środa, 13 listopada 2013

Rozdział 1.

Od kilku godzin chodziłyśmy z Lily po sklepach, rozmawiając, śmiejąc się, wygłupiając się oraz kupując różne ciuchy, w tym jakieś sukienki na dzisiejszą impreze. no a także dodatki do nich.
Po udanych zakupach, poszłyśmy na obiad do restauracji, która była tuż za zakrętem od centra handlowego. Wchodząc do restauracji Lily od razu pociągnęła mnie za rękę, w kierunku wolnego stolika, który znajadował się przy oknie. Mimowolnie uśmiechnęłam się do przyjaciółki i usiadłyśmy.
- Ale jesteś pewna, że możesz iść dziś? Bo przed ostatnia inaczej miała się skończyć. W każdym razie bardzo ciekawie wyszło. - mówiąc to Lily podniosła swój wzrok z menu na mnie, oczekując na moją reakcje.
Miała tu trochę racji, ostatnia oficjalna impreza trochę nie wyszła, ale była strasznie ciekawa.
- Tak, mogę. - wzięłam łyk wody - Bo w końcu, czemu miałabym nie móc i nie iść? - puściłam jej oczko. Lily zaśmiała się, patrzyła z pewnym przekonaniem na mnie, zrozumiałam o co jej chodziło.

