czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 4

* 3 godziny później *

 Wchodząc powoli okazało się, że dom był otwarty. Poczułam wielką ulgę bo inaczej musiałabym włazić przez okno albo czekać aż któryś pacan mi otworzy. Uchyliłam delikatnie drzwi i weszłam zamykając je. Doszły mnie głośne krzyki chłopaków, którzy siedzieli w salonie i byli pochłonięci graniem w Fifę. Przewróciłam tylko oczami i bez żadnego słowa udałam się na górę. Nie zważając na tragiczny stan mojego pokoju, od razu poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie przepocone ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam kurek z nadzieją, że nie zaleje mnie lodowata woda. Na moje szczęście nie była zbyt zimna. Umyłam ciało ananasowym żelem, natomiast włosy jabłkowym szamponem. Całość dokładnie spłukałam, po czym owinęłam ciało w ręcznik, ponieważ mądra ja, dopiero teraz skapnęłam się, że nie wzięłam ze sobą ciuchów. Zrezygnowana wyszłam z ciepłego do zimnego pomieszczenia, powodując od razu na mojej skórze gęsia skórka. Już miałam otwierać szafę, gdy spostrzegłam różową kartkę, położoną na pościelonym łóżku. Ogółem cały pokój był czysty! Zdziwił mnie ten widok, ale podeszłam do łóżka i wzięłam w dłoń kartkę.

Dziękuje księżniczko za wspaniały wieczór.
Licze na powtórkę!
P.S - Słodko wyglądałaś jak spałaś.
                               Harry <3

Czułam jak się rumienie. Hm.. czyli to on musiał posprzątać ten cały bajzel. Jednak są na tym świecie mili ludzie. Odłożyłam kartkę na biurko i wyciągnęłam z szafy przypadkowy zestaw. W pokoju rozszedł się dźwięk telefonu, rzuciłam wybrane ciuchy na łóżko i spokojnie odebrałam telefon na głośnomówiący.
- Halo?
- Jak tam Tomlinson? - usłyszałam bardzo dobrze mi znany głos Austina.
- Kolorowo. - zaśmiałam się, po chwili ubierałam już poszczególne części garderoby.
- Co ćpałaś?
- Tylko jabłko po drodze. To źle?
- Yhm. - zaśmiał się. - Słyszałem, że już przyjechał..
- Dobrze słyszałeś. - rzuciłam obojętnie rozczesując wilgotne włosy.
- Jak sobie radzisz?
- Nie gadamy ze sobą jakoś specjalnie. Ale w końcu nie możemy się unikać. - przerwałam. - Mogę wiedzieć po czo dzwonisz?
- Mam pewien problem... Ale się nie śmiej! No i musisz mi pomóc! - wiedziałam od początku, że coś chce.
- W czym? - spryskałam się słodkimi perfumami i rzuciłam się na łóżko.
- Masz może czas wieczorem? Bo nie chce przez telefon o tym gadać. - po jego głosie można było wywnioskować, iż biedaczek się speszył.
- Jasne, że mam czas debilu.. No i Ci pomogę.. Haha.
- Nienawidzę Cie! - krzyknął udając obrażonego. - Zadzwonie jeszcze.
- Ojejku co ja teraz pocznę? - zaczęłam udawać przerażoną.
- Potnij się telefonem, bo skacząc z krawężnika zabijesz się. - usłyszałam cichy śmiech.
- Dobrze mamo. - rozłączyłam się.Gotowa zeszłam po schodach w kierunku kuchni. Z salonu nadal było słychać krzyki chłopaków, Louis łaskotał Harrego nie znając litości z czego brunet śmiał się bez opamiętania. W kuchni oczywiście zastałam wielką rozróbę. Rozsypane płatki na stole, pełno talerzy i szklanek w umywalce, lodówka pusta. Boże..
- Dzięki za bajzel! - krzyknęłam na tyle głośno by usłyszeli, ale nie skomentowali tego. Z szafki wyciągnęłam swoje musli do których na szczęście się nie dobrali i zaczęłam je sobie jeść. Wiedziałam, że tak czy tak trzeba będzie to wszystko posprzątać, więc zabrałam się do pracy. Po chyba piętnastu minutach, kuchnia wyglądała tak, jak przed tornadem o nazwie One Direction. Westchnęłam głośno, wygodnie rozsiadłam się na krześle i zaczęłam jeść mieszankę płatek na sucho. Może wypadałoby iść teraz na zakupy? Bo w sumie.. dziś jest sobota.. mama wróci dopiero koło 21. Jeżeli ja nie zrobię obiadku, a po drodze zakupów - to nikt tego nie zrobi, bo po co? No i muszę jeszcze ogarnąć naukę... Ehh. - pomyślałam. Schowałam musli do szafki, torbę założyłam na ramię i wyszłam do sklepu. Stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi.  Nie minęło kilka minut a ja już byłam w sklepie. Sięgnęłam po koszyk i zaczęłam od warzyw i owoców. Gdy miałam już iść do innego stoiska, zobaczyłam opakowania z marchewkami. Bez wahania wrzuciłam do koszyka kilka opakowań. Wyobraziłam sobie na maksa szczęśliwego Lou, tulącego do siebie pomarańczowe warzywka. Zaśmiałam się i wyszłam z tego działu, przechodząc do działu z nabiałem, a potem z alkoholem. Wzięłam zgrzewkę piwa i udałam się na słodycze. Żelki, czekolady i inne słodkości również powędrowały do koszyka, który był już nieźle wypełniony, a ja spokojnie udałam się do kasy. Po skończonych zakupach z trudem doszłam do domu, ale doszłam. Sytuacja w domu nadal się nie zmieniła. Śmiech, gry, żarcie. Rozpakowałam rzeczy i powoli weszłam po schodkach. Gdy już miałam wchodzić do pokoju poczułam, jak ktoś obraca mnie za ramię w swoją stronę. Tym kimś był Louis.
- Spałaś z Harrym?! - wydarł się na mnie jakbym zjadła jego ostatnią marcheweczkę.
- Co proszę?! - prawie wykrzyczałam mu to prosto w oczy, zastanawiając się czy dobrze zrozumiałam.
- Powtórzę, SPAŁAŚ Z HARRYM? - powiedział trochę spokojniej, ale mocno zaakcentował ostatnie słowa.
- Nie. - powoli zaczęłam się uspokajać, ale nadal się we mnie gotowało. Jak on może mnie o takie coś podejrzewać? Ja mu kupuje marchewki a on z takim czymś? Wypraszam to sobie.
Staliśmy przez moment bez słowa, po czym Lou nagle mnie do siebie przytulił.
- A to za co? Dzień dobroci dla zwierząt? - zaśmiałam się, wtulając się w niego.
- Przepraszam, ale.. Jesteś moją siostrą i po prostu.. martwię się o Ciebie. No i .. Stęskniłem się za Tobą. - wyszeptał nie wypuszczając mnie nawet na chwile ze swoich objęć.
Trwaliśmy przez jeszcze chwilę w ciszy, dopóki nie usłyszałam za dobrze znanego mi głosu. Od razu się oderwaliśmy.
- No nareszcie zachowujecie się jak prawdziwe rodzeństwo! - usłyszałam radosny głos Collins. - A teraz to my musimy sobie coś wyjaśnić! - oznajmiła groźnie i pociągnęła mnie gwałtownie do pokoju, a drzwi lekko przymknęła. W drzwiach ujrzałam jeszcze na chwilę głowę Louisa.
- Tylko nie zabijaj mi siostry. - zaśmialiśmy się razem, a Collins rzuciła poduszką w jego kierunku. Drzwi automatycznie się zamknęły, a ja usiadłam sobie po turecku na łóżku, Lily tak samo uczyniła.
- Masz mi może coś do powiedzenia? - spytała oczekująco.
- Śliczna jesteś słonko. - uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam.
- Co nie zmnienia faktu, że bez wyjaśnienia zostawiłaś mnie samą w klubie! Myślisz, że mnie się tak łatwo pozbywa? Znamy się bardzo  długo, i powinnaś wiedzieć, że masz już mnie na calutkie życie. Powtarzam, CALUTKIE. No i tylko mi nie mów, że mnie zdradziłaś! - przerwała na moment. - Ale Cię wysłucham. Tak więc? Co się stało? - spojrzałam na jej brązowe oczy, były ona pełne troski i obawy o najgorsze. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, czułam jak po moim policzku leciała pojedyńcza łza. Jak na zawołanie, poleciały za nią pozostałe. Przyjaciółka mocno mnie przytuliła.
- Widzia.. Widziałam.. Leo.. -  wydukałam szlochajac.
- Cholera. - rzuciła po cichu. - Rozmawiaś z nim? Widział Cię?
- Nie. Wyszłam jak najszybciej...
- No to zmieniamy klub.. Nie chce, żebyś cierpiała widząc tego dupka  tam! Nawet jakbym miała znaleźć klub na końcu miasta, to znajdę..
- Dziękuje Ci. Za wszystko. - wtuliłam się mocniej.
- Ale mi już nie płacz, bo ja zaraz zacznę i będzie gorzej. - urwała. - Wiesz co? Byłam święcie przekonana, że mnie zdradziłaś! - udała obrażona.
- Ciebie? Gdzież bym śmiała!
Wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem i przez spory okres czasu wygłupiałyśmy się rozmawiając przy tym. Nie wiem jak ona to robi, ale kocham spędzać z nią czas.. I zawsze tracę przy niej tempo czasu. Najprawdopodobniej po godzine, zapanowała cisza.
- Idziemy do nich? - spytała na pół szeptem.
- Po co?
Collins się słodko zarumieniła i zmierzyła mnie wzrokiem. Wiedziałam o co chodziło. Postanowiłam, że nie będę jej na razie torturować, niech sobie dziewczyna odpocznię.
- No dobra, chodź. - wstałam z łóżka i pociągnęłam ją za sobą w kierunku schodów.
Będąc na dole zobaczyłam, że czwórka siedzi na kanapie, a Louis stoi czytając streszczenia jakiś filmów na DVD. Przyszłyśmy na czas, a nawet nie planowałyśmy tego. Żaden z nich nas nie zauważył, więc Lily postanowiła przestraszyć Nialla, a ja sobie opuściłam. Oczywiście udało się jej to, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
Wzrokiem zaczęłam szukać wolnego miejsca, aż nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek, w skutek czego wylądowałam na kolanach Harrego. Momentalnie zagościł uśmiech na jego twarzy, jak i na mojej. Chciałam wstać i zająć miejsce obok, ale chłopak oplótł swoje ręce wokoło mojej talii, nie pozwalając mi przy tym wstać.
- Boje się sam oglądać. Będziesz moim misiem? - cichutko szepnął do mojego ucha, na co zaśmiałam się równie cicho i pokiwałam głową twierdząco.
Lily chciała usiąść na moich kolanach, lecz gdy to zrobiła zrzuciłam dziewczynę, a Horan wykorzystując sytuację, złapał ją i posadził na swoich kolanach. Całej sytuacji z rozbawieniem przyglądali się pozostali, oprócz Zayna. Jego spojrzenie na blondyna było niemal zabójcze.
- Jaki film oglądamy?  - spytałam z ciekawości.
- Szybcy i wściekli 6 lub Martwe zło.. - zaczął Liam.
- Martwe zło! - wydarł się Niall.
- W sumie, to oglądałem Szybcy i wściekli.... No to raczej Martwe zło. - oznajmił Lou.
- Wy chcecie byśmy ze strachu umarły? - spojrzałam po wszystkich. Mój przerażony wzrok utkwił na Harrym w poszukiwaniu pomocy. On jedynie bezradnie wzruszył ramionami i uśmiechnął się złowrogo. To była zmowa! Wredne człowieki. Postanowiłam dać se spokój, gdyż i tak nic bym nie wskórała Louis wybrał odpowiednią płytę i włączył film. Oczywiście w strasznych momentach zasłaniałam twarz ręką, a Harry tulił mnie mocniej do siebie. Zayn prawie cały czas komentował coś w stylu ' Boże jaka morda! '.  Louis i Liam oglądali uważnie, a Niall... Co było dziwne, wpatrywał się w przyjaciółkę jak w obrazek.
I tak jakoś minął mam cały film. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, Zayn z Liamem udali się do kuchni, Niall łaskotał Lily a ta śmiała się na cały głos. Harry nadal był we mnie wtulony i cały czas szeptał mi niezrozumiałe słówka. Za to Louis dziwnie się nam przyglądał. Jego wyraz twarzy nic nie wyrażał, lecz po chwili ożywił się i nagle powiedział.
- Hazza kochanie, dawno nie gadaliśmy. Chodź na spacer. - pociągnął zielonookiego za ucho, ten zaś zaśmiał się i grzecznie podążył za nim, po chwili wyszli z domu a ja rozłożyłam się na kanapie i po kolei przełączałam kanały.

* Oczami Louisa *

Odeszliśmy od domu jakiś kawałek drogi, nie wytrzymałem i zacząłem się wydzierać.
- Co Ty odwalasz?! Stary! Obserwuje Cię all day all night! - jego wzrok był spuszczony na ziemię. - Wiem jak odchodzisz się z kobietami. Przymykam na to oko, no ale do cholery! Harry! Jestem nawet wyrozumiały. Sam dobrze wiesz. Ale to jest moja siostra! - urwałem, a on lekko spojrzał na mnie. - Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić.. Nie jej. - dodałem na pół szeptem.
- Z nią jest inaczej... - zaczął.
- Boże, który to raz już słyszę?
- Wiem, że to Twoja siostra, ale..  Ona jest inna. Śliczna, miła, radosna. Strasznie lubie gdy na jej twarzy pojawia się uśmiech.. Co ja na to poradzę, że się w niej..... - przerwał, jakby nie wiedział, czy kończąc tą odpowiedź jeszcze przeżyje. - Zakochałem. - dokończył po cichu.
Westchnąłem głośno i spojrzałem na niego.
- Spróbuj ją jakkolwiek zranić, to obiecuje Stylesa, że Cię wykastruje.
Spojrzał na mnie oczekującym wzrokiem.
- To.. Czyli mam Twoje zgode?
- Eh.. Tak, masz moje błogosławieństwo, ale pamiętaj o karze! - powiedziałem mając nadzieję, że tym razem obydwoje się ustatkują i siebie nie zranią.
Uśmiechnął się słodko i poszliśmy się przejść.


czytasz = komentuj 

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 3.

Kolejne godziny upływały w nieskończoność. W końcu wstałam z łóżka, podreptałam do łazienki. Stwierdziłam, że mały wypad na miasto mi nie zaszkodzi. Mniej więcej ogarnęłam włosy, poprawiłam makijaż i zabierając po drodze swoją torbę, zeszłam po schodach. Miałam nadzieje, że teraz na nikogo z tej bandy się nie natknę. Otwierając drzwi i jednocześnie szukając kluczy do auta, wpadłam na kogoś. Automatycznie podniosłam wzrok na tą osobę. Tym kimś okazał się wysoki i przystojny brunet z burzą loków na głowie oraz z zielonymi oczami.
- Przepraszam. - usłyszałam trochę zachrypnięty głos bruneta, który się uśmiechał..
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziałam spokojnie. Minęłam go w drzwiach, po czym udałam się do samochodu. Gdy wsiadałam do auta, czułam na sobie jego wzrok.
Pomyślałam, że udam się do mojej ulubionej kafejki, w której przebywam po kilka godzin dziennie. Tutaj wpadam po szkole na kawę, uczę się, myślę. Zaparkowałam pod kafejką, weszłam do środka i zamówiłam latte macchiato, po czym skierowałam do stolika i zaczęłam rozmyślać na rozmaite tematy. Na moje nieszczęście, zaczął się temat mojego najdroższego braciszka...
Przez rok miał mnie całkowicie w dupie. Jak już dzwonił, to do matki lub ojca. Tak jakby mnie nie było, jakby mnie nie znał. ' Cześć jestem Zara. Pamiętasz mnie może? Wiesz to ta twoja chamska, bezczelna i nienormalna siostra, z którą nie raz się strasznie kłóciłeś, ale mimo to nigdy nie pozwoliłeś jej skrzywdzić i mocno ją kochałeś. Mam nadzieje, że nadal tak jest... albo chociaż było.  ' ......... Jasne. Trasa trasą, ale chyba można było napisać, odezwać się czy cokolwiek! Ale to tylko jeden problem z niewielkiej garstki, dla których mam prawo być wściekła. Szczerze mówiąc, jak on to wszystko widzi? Po tym całym roku, nagle zacznie być tak jak przed trasą albo kilkoma latami wstecz? Pff, nie doczekanie jego. Znając szczęście, będziemy się strasznie kłócić - co nigdy nie odpowiadało mojej mamie. Ona zawsze była zdania, że rodzeństwo powinno się wspierać i żyć w zgodzie. Co automatycznie wiąże się z tym, że mimo to czegokolwiek sprawa dotyczy, ona zawsze staje po stronie jej najdroższego i najbardziej utalentowanego syneczka. Tragiczne, no ale cóż.. za to jakie prawdziwe!

* Około półtora godziny później *

Nagle zauważyłam jak, ktoś macha mi przed oczyma. Otrząsnęłam się i spojrzałam na dwójkę chłopaków, bruneta i blondyna. Jak się nie mylę.. to chyba są przyjaciółmi Lou, bo widziałam ich dziś w mieszkaniu. Przywitali się ze mną, po czym się dosiedli.
- Co tu sama robisz? - spytał blondyn uśmiechając się w moim kierunku, za to brunet uważnie mi się przyglądał.
- Pije kawę i relaksuje się ostatnią chwilą ciszy. - westchnęłam cicho. - A wy?
- Wracamy z zakupów spożywczych. - ukradkiem spojrzałam na kilka dużych toreb leżących obok nas, na co cicho się zaśmiałam.
- Ostatnią chwilą ciszy? - brunet spojrzał znaczącą czekając na odpowiedź.
- W końcu mam mieszkać pod jednym dachem z piątka chłopaków.
- Tak w ogóle, to jestem Niall. - podał mi rękę, na co ją lekko uścisnęłam.
- Zara. - uśmiechnęłam się ciepło i spojrzałam na bruneta, który nadal nie odrywając ode mnie wzroku, również podał mi rękę.
- Zayn.
- Wracasz już do domu czy masz plany na wieczór? - spytał nagle Niall wstając od stolika.
- Zapewne na imprezę idzie. - rzucił Zayn uśmiechając się i pokazując przy tym śnieżnobiałe ząbki.
- Zgadza się, ide z Collins. - wstałam z krzesła. - A wy jedziecie gdzieś się zabawić? - chłopcy spojrzeli po sobie.
- W sumie to jeszcze nie wiemy. - brunet zaczął podnosić zakupy.
- Gdzie reszta? - wzięłam kubek z kawą ze stolika.
- W mieszkaniu. To do zobaczenia! - rzucił blondyn zwany Niallem, wsiadając do pojazdu. Odjechali, a ja uczyniłam podobnie.

***
Weszłam do pokoju i od razu weszłam do łazienki. Odświeżyłam się. Zrobiłam delikatny makijaż, końcówki włosów wysuszyłam i lekko podkręciłam na lokówce. Założyłam przygotowany wcześniej zestaw i spojrzałam w lustro. Cała stylizacja nie wyglądała w sumie źle.
Zerknęłam na telefon - 20:40. Wykręciłam numer do Collins. Pierwszy sygnał, drugi...
- Halo?
- Będę za dziesięć minut pod twoim domem.
- SŁUCHAM? Czy ja się, aby przesłyszałam i źle zrozumiałam? NIE PIJESZ? CIEBIE COŚ OPĘTAŁO?
- Po prostu nie mam ochoty dziś się napierdolić. - powiedziałam tłumacząc na jej język. - To mam podjechać czy zamawiasz sobie taksówkę? - spytałam znużona.
- Masz być za 10 minut pod moim domem! - rzuciła śmiejąc się przy tym.
Rozłączyłam się, telefon schowałam do torebki i zeszłam po schodach. Usłyszałam chłopaków głos Zayna siedzącego w kuchni " Baw się dobrze. "  Nawet na nich nie spojrzałam tylko rzuciłam krótkie " Dzięki. " i wyszłam z domu, zamykając go i prosto do samochodu.
Podjeżdżając pod dom Collins widziałam, że zniecierpliwiona dziewczyna już czeka.
- Dłużej się nie dało?
- Dało. Ale przypomniałam sobie, jak to bardzo mnie kochasz i nie lubisz czekać, więc oto i jestem!
- Jedźmy już. - westchnęła głośno.

***
Od godziny jesteśmy w klubie. Lily bawi się na całego, a ja? Siedzę przy stoliku i się nudzę. I właśnie tego nie jestem w stanie zrozumieć. Zazwyczaj szaleje na imprezach, ciesze się z życia, nie zważając na sytuacje jakąkolwiek... A dziś? Dziś, szczerze mówiąc to nie wiem, co tutaj robię. Inaczej sobie wyobrażałam tą imprezę. Alkohol, taniec, zajebisty humor i tak w kółko... A teraz? Został tylko taniec i pilnowanie przyjaciółki, przed zrobieniem głupstwa. Collins zniknęła mi z pola widzenia, za to w tłumie ujrzałam Leona..
Jak na zawołanie wszystkie wspomnienia wróciły, czułam jak momentalnie szklą mi się oczy. Czym prędzej wybiegłam z klubu i siedziałam w aucie.. Czułam jak pojedyncza łza leci mi po policzku, postanowiłam wrócić do domu. Wystukałam SMS do przyjaciółki i podjechałam pod dom, cały czas próbując pohamować łzy. Po zaparkowaniu, wbiegłam do mieszkania jak torpeda, po czym zamknęłam się w pokoju i rzuciłam się na łóżko, gdzie pozwoliłam łzą swobodnie spływać po moich policzkach. Domyślałam, że po niedługim upływie czasu, pewnie przyjdzie tu Louis i się zacznie wypytywać, a ja nie mam na to siły.
Po 15 minutach, kiedy już powoli dochodziłam do siebie, w pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
- Spierdalaj. - rzuciłam głośno,ale nie krzycząc. Przecierając przy tym łzy, które znajdowały się u mnie na policzku. Osoba za drzwiami zapukała kolejny raz. - Głuchy jesteś? Powiedziałam spierdalaj, nie chce z Tobą gadać. - Ten ktoś nie dawał za wygraną i po raz kolejny zapukał, uchylając lekko drzwi nadal sprawiając wrażenie tajemniczego. Wkurzona zwlekłam się z łóżka i szłam w kierunku drzwi. - Nie dociera do Ciebie, że nie mam zamiaru, ani ochoty na rozmowę z Tobą?! - wydarłam się. Z drzwi wychyliła się powoli postać bruneta, z którym widziałam się dziś popołudniu. Momentalnie zrobiło mi się tak głupio.
- Przepraszam.. Cię.. Ja... Sądziłam, że to.. Lou.. - jąkałam się i czułam, że zaraz się rozryczę ponownie. Usiadłam na skraju łóżka, a zielonooki zrobił podobnie.
- Nic się nie stało. Rozumiem Cie. - uśmiechnął się ciepło. - Hej, co jest? - spytał patrząc na mnie z empatią, na co ja nie wytrzymałam i rozpłakałam się, on momentalnie zareagował i przytulił mnie mocno do siebie, na co ja się w niego wtuliłam. Czułam się przy nim jakoś tak bezpiecznie.. inaczej. Byłam mu wdzięczna za to, że nie wypytywał się co konkretnie było powodem moich łez. Siedzieliśmy w ciszy przez dobre kilka minut, brunet gładził moje włosy, aż nagle powiedział:
- Jestem Harry. - uśmiechnął się ciepło nadal tuląc mnie do siebie.
- Ty to masz wyczucie. - zaśmiałam się. Chciałam otrzeć łezki, ale Harry wyprzedził mnie i delikatnie przetarł je kciukiem.
- Wiem. Ty zapewne jesteś Zara. Lou bardzo dużo nam o Tobie opowiadał. - jego czarujący uśmieszek nadal gościł mu na twarzy, ukazując przy tym jego słodkie dołeczki. Zmieszałam się na dźwięk tego zdania. Nie chce myśleć, co i ile brunet wie od niego... W końcu, mój brat to chodząca skarbnica wiedzy o moim życiu..
- Może obejrzymy jakiś film na laptopie? - zapytałam zmieniając temat.
- Jasne. Mogę wybrać? - spytał biorąc laptopa z biurka.
- No jakbyś mógł. - zaśmiałam się. Zeszłam na dół po popcorn i coś do picia. W kuchni nie zastałam nikogo, więc wzięłam co miałam zabrać i udałam się do pokoju.
Wchodząc, Harry pozbierał ode mnie rzeczy odkładając je na stół, a biorąc ze sobą jedynie popcorn. Usadowił się na łóżku i czekał na mnie, aż odłożę telefon i przyjdę do niego. Dostrzegłam, iż film już został wybrany. W duchu modliłam się, żeby to nie okazał się horror. Niestety, moje modlitwy nie zostały wysłuchane. W najgorszych momentach odruchowo tuliłam się do bruneta, co najwyraźniej mu się podobało, ale i nie przeszkadzało, bo kilka razy zaśmiał się i mocniej mnie objął. W pewnym momencie zmorzył mnie sen.


* Następny dzień *

Obudziłam się około 8, wtulona do Harrego. Zauważyłam też, że mam na sobie wczorajszy zestaw. Rozejrzałam się po pokoju. Pusta miska po popcornie leżała na ziemi, tak jak i laptop oraz kilka poduszek. Zerknęłam na zielonookiego. Spał tak słodko, że aż szkoda go budzić, dlatego też przykryłam chłopaka kocem i udałam się do łazienki, zostawiając pokój w takim stanie, w jakim go znalazłam. Ubrałam się, włosy ułożyłam w wysokiego koka i zeszłam na dół.
Z kuchni wzięłam jabłko i nie tracąc czasu postanowiłam pobiegać z godzinę lub dwie. Muszę przyznać, że dawno nie biegałam, ale czas to nadrobić.



______________________________________________________________________

Pomysł na rozdział dała mi Dajanka, tak więc można by rzecz, iż tworzyła go razem ze mną - bardzo dziękuje słońce <3 .


czytasz = komentarz



niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 2.


20 minutach i byłyśmy już pod moim domem. Po wyjściu z samochodu i zabraniu z bagażnika swoich rzeczy, dostrzegłam auto mamy, czyli już była, ale nigdzie nie widziałam auta Louisa. Westchnęłam ciężko. Przez chwile stałam przy drzwiach trzymając rękę na klamce. Z pewnym zawahaniem pociągnęłam za klamkę i weszłyśmy. Zostawiłyśmy zakupy w przedpokoju i udałyśmy się do kuchni, gdzie z daleka dostrzegłam moją rodzicielkę siedzącą na krześle. Collins złapała mnie za rękę, na co uścisnęłam ją lekko. Wchodząc do kuchni od razu zajęłam miejsce na przeciwko niej. Przez moment uważnie mi się przyglądała.
- Jak po zakupach? - spytała uśmiechając się lekko.
- Chciałaś porozmawiać. Przypuszczam, że wcale nie chodzi Ci o mój wypad na zakupy, tak więc? - cholera, z jednej strony chciałam natychmiast wiedzieć o co chodzi. A z drugiej strony chyba wolałam jednak jak omijała powód dla którego, chciałabym wcześniej się zjawiła w domu. Cały czas czułam na sobie czyjeś spojrzenia, ale szybko zlekceważyłam je.
Ona dalej milczała. Jedyne co się u niej zmieniło, to jej wzrok, który przeniosła na swój kubek z kawą. Bacznie ją obserwowałam, po czym zadałam kolejne pytanie, na które obawiałam się odpowiedzi.
- Coś się stało tacie? - momentalnie podniosła swój wzrok na mnie.
- Co? Nie, nie. Tata ma się dobrze. - upiła łyk kawy. - Wraca za kilka dni.
Odetchnęłam z ulgą i ucieszyłam się w duchu. Tata może i był trochę surowy i konsekwentny w stosunku do niektórych spraw, ale mimo wszystko był taki, jaki powinien być tata dla swoich dzieci. Nie wyobrażam sobie, by coś mu się stało. On jest mi bliższy niż matka. Za to u Louisa jest na odwrót, to on zawsze był i jest do tej pory oczkiem w głowie mamy.
- To o co chodzi? - spojrzałam w swoją prawą stronę. Dopiero teraz dostrzegłam, że prawie cała czwórka chłopaków - włącznie z moim bratem - przyglądają mi się. Tylko jeden z nich akurat, uśmiechał się, puszał oczko do Lily, a Lily nie będąc mu dłużna - ślicznie i niewinnie się usmiechala. Lou z całej czwórki patrzył na mnie jakby czegoś oczekiwał. Oprócz Louisa, nie znałam ich za dobrze. Wiedziałam tylko, że są przyjaciółmi mojego brata i , że jest ich piątka. Czyli jednego brakuje. Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam. I odwróciłam wzrok na moją rodzicielkę.
- Pamiętasz jak rozmawiałyśmy ostatnio na temat Twojego brata? - Louis słysząc to lekko drgnął, ale w  dalszym ciągu, jeszcze z większą uwagą nam się przypatrywał. - Wspominałam Ci, że za niedługo przyjedzie, bo postanowili już wrócić.  - no tak, rok go nie było. Przyzwyczaiłam się, że go nie ma, oraz do tej wspaniałej ciszy, braku nieustających kłótni, których czasami mimo wszystko mi brakowało... Dużo by wymieniać. - W każdym razie znów będzie tu mieszkał.... Ale nie tylko on. - spojrzałam na mamę znacząco.
- Słucham? - nagle się ożywiłam, powoli zaczynając nie wierzyć w to co słyszałam.
- Cała piątka będzie mieszkać z nami przez jakiś czas. Lepiej się poznacie i w ogóle. - wstała i zaniosła kubek do umywali. - Nie chciałam Ci mówić o tym przez telefon, dlatego chciałam, byś przyjechała. - kończąc swą wypowiedź, wyszła z kuchni, zostawiając całą naszą szóstkę samych.
Mój wzrok nadal był utkwiony w stół, który momentalnie zaczął być ciekawy. Nie chciałam go podnosić, bo napotkałabym wygrany wzrok Louisa. A to mi do życia nie jest potrzebne. Po upływie kilku minut, bez żadnego słowa wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku schodów, zabierając po drodze swoje zakupy. Wchodząc po schodach stanęłam na przeciwko pokoju Louisa.
Ciekawe jak to teraz będzie.... I czy wytrzymam pod jednym dachem z piątką chłopaków..
Odwróciłam się na pięcie, weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Fajnie. Przyjeżdża po prawie roku, oświadcza, że będzie z powrotem tu mieszkał. Jeszcze na domiar tego, z czwórką przyjaciół. Zajebiście. Z jednej strony bardzo się cieszę, że przyjechał bo w końcu - to mój brat i trochę się za nim stęskniłam. Jakby nie było to zawsze mogłam na niego liczyć, bez względu na to, że sobie dość często dokuczaliśmy, biliśmy się, ale w gruncie rzeczy, gdy przyszło co do czego, to mogliśmy skoczyć za sobą do piekła. A z drugiej strony zacznie się porównywanie, mnie do pana najwspanialszego, narzekanie czemu to ja nie jestem i chociaż nie próbuje być jak on.. i nie tylko. Innymi słowy będzie ciekawie.
- Zawsze mogło być gorzej. - usłyszałam głos kładącej się obok mnie Lily. - Pytał się co u Ciebie...
- Miło. Szkoda, że dopiero teraz se przypomniał.
- A może po prostu chce, żeby było tak jak kiedyś? Nie pomyślałaś o tym?
- Jasne. Ale po co dodatkowo ta czwórka? Wystarczy mi, że Louis tu mieszka.
- Nie jedna laska, właśnie chciałaby mieszkać pod jednym dachem z piątką przystojniaków! Albo chociaż z jednym z nich!
- Widocznie ja się do nich nie zaliczam.  - wstałam z łóżka i patrzałam przez okno. - Idziemy gdzieś się przejść?
- Na impreze to wieczorem. - powiedziała szczerząc się, pokazując swoje białe ząbki.
Przez ponad godzinę wygłupiałyśmy się, rozmawiałyśmy na różne tematy, gdy nagle zadzwonił jej telefon i zaczęła rozmowe. Po chwili skończywszy ją, powiedziała.
- Muszę się już zbierać, to do wieczora. - posłała mi ciepłe spojrzenie, cmoknęła mnie w policzek, po czym wyszła, zostawiając mnie samą z milionem myśl w głowie.

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 1.

Od kilku godzin chodziłyśmy z Lily po sklepach, rozmawiając, śmiejąc się, wygłupiając się oraz kupując różne ciuchy, w tym jakieś sukienki na dzisiejszą impreze. no a także dodatki do nich.
Po udanych zakupach, poszłyśmy na obiad do restauracji, która była tuż za zakrętem od centra handlowego. Wchodząc do restauracji Lily od razu pociągnęła mnie za rękę, w kierunku wolnego stolika, który znajadował się przy oknie. Mimowolnie uśmiechnęłam się do przyjaciółki i usiadłyśmy.
- Ale jesteś pewna, że możesz iść dziś? Bo przed ostatnia inaczej miała się skończyć. W każdym razie bardzo ciekawie wyszło. - mówiąc to Lily podniosła swój wzrok z menu na mnie, oczekując na moją reakcje.
Miała tu trochę racji, ostatnia oficjalna impreza trochę nie wyszła, ale była strasznie ciekawa.
- Tak, mogę. - wzięłam łyk wody - Bo w końcu, czemu miałabym nie móc i nie iść? - puściłam jej oczko. Lily zaśmiała się, patrzyła z pewnym przekonaniem na mnie, zrozumiałam o co jej chodziło.

* prawie rok temu *

Wychodząc na impreze było koło 20 - nikogo w domu nie było. Mama zostawiła mi kartkę, że miała w tym tygodniu na drugą zmiane w pracy, tata był dalej w delegacji, a brat z chłopakami w trasie, z której mieli dopiero wrócić za kilka dni. Wszystko i wszyscy szli mi na rękę. Wiedząc jak sprawy wyglądały ucieszyłam się, bo tym razem nie musiałam się niczym przejmować, no jedynie tym, żebym jakoś wróciła do domu. Biorąc jedynie to co mi było potrzebne na ten wieczór, wyszłam zamykając dom. Obracając się dostrzegłam Lily opierającą się o taksówkę. Przywitałyśmy się i pojechałyśmy pod klub. Z wejściem problemów nie było, ochroniarze nas już znali więc wszystko grało. Z Lily się rozdzieliłyśmy i zaczęłyśmy się bawić. Sporo popiłyśmy, ale jakoś nie było tego widać. Poznałam wtedy przystojnego i seksownego bruneta, sporo ze sobą tańczyliśmy, razem piliśmy po kilka kolejek kamikadze. W tym czasie zdążyliśmy wymienić się numerami telefonów i poznać się bliżej, może nawet za bardzo, ale nikt nie zawracał na to uwagi.
Nim się obejrzałam, była już 1 nad ranem. Lily ponagliła mnie, że wypadałoby się już zjawić w domu, mimo iż był pusty z powodu braku domowników. Niechętnie wyszłam z klubu, żegnając się z brunetem. Wysiadłam z taksówki, żegnając się z przyjaciółką. Po chwili Lily jechała dalej. Stojąc przed domem, zaczęłam się zastanawiać, czy warto już kończyć ten cudowny wieczór wracając do domu czy może jeszcze się troche zabawić... Z przyjemnością wybrałam tą drugą opcje, po czym prawie jak na zawołanie zadzwonił chłopak z imprezy. Zapytał, czy może nie mam ochoty  jeszcze gdzieś iść, na przykład do klubu z bardzo dobrym alkoholem, na małe wyzwanie alkoholowe. Długo zastanawiać się nie musiałam, bo kochałam wyzwania - szczególnie takie. Oczywiście moja odpowiedź brzmiała tak, po czym czekałam na bruneta, który powiedział, że za moment będzie. I nie mylił się, po chwili wyszedł z czarnej taksówki, pocałował mnie w policzek i otwarł mi drzwi. Pojechaliśmy pod jeszcze inny klub, szczerze mówiąc, wcale mi to nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Wyzwanie polegało na tym, że mieliśmy kosztować po 5 rodzajów wódki po 3 kolejki. Kto wysiądzie w pierwszej - przegrał i musiał wykonać zadanie wymyślone przez wygranych. Kto pił i dotrwał do 3 kolejki- wygrał. Brzmi prosto, ale trudniej dla tych, którzy mieli słabą głowę. Lecz zdążyłam przyuważyć, że Austin nie miał słabej głowy, z resztą tak jak chłopak, który siedział obok mnie i można by powiedzieć, że uczestniczył w tym wyzwaniu. Oprócz naszej trójki dołączyło się dwóch innych facetów, na oko mieli może po 21 lat? Nie pytałam. Pewnie dołączyli się tylko dlatego, bo byłam jedyną dziewczyną w wyzwaniu. Ciekawie prawda?
Po godzinie z Austinem wygraliśmy. Trzeba było przyznać, iż wódka była bardzo mocna, co też zdziwiło mnie, że to właśnie nie ja przegrałam - tylko jakiś dwóch typków. Z chłopakami wymyśliliśmy, że mieli się rozebrać i tak jak ich Pan Bóg stworzył - wybiec na ulice. Chcąc, nie chcąc musieli przyjąć ten zakład. Gdy już się rozebrali i wyszli na ulice zaczęli tańczyć Gangnam style. Jak widać, alkohol służył niektórym ludziom. Jednak nie było mi dane zobaczyć całego występu, ponieważ Austin mocno przytulił mnie do siebie po czym, składając na moich ustach delikatny pocałunek, który zrodził się w coś nie powtarzalnego. Brunet nie zwlekając,  zamówił taksówkę, która po niedługim czasie przybyła.
Wysiadając z taksówki, nie przestaliśmy się całować, wręcz przeciwnie. Całował mnie z taką namiętnością, której nie potrafie opisać. Pocałunki jakimi mnie obdarzał, były z pewną delikatnością, a zarazem stanowczością. W pewnym momencie, kiedy taksówka już odjechała, złapał swoimi dłońmi moje uda. Skrzyżowałam nogi wokół jego torsu, a ręce przeplotłam przez jego kark, bawiąc się przy tym jego włosami. Wchodząc po schodkach do domu, zaczął jedną ręką szukać w mojej kopertówce kluczy, a drugą nadal mnie trzymał. Po kilku minutach znalazł i otworzył drzwi, a ja następnie zamknęłam je nogą. Przywarł  mnie swoim torsem i muskał moją szyje. Po moim ciele rozszedł się miły dreszcz, który po chwili zniknął. Mimowolnie zagościł uśmiech na mojej twarzy.
Nagle usłyszałam chrząknięcie, po czym jak na zawołanie oderwałam się od chłopaka i stanęłam do niego tyłem, a prawie twarzą w twarz do brata. Austin, który równie jak ja był zdziwiony zaistniałą sytuacją, szepnął mi na ucho " Przepraszam Cie.” I dalej stał patrząc na Louisa.
Louis się nam bacznie przyglądał, po czym w końcu zapytał.
- Kto to jest? 
Stałam jak wryta. Co miałam mu powiedzieć? To jest Austin, seksowny brunet o hipnotyzujących oczach. Znamy się od kilku godzin, ale coś między nami zaiskrzyło. Tak, zapewne kierowaliśmy się na górę, do mojej sypialni. Owszem, mogłam mu to powiedzieć, bo w końcu słynę z rozmaitych wymówek, chamskości, ciętego języka, ale nie wiem czy bym chciała widzieć jak zareaguje lub co se pomyśli.
- Odprowadzał mnie do domu. Bał się, że coś może mi się stać po drodze.- jedynie co mi nagle przyszło do głowy. Już przeszła mi na wszystko ochota, chciałam się już położyć, bo zaczynała mnie boleć głowa.
- Ah. Tak to się teraz nazywa? - uśmiechnął się. - Radze Ci wyjść, jeśli nie chcesz mieć otrzaskanej mordy.
Drugi raz powtarzać nie musiał, bo Austin powoli kierował się do wyjścia. Nagle się obrócił, pocałował mnie w policzek i czym prędzej wyszedł. Wiedziałam, że podniósł tym całusem... i w ogóle całą tą zaistniałą sytuacją, ciśnienie Lou. Czułam jakby chciał coś jeszcze dodać, ale nie za bardzo się tym przejęłam, dlatego też wtargałam się jakoś na schody, a potem prosto do mojego pokoju.


*teraz*

Zjadłszy obiad wyszłyśmy z restauracji i powoli kierowałyśmy się już na parking, pod centrum handlowe, gdzie Lily zaparkowała samochód. Wyciągnęłam z torby telefon w celu sprawdzenia godziny, oprócz tego widziałam jak ktoś bez ustanku próbował się do mnie dodzwonić. Ja jednak sprawdzając to co chciałam, połączenie zlekceważyłam.
 Muzyka z telefonu faktycznie leciała spory kawał czasu, ale obiecałyśmy sobie z Collins, że będąc  na zakupach nie będziemy odbierać telefonów – no chyba, że jakaś sytuacja awaryjna pt. rodzice.
- Nie odbierzesz? - zapytała Lily po czym wzięła łyk kawy i zatrzymała się.
- Nie. - przez cały czas patrzałyśmy na wyświetlacz telefonu.

Louis

- Może to ważne. - nalegała uparcie. Ona zawsze była przeciwna moim kłótniom z bratem czy z czymkolwiek związanym z jego osobą.
- Czekaj. - po chwili urządzenie umilkło, a ja uśmiechnęłam się. - Równe 50 razy. - mówiąc to, nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać bez opamiętania.
Długo ta zabawna chwila nie potrwała, bo nagle na wyświetlaczu pojawił się ktoś inny.  Momentalnie spoważniałam.

Mama

- Cholera. - przy tym kontakcie nie miałam żadnych zawahań przy odebraniu. - Halo? - czułam, że zaraz mi się oberwie, ale jakoś się tym specjalnie nie przejęłam.
- Zara? Gdzie jesteś? - jej głos był normalny - spokojny i łagodny.
- Na zakupach. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą patrząc cały czas na Lily.
- Możesz wrócić do domu? Musimy porozmawiać. - zaczęłam obawiać się jej ostatniego zdania. Nigdy nie wróżyło ono dobrze.
- Teraz? Nie jestem sama.
- Z kim jesteś?
- Z Lily. - bez zawahania odpowiedziałam, aczkolwiek zaczęła mnie ta rozmowa przerażać. Stało się coś do cholery?
W słuchawce zabrzmiała cisza.
- To przyjedź z nią. - powiedziała po chwili. - Ktoś chce z Tobą rozmawiać.
Długo mi nie zajęło zorientowanie się, że chodziło tu o Louisa, dlatego czym prędzej rozłączyłam się i włożyłam telefon do torebki.
- Jedziemy do mnie. - zakomunikowałam, kiedy wsiadałyśmy do samochodu.

Przez cały czas radio było puszczone na fula, a my śpiewałyśmy sobie trochę. Po piosence Icona Pop - I Love It , był moment przerwy. Nagle zaczęła lecieć piosenka What  Makes You Beautiful od One Direction. Natychmiastowo przełączyłam na inną stacje, po czym w aucie rozległa się piosenka Impossible od Jamesa Arthura . I ona została, tak jak inne, które leciały później.


_________________________________

Rozdział wydaje mi się, że nie jest najgorszy - ale ostateczną opinie pozostawiam Wam :* .
Zaraz w zakładce, pojawi się rozkład - jak i kiedy - będą dodawane nowe rozdziały.
Jak na razie to tyle, dobranoc.

~ Kowalska.