czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 4

* 3 godziny później *

 Wchodząc powoli okazało się, że dom był otwarty. Poczułam wielką ulgę bo inaczej musiałabym włazić przez okno albo czekać aż któryś pacan mi otworzy. Uchyliłam delikatnie drzwi i weszłam zamykając je. Doszły mnie głośne krzyki chłopaków, którzy siedzieli w salonie i byli pochłonięci graniem w Fifę. Przewróciłam tylko oczami i bez żadnego słowa udałam się na górę. Nie zważając na tragiczny stan mojego pokoju, od razu poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie przepocone ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam kurek z nadzieją, że nie zaleje mnie lodowata woda. Na moje szczęście nie była zbyt zimna. Umyłam ciało ananasowym żelem, natomiast włosy jabłkowym szamponem. Całość dokładnie spłukałam, po czym owinęłam ciało w ręcznik, ponieważ mądra ja, dopiero teraz skapnęłam się, że nie wzięłam ze sobą ciuchów. Zrezygnowana wyszłam z ciepłego do zimnego pomieszczenia, powodując od razu na mojej skórze gęsia skórka. Już miałam otwierać szafę, gdy spostrzegłam różową kartkę, położoną na pościelonym łóżku. Ogółem cały pokój był czysty! Zdziwił mnie ten widok, ale podeszłam do łóżka i wzięłam w dłoń kartkę.

Dziękuje księżniczko za wspaniały wieczór.
Licze na powtórkę!
P.S - Słodko wyglądałaś jak spałaś.
                               Harry <3

Czułam jak się rumienie. Hm.. czyli to on musiał posprzątać ten cały bajzel. Jednak są na tym świecie mili ludzie. Odłożyłam kartkę na biurko i wyciągnęłam z szafy przypadkowy zestaw. W pokoju rozszedł się dźwięk telefonu, rzuciłam wybrane ciuchy na łóżko i spokojnie odebrałam telefon na głośnomówiący.
- Halo?
- Jak tam Tomlinson? - usłyszałam bardzo dobrze mi znany głos Austina.
- Kolorowo. - zaśmiałam się, po chwili ubierałam już poszczególne części garderoby.
- Co ćpałaś?
- Tylko jabłko po drodze. To źle?
- Yhm. - zaśmiał się. - Słyszałem, że już przyjechał..
- Dobrze słyszałeś. - rzuciłam obojętnie rozczesując wilgotne włosy.
- Jak sobie radzisz?
- Nie gadamy ze sobą jakoś specjalnie. Ale w końcu nie możemy się unikać. - przerwałam. - Mogę wiedzieć po czo dzwonisz?
- Mam pewien problem... Ale się nie śmiej! No i musisz mi pomóc! - wiedziałam od początku, że coś chce.
- W czym? - spryskałam się słodkimi perfumami i rzuciłam się na łóżko.
- Masz może czas wieczorem? Bo nie chce przez telefon o tym gadać. - po jego głosie można było wywnioskować, iż biedaczek się speszył.
- Jasne, że mam czas debilu.. No i Ci pomogę.. Haha.
- Nienawidzę Cie! - krzyknął udając obrażonego. - Zadzwonie jeszcze.
- Ojejku co ja teraz pocznę? - zaczęłam udawać przerażoną.
- Potnij się telefonem, bo skacząc z krawężnika zabijesz się. - usłyszałam cichy śmiech.
- Dobrze mamo. - rozłączyłam się.Gotowa zeszłam po schodach w kierunku kuchni. Z salonu nadal było słychać krzyki chłopaków, Louis łaskotał Harrego nie znając litości z czego brunet śmiał się bez opamiętania. W kuchni oczywiście zastałam wielką rozróbę. Rozsypane płatki na stole, pełno talerzy i szklanek w umywalce, lodówka pusta. Boże..
- Dzięki za bajzel! - krzyknęłam na tyle głośno by usłyszeli, ale nie skomentowali tego. Z szafki wyciągnęłam swoje musli do których na szczęście się nie dobrali i zaczęłam je sobie jeść. Wiedziałam, że tak czy tak trzeba będzie to wszystko posprzątać, więc zabrałam się do pracy. Po chyba piętnastu minutach, kuchnia wyglądała tak, jak przed tornadem o nazwie One Direction. Westchnęłam głośno, wygodnie rozsiadłam się na krześle i zaczęłam jeść mieszankę płatek na sucho. Może wypadałoby iść teraz na zakupy? Bo w sumie.. dziś jest sobota.. mama wróci dopiero koło 21. Jeżeli ja nie zrobię obiadku, a po drodze zakupów - to nikt tego nie zrobi, bo po co? No i muszę jeszcze ogarnąć naukę... Ehh. - pomyślałam. Schowałam musli do szafki, torbę założyłam na ramię i wyszłam do sklepu. Stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi.  Nie minęło kilka minut a ja już byłam w sklepie. Sięgnęłam po koszyk i zaczęłam od warzyw i owoców. Gdy miałam już iść do innego stoiska, zobaczyłam opakowania z marchewkami. Bez wahania wrzuciłam do koszyka kilka opakowań. Wyobraziłam sobie na maksa szczęśliwego Lou, tulącego do siebie pomarańczowe warzywka. Zaśmiałam się i wyszłam z tego działu, przechodząc do działu z nabiałem, a potem z alkoholem. Wzięłam zgrzewkę piwa i udałam się na słodycze. Żelki, czekolady i inne słodkości również powędrowały do koszyka, który był już nieźle wypełniony, a ja spokojnie udałam się do kasy. Po skończonych zakupach z trudem doszłam do domu, ale doszłam. Sytuacja w domu nadal się nie zmieniła. Śmiech, gry, żarcie. Rozpakowałam rzeczy i powoli weszłam po schodkach. Gdy już miałam wchodzić do pokoju poczułam, jak ktoś obraca mnie za ramię w swoją stronę. Tym kimś był Louis.
- Spałaś z Harrym?! - wydarł się na mnie jakbym zjadła jego ostatnią marcheweczkę.
- Co proszę?! - prawie wykrzyczałam mu to prosto w oczy, zastanawiając się czy dobrze zrozumiałam.
- Powtórzę, SPAŁAŚ Z HARRYM? - powiedział trochę spokojniej, ale mocno zaakcentował ostatnie słowa.
- Nie. - powoli zaczęłam się uspokajać, ale nadal się we mnie gotowało. Jak on może mnie o takie coś podejrzewać? Ja mu kupuje marchewki a on z takim czymś? Wypraszam to sobie.
Staliśmy przez moment bez słowa, po czym Lou nagle mnie do siebie przytulił.
- A to za co? Dzień dobroci dla zwierząt? - zaśmiałam się, wtulając się w niego.
- Przepraszam, ale.. Jesteś moją siostrą i po prostu.. martwię się o Ciebie. No i .. Stęskniłem się za Tobą. - wyszeptał nie wypuszczając mnie nawet na chwile ze swoich objęć.
Trwaliśmy przez jeszcze chwilę w ciszy, dopóki nie usłyszałam za dobrze znanego mi głosu. Od razu się oderwaliśmy.
- No nareszcie zachowujecie się jak prawdziwe rodzeństwo! - usłyszałam radosny głos Collins. - A teraz to my musimy sobie coś wyjaśnić! - oznajmiła groźnie i pociągnęła mnie gwałtownie do pokoju, a drzwi lekko przymknęła. W drzwiach ujrzałam jeszcze na chwilę głowę Louisa.
- Tylko nie zabijaj mi siostry. - zaśmialiśmy się razem, a Collins rzuciła poduszką w jego kierunku. Drzwi automatycznie się zamknęły, a ja usiadłam sobie po turecku na łóżku, Lily tak samo uczyniła.
- Masz mi może coś do powiedzenia? - spytała oczekująco.
- Śliczna jesteś słonko. - uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam.
- Co nie zmnienia faktu, że bez wyjaśnienia zostawiłaś mnie samą w klubie! Myślisz, że mnie się tak łatwo pozbywa? Znamy się bardzo  długo, i powinnaś wiedzieć, że masz już mnie na calutkie życie. Powtarzam, CALUTKIE. No i tylko mi nie mów, że mnie zdradziłaś! - przerwała na moment. - Ale Cię wysłucham. Tak więc? Co się stało? - spojrzałam na jej brązowe oczy, były ona pełne troski i obawy o najgorsze. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, czułam jak po moim policzku leciała pojedyńcza łza. Jak na zawołanie, poleciały za nią pozostałe. Przyjaciółka mocno mnie przytuliła.
- Widzia.. Widziałam.. Leo.. -  wydukałam szlochajac.
- Cholera. - rzuciła po cichu. - Rozmawiaś z nim? Widział Cię?
- Nie. Wyszłam jak najszybciej...
- No to zmieniamy klub.. Nie chce, żebyś cierpiała widząc tego dupka  tam! Nawet jakbym miała znaleźć klub na końcu miasta, to znajdę..
- Dziękuje Ci. Za wszystko. - wtuliłam się mocniej.
- Ale mi już nie płacz, bo ja zaraz zacznę i będzie gorzej. - urwała. - Wiesz co? Byłam święcie przekonana, że mnie zdradziłaś! - udała obrażona.
- Ciebie? Gdzież bym śmiała!
Wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem i przez spory okres czasu wygłupiałyśmy się rozmawiając przy tym. Nie wiem jak ona to robi, ale kocham spędzać z nią czas.. I zawsze tracę przy niej tempo czasu. Najprawdopodobniej po godzine, zapanowała cisza.
- Idziemy do nich? - spytała na pół szeptem.
- Po co?
Collins się słodko zarumieniła i zmierzyła mnie wzrokiem. Wiedziałam o co chodziło. Postanowiłam, że nie będę jej na razie torturować, niech sobie dziewczyna odpocznię.
- No dobra, chodź. - wstałam z łóżka i pociągnęłam ją za sobą w kierunku schodów.
Będąc na dole zobaczyłam, że czwórka siedzi na kanapie, a Louis stoi czytając streszczenia jakiś filmów na DVD. Przyszłyśmy na czas, a nawet nie planowałyśmy tego. Żaden z nich nas nie zauważył, więc Lily postanowiła przestraszyć Nialla, a ja sobie opuściłam. Oczywiście udało się jej to, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
Wzrokiem zaczęłam szukać wolnego miejsca, aż nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek, w skutek czego wylądowałam na kolanach Harrego. Momentalnie zagościł uśmiech na jego twarzy, jak i na mojej. Chciałam wstać i zająć miejsce obok, ale chłopak oplótł swoje ręce wokoło mojej talii, nie pozwalając mi przy tym wstać.
- Boje się sam oglądać. Będziesz moim misiem? - cichutko szepnął do mojego ucha, na co zaśmiałam się równie cicho i pokiwałam głową twierdząco.
Lily chciała usiąść na moich kolanach, lecz gdy to zrobiła zrzuciłam dziewczynę, a Horan wykorzystując sytuację, złapał ją i posadził na swoich kolanach. Całej sytuacji z rozbawieniem przyglądali się pozostali, oprócz Zayna. Jego spojrzenie na blondyna było niemal zabójcze.
- Jaki film oglądamy?  - spytałam z ciekawości.
- Szybcy i wściekli 6 lub Martwe zło.. - zaczął Liam.
- Martwe zło! - wydarł się Niall.
- W sumie, to oglądałem Szybcy i wściekli.... No to raczej Martwe zło. - oznajmił Lou.
- Wy chcecie byśmy ze strachu umarły? - spojrzałam po wszystkich. Mój przerażony wzrok utkwił na Harrym w poszukiwaniu pomocy. On jedynie bezradnie wzruszył ramionami i uśmiechnął się złowrogo. To była zmowa! Wredne człowieki. Postanowiłam dać se spokój, gdyż i tak nic bym nie wskórała Louis wybrał odpowiednią płytę i włączył film. Oczywiście w strasznych momentach zasłaniałam twarz ręką, a Harry tulił mnie mocniej do siebie. Zayn prawie cały czas komentował coś w stylu ' Boże jaka morda! '.  Louis i Liam oglądali uważnie, a Niall... Co było dziwne, wpatrywał się w przyjaciółkę jak w obrazek.
I tak jakoś minął mam cały film. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, Zayn z Liamem udali się do kuchni, Niall łaskotał Lily a ta śmiała się na cały głos. Harry nadal był we mnie wtulony i cały czas szeptał mi niezrozumiałe słówka. Za to Louis dziwnie się nam przyglądał. Jego wyraz twarzy nic nie wyrażał, lecz po chwili ożywił się i nagle powiedział.
- Hazza kochanie, dawno nie gadaliśmy. Chodź na spacer. - pociągnął zielonookiego za ucho, ten zaś zaśmiał się i grzecznie podążył za nim, po chwili wyszli z domu a ja rozłożyłam się na kanapie i po kolei przełączałam kanały.