* prawie rok temu *

Wychodząc na impreze było koło 20 - nikogo w domu nie było. Mama zostawiła mi kartkę, że miała w tym tygodniu na drugą zmiane w pracy, tata był dalej w delegacji, a brat z chłopakami w trasie, z której mieli dopiero wrócić za kilka dni. Wszystko i wszyscy szli mi na rękę. Wiedząc jak sprawy wyglądały ucieszyłam się, bo tym razem nie musiałam się niczym przejmować, no jedynie tym, żebym jakoś wróciła do domu. Biorąc jedynie to co mi było potrzebne na ten wieczór, wyszłam zamykając dom. Obracając się dostrzegłam Lily opierającą się o taksówkę. Przywitałyśmy się i pojechałyśmy pod klub. Z wejściem problemów nie było, ochroniarze nas już znali więc wszystko grało. Z Lily się rozdzieliłyśmy i zaczęłyśmy się bawić. Sporo popiłyśmy, ale jakoś nie było tego widać. Poznałam wtedy przystojnego i seksownego bruneta, sporo ze sobą tańczyliśmy, razem piliśmy po kilka kolejek kamikadze. W tym czasie zdążyliśmy wymienić się numerami telefonów i poznać się bliżej, może nawet za bardzo, ale nikt nie zawracał na to uwagi.
Nim się obejrzałam, była już 1 nad ranem. Lily ponagliła mnie, że wypadałoby się już zjawić w domu, mimo iż był pusty z powodu braku domowników. Niechętnie wyszłam z klubu, żegnając się z brunetem. Wysiadłam z taksówki, żegnając się z przyjaciółką. Po chwili Lily jechała dalej. Stojąc przed domem, zaczęłam się zastanawiać, czy warto już kończyć ten cudowny wieczór wracając do domu czy może jeszcze się troche zabawić... Z przyjemnością wybrałam tą drugą opcje, po czym prawie jak na zawołanie zadzwonił chłopak z imprezy. Zapytał, czy może nie mam ochoty  jeszcze gdzieś iść, na przykład do klubu z bardzo dobrym alkoholem, na małe wyzwanie alkoholowe. Długo zastanawiać się nie musiałam, bo kochałam wyzwania - szczególnie takie. Oczywiście moja odpowiedź brzmiała tak, po czym czekałam na bruneta, który powiedział, że za moment będzie. I nie mylił się, po chwili wyszedł z czarnej taksówki, pocałował mnie w policzek i otwarł mi drzwi. Pojechaliśmy pod jeszcze inny klub, szczerze mówiąc, wcale mi to nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Wyzwanie polegało na tym, że mieliśmy kosztować po 5 rodzajów wódki po 3 kolejki. Kto wysiądzie w pierwszej - przegrał i musiał wykonać zadanie wymyślone przez wygranych. Kto pił i dotrwał do 3 kolejki- wygrał. Brzmi prosto, ale trudniej dla tych, którzy mieli słabą głowę. Lecz zdążyłam przyuważyć, że Austin nie miał słabej głowy, z resztą tak jak chłopak, który siedział obok mnie i można by powiedzieć, że uczestniczył w tym wyzwaniu. Oprócz naszej trójki dołączyło się dwóch innych facetów, na oko mieli może po 21 lat? Nie pytałam. Pewnie dołączyli się tylko dlatego, bo byłam jedyną dziewczyną w wyzwaniu. Ciekawie prawda?
Po godzinie z Austinem wygraliśmy. Trzeba było przyznać, iż wódka była bardzo mocna, co też zdziwiło mnie, że to właśnie nie ja przegrałam - tylko jakiś dwóch typków. Z chłopakami wymyśliliśmy, że mieli się rozebrać i tak jak ich Pan Bóg stworzył - wybiec na ulice. Chcąc, nie chcąc musieli przyjąć ten zakład. Gdy już się rozebrali i wyszli na ulice zaczęli tańczyć Gangnam style. Jak widać, alkohol służył niektórym ludziom. Jednak nie było mi dane zobaczyć całego występu, ponieważ Austin mocno przytulił mnie do siebie po czym, składając na moich ustach delikatny pocałunek, który zrodził się w coś nie powtarzalnego. Brunet nie zwlekając,  zamówił taksówkę, która po niedługim czasie przybyła.
Wysiadając z taksówki, nie przestaliśmy się całować, wręcz przeciwnie. Całował mnie z taką namiętnością, której nie potrafie opisać. Pocałunki jakimi mnie obdarzał, były z pewną delikatnością, a zarazem stanowczością. W pewnym momencie, kiedy taksówka już odjechała, złapał swoimi dłońmi moje uda. Skrzyżowałam nogi wokół jego torsu, a ręce przeplotłam przez jego kark, bawiąc się przy tym jego włosami. Wchodząc po schodkach do domu, zaczął jedną ręką szukać w mojej kopertówce kluczy, a drugą nadal mnie trzymał. Po kilku minutach znalazł i otworzył drzwi, a ja następnie zamknęłam je nogą. Przywarł  mnie swoim torsem i muskał moją szyje. Po moim ciele rozszedł się miły dreszcz, który po chwili zniknął. Mimowolnie zagościł uśmiech na mojej twarzy.
Nagle usłyszałam chrząknięcie, po czym jak na zawołanie oderwałam się od chłopaka i stanęłam do niego tyłem, a prawie twarzą w twarz do brata. Austin, który równie jak ja był zdziwiony zaistniałą sytuacją, szepnął mi na ucho " Przepraszam Cie.” I dalej stał patrząc na Louisa.
Louis się nam bacznie przyglądał, po czym w końcu zapytał.
- Kto to jest? 
Stałam jak wryta. Co miałam mu powiedzieć? To jest Austin, seksowny brunet o hipnotyzujących oczach. Znamy się od kilku godzin, ale coś między nami zaiskrzyło. Tak, zapewne kierowaliśmy się na górę, do mojej sypialni. Owszem, mogłam mu to powiedzieć, bo w końcu słynę z rozmaitych wymówek, chamskości, ciętego języka, ale nie wiem czy bym chciała widzieć jak zareaguje lub co se pomyśli.
- Odprowadzał mnie do domu. Bał się, że coś może mi się stać po drodze.- jedynie co mi nagle przyszło do głowy. Już przeszła mi na wszystko ochota, chciałam się już położyć, bo zaczynała mnie boleć głowa.
- Ah. Tak to się teraz nazywa? - uśmiechnął się. - Radze Ci wyjść, jeśli nie chcesz mieć otrzaskanej mordy.
Drugi raz powtarzać nie musiał, bo Austin powoli kