie stało?
- Straciłaś przytomność, więc twoi znajomi Cie tutaj zawieźli. Zostałaś na noc na obserwacji, także dzisiaj możesz już wyjść. Jeszcze tylko badania kontrolne i możesz opuścić szpital. - powiedział. - Tylko twój brat zaznaczył, że to on ma podpisać wypis ze szpitala i osobiście cie odebrać. Nawet obiecał autograf mojej córce.
- Słucham? Dobry Boże..
- Aczkolwiek jesteś już dorosła więc, sama możesz o tym decydować. Tak, więc jaka jest Twoja decyzja?
Zastanowiłam się chwilę.
- Mógłby mnie pan zaprowadzić na badanie kontrolne i przygotować wypis?
- Oczywiście. - oznajmił.

*

   Po wszystkich badaniach, które trwały niecałą godzinę podpisałam wypis i mogłam spokojnie iść do domu. Ubrałam się w wczorajsze ciuchy i opuściłam szpital. Gdy tylko założyłam koturny miałam wrażenie, że zaraz nogi mi odpadną. Pomyślałam, że skoro i tak od kilku dni jest piękna pogoda to postanowiłam iść na boso. Ludzie nawet nie zwrócili uwagi, że przechadzam się po ulicach Londynu bez butów. W końcu - to Londyn. Różne zjawiska można tutaj spotkać. Zaśmiałam się. Ostatnio tak wracałam do domu z dzikiej imprezy z Lily. To były czasy.
   Po chwili byłam już na skrzyżowaniu, które jest tylko kilka minut od szpitala. Wsiadłam w taksówkę, więc  po około 20 minutach byłam pod domem. Zapłaciłam kierowcy za trasę, po czym ten odjechał a ja wróciłam do domu. Żadnego auta nie zauważyłam. Czyżby nikogo nie było? Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. 
- Cześć. - krzyknęłam głośno, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Po chwili jednak po schodach zszedł tata.
- Co Ty tutaj robisz? - zdziwił się, po czym przytulił mnie. 
- Też się ciesze, że Cie widzę. - uśmiechnęłam się i oderwałam się od niego.
- Ale chłopaki mówili, że jesteś w szpitalu. Co się stało? - poszedł za mną do salonu i usiadł na przeciwko mnie.
- Byłam, ale podpisałam wypis i wróciłam. - powiedziałam. - Nie lubię szpitali, sam dobrze o tym wiesz. - uśmiechnęłam się. - A gdzie reszta? 
- Mieli jakąś sprawę na mieście. Louis mówił, że Cie odbierze ze szpitala. - zmarszczył brwi.
- Tak, też o tym słyszałam. Ale wiesz potrafię o sobie decydować, tak więc oto jestem. 
- Jak rozumiem nie dzwoniłaś do niego, prawda?
W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego. 
- Gdyby coś będę w gabinecie. - oznajmił i wyszedł z salonu. 
Weszłam po schodach do mojego pokoju, wzięłam ciuchy na przebranie i udałam się do łazienki. Odświeżyłam się, po czym ubrałam przygotowane wcześniej ciuchy  i wysuszyłam włosy. Spojrzałam na zegarek - 12:36. Świetnie. Wykręciłam numer do Collins, ale nikt nie odebrał. Wzięłam do torebki klucze i telefon, po czym pojechałam do niej. Może mi pomoże z wyborem kiecki. 

*

   Zaparkowałam przed domem Lily. Zdziwił mnie fakt, że nie było jej auta. O tej porze w sobotę zawsze jest w domu. Chyba, że zaparkowała z tyłu. Zapukałam kilka razy, ale nadal nikt mi nie otwierał. Lekko pociągnęłam za klamkę, po chwili drzwi otworzyły się. Czyli jest w domu. W mieszkaniu panowała całkowita cisza. Powoli weszłam po schodach, które prowadziły do jej pokoju. Drzwi od pokoju były otwarte na oścież. Lily leżała na łóżku twarzą w poduszce. Cichutko podeszłam do łóżka i usiadłam koło niej. Teraz to już było jasne, że coś się stało. Nagle podniosła się i strasznie mocno mnie przytuliła. Zdążyłam zauważyć jej podpuchnięte i podkrążone oczy. Ogółem twarz jej była strasznie zmęczona. A jakby było mało, cała trzęsła się.
- Odszedł. Rozumiesz? Odszedł. - mówiła przez łzy. - Straciłam go na zawsze. Nie ma już go. Nie ma. Odszedł. Wszyscy, których kocham odchodzą i nigdy nie wracają. Nigdy. Rozumiesz? Nie mam już nikogo. A obiecał, że zawsze przy mnie będzie. Że mnie nie zostawi. Ale odszedł. Nie ma już go. - szlochała.
- Ciii...  - starałam się ją uspokoić.
- Mój tata odszedł. Rozumiesz? - oznajmiła po chwili i zaczęła jeszcze bardziej płakać. - Nie ma już go. Nie mam nikogo. Wszyscy odeszli. Mama, teraz tata. Osoby, które zawsze mogły być przy mnie. Nie licząc Ciebie oczywiście. Tyle czasu spędziłam u niego w szpitalu, że nawet pamiętam każdą salę. Dlatego wystraszyłam się, gdy tylko trafiłaś do cholernego szpitala. Bałam się, że kiedy tylko tam weszłaś, że już nie wyjdziesz. Każdy kogo kocham, wchodząc do szpitala już z niego nie wychodzi. Tak cholernie się bałam. Rozumiesz? A teraz? Nie wyobrażam sobie mojego dalszego życia. Odszedł on. Mama. Zostałam sama. Całkowicie sama. - urwała. - Nie radzę sobie. Jest mi tak cholernie ciężko. To jest za dużo. Za dużo. - dławiła się łzami. - Chciałam być silna. Wiesz, dla niego, dla mamy. Ale ja nie potrafię. Przerasta mnie to. Siedzę w tym pustym domu i zastanawiam się, jak to jest być szczęśliwym mając rodzinę. Wiesz, taką pełną. Wspominam sobie nie raz jak jeździłam z nimi do wesołego miasteczka. Od zawsze to kochałam. Tą nutkę ekscytacji, a zarazem strachu. Teraz już tego nie ma. Nie ma ich. Zostały tylko wspomnienia. Wspomnienia, które wolałabym żeby stały się rzeczywistością. A przecież to niemożliwe. Jeszcze ten dom. Nie potrafię go sprzedać, a zarazem nie potrafię w nim sama mieszkać.
- Masz mnie. Austina. Nialla. Chłopców. Masz ludzi, którzy Cie kochają i zależy im na Tobie. Dasz sobie radę. Z nami dasz. Nie będziesz sama. Nigdy nie będziesz. Pamiętasz co mi zawsze mówiłaś? Że mam już Cie na zawsze i że nigdy się od Ciebie nie uwolnię. To działa w dwie strony. Nigdy Cie nie zostawię. Nigdy. Choćby nie wiem co się stało, zawsze będę przy Tobie. Nie zapominaj o tym. Jesteś dla mnie jak siostra. Jak rodzina. Zawsze nią byłaś i będziesz. Zawsze. - przytuliła mnie mocnej, po czym spojrzała na mnie.
- Przepraszam. - wyjąkała a ja wzięłam koc, który leżał na łóżku. - Tak strasznie przepraszam. Mogłam Ci od razu powiedzieć. Izolowałam się od każdego, tak jakby to miało rozwiązać wszystkie problemy. Niall dzwonił do mnie niejednokrotnie, a ja nie potrafię z nim rozmawiać. - przerwała. - Tak ciężko jest udawać, że wszystko jest w porządku i że nic się nie dzieje. Ostatnio gdy zadzwonił, powtarzałam w duchu, żebym się nie rozryczała. Wiesz jakie to trudne? - urwała. - Boje się, że jego też stracę. Po raz pierwszy kogoś tak mocno pokochałam, jak Iana. Wydawałoby się to niemożliwe, a jednak.  Jeszcze takiego strachu mi napędziłaś, że myślałam że nie wytrzymam. Wiesz, że jesteś dla mnie niesamowicie ważna? Tylko Ty mi pozostałaś. Wiesz o mnie wszystko i nie potrafię przed Tobą udawać. Przepraszam. Tak strasznie Cie przepraszam. - poleciały jej kilka łez po policzku, więc mocno przytuliłam ją do siebie.
- Cii. Nic się nie stało. Damy radę, zobaczysz. Będzie trudno, ale kto powiedział, że będzie lekko? Czasem musi być burza, żeby potem pojawiło się słońce. Nie zapominaj, że mimo wszystko należysz do mojej rodziny. Wiesz, 18 lat razem to nie jest mało. - zaśmiałam się. - Zobaczysz, jakoś to będzie. Przebrniemy przez to. Obiecuje. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć czy dzwonić. Choćby była noc to nie będzie problem. To nigdy nie był problem. Zawsze będę przy Tobie. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się.

*
   Tak nam zleciał cały dzień. Stwierdziłam, że zostanę u niej na noc. Nie chciałam zostawić jej samej. Nie w tej chwili. Rozmawiałyśmy całkowicie szczerze. Tak bardzo brakowało mi tego. Przykro mi z powodu jej taty, ponieważ straciła oboje rodziców. Ich się nie da zastąpić nawet w połowie. Na szczęście ma jeszcze nas, więc nie jest całkowicie sama. Nigdy jej nie zostawimy. Niech nawet o tym nie myśli, bo jest to nie wykonalne. 
   Po tym wszystkim nastał wieczór, a my od niecałej godziny oglądałyśmy komedie, więc cały czas się śmiałyśmy. Mój telefon cały czas dzwonił. Miałam ochotę go wyłączyć i wyrzucić gdzieś. Louis na zmianę z Harrym. No tak, Louis pewnie dowiedział się, że sama wróciłam ze szpitala. A Harry? Pewnie Louis dzwoni z jego telefonu z nadzieją, że odbiorę. Nie doczekanie jego. Wysłałam mu jedynie SMS:

     Do: Louis. 
     Jestem cała i zdrowa. Nie musisz się martwić. 
     Jutro pogadamy jak wrócę.
     Zara. x

- Martwił się o Ciebie. - powiedziała Lily.
- Kto? Louis? - zdziwiłam się. - Przecież wszystko okej. Wyszłam z domu i jestem u Ciebie. Nic mi się stać nie może przecież. 
- Mam na myśli szpital. - wzięła trochę popcornu, po czym zjadła go. - Gdy tylko do niego zadzwoniłam przeraził się i po 10 minutach był wraz z Harrym i Liamem. A z Austinem omal się nie pozabijali. - zaśmiała się. - A gdybyś tylko widziała jak opuszczali szpital. Gomez nie przytrzymał mu drzwi, po czym ten oberwał i zaczęła się kłótnia. 
Zaśmiałam się. 
- Szkoda, że tego nie widziałam. - wyznałam. 
- Która jest godzina? - spytała.
- Koło 19, a czemu pytasz? 
- O rany! - podniosła się. - Miałaś mieć randkę z Harrym! Jejku! Miałam Ci pomóc z kiecką. - zaczęła dramatyzować.
- Tak, wiem o tym. - oznajmiłam spokojnie.
- Jeszcze można coś ogarnąć... - przerwałam jej.
- Nie. Zostanę z Tobą. Harry może poczekać. Zresztą to i tak była część zakładu, więc..
- Ale przecież.. - nie dokończyła.
- Zostanę.  Nawet nie próbuj mnie wyrzucać czy cokolwiek w tym stylu. Jasne? Przełożę to i kiedy indziej mi pomożesz, ok? - uśmiechnęłam się.
- O ile będzie to 'kiedy indziej'  no ale okej, jak wolisz. Jednak jeśli będzie to nawet nie waż się odwołać! Czuje się winna, bo zmarnowałam Ci szansę. - założyła ręce na piersi.
- I nie potrzebnie. Poradzę sobie. - oznajmiłam.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym powiedziała:
- Zrobię więcej popcornu. - zeszła po schodach.
   Teraz do mnie to doszło. Louis nie dzwonił z telefonu Harrego. To był Harry. Nagle poczułam się dziwnie, że go wystawiłam. Ale przecież nie zrobiłam tego celowo. Po prostu przyjaciele są dla mnie na pierwszym miejscu. Zakładam, że dla niego również. Odblokowałam telefon, po czym napisałam:

     Do: Harry x
     Przepraszam Cie. Dziś nie mogę.
     Możemy to przełożyć?
     Zara xx

Wysłałam wiadomość, a Lily zdążyła przynieść kolejną miskę popcornu. Obejrzałyśmy kilka filmów, pogadałyśmy i tak właśnie minął nam cały wieczór, po czym usnęłyśmy.

_______________________________________

   Więc oto rozwiązanie zagadki ' Co z Lily? '  Liczę, że się spodoba :3 Jak go czytałam kilka razy to muszę stwierdzić, że chyba nie najgorszy, także... Miłego czytania i zdania relacji! :) x 
No to teraz mogę bez przeszkód wyruszyć w dziką podróż w nieznane. Haha. Następny tak jak mówię powinien pojawić się 31 lipca lub 5 sierpnia. Ewentualnie pomiędzy tymi datami! Pozdrawiam i ściskam was mocno! <3 Do następnego!

/ Kowalska x

4 komentarze:

  1. Cudowny ! Uwielbiam ! Ehh to wieczność ! :( Udanych wakacji jednak (bo nie do końca wiem jak to nazwać :D ) Weny życzę !! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny!
    Wczuwam się coraz bardziej i już nie mogę się doczekać następnego! ; *
    Postanowiłam nominować Twojego bloga do LA! Więcej info. u mnie:
    http://od-przyjazni-domilosci.blogspot.com/2014/07/liebster-award-6.html
    Jak byś miała ochotę to zajrzyj też tak o. Może coś się spodoba i skomentujesz.
    Pozdrawiam, życzę dużo weny i czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecudowny ! Kocham. kocham, kocham, kocham ! <3 Nie moge sie doczekać następnego ! ^^ Udanych wakacji ;* I dużo, dużo, dużo weny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny blog czekam na więcej rozdziałów . Tylko proszę szybko go dodaj ;)

    OdpowiedzUsuń