* Oczami Louisa *

Odeszliśmy od domu jakiś kawałek drogi, nie wytrzymałem i zacząłem się wydzierać.
- Co Ty odwalasz?! Stary! Obserwuje Cię all day all night! - jego wzrok był spuszczony na ziemię. - Wiem jak odchodzisz się z kobietami. Przymykam na to oko, no ale do cholery! Harry! Jestem nawet wyrozumiały. Sam dobrze wiesz. Ale to jest moja siostra! - urwałem, a on lekko spojrzał na mnie. - Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić.. Nie jej. - dodałem na pół szeptem.
- Z nią jest inaczej... - zaczął.
- Boże, który to raz już słyszę?
- Wiem, że to Twoja siostra, ale..  Ona jest inna. Śliczna, miła, radosna. Strasznie lubie gdy na jej twarzy pojawia się uśmiech.. Co ja na to poradzę, że się w niej..... - przerwał, jakby nie wiedział, czy kończąc tą odpowiedź jeszcze przeżyje. - Zakochałem. - dokończył po cichu.
Westchnąłem głośno i spojrzałem na niego.
- Spróbuj ją jakkolwiek zranić, to obiecuje Stylesa, że Cię wykastruje.
Spojrzał na mnie oczekującym wzrokiem.
- To.. Czyli mam Twoje zgode?
- Eh.. Tak, masz moje błogosławieństwo, ale pamiętaj o karze! - powiedziałem mając nadzieję, że tym razem obydwoje się ustatkują i siebie nie zranią.
Uśmiechnął się słodko i poszliśmy się przejść.


czytasz = komentuj 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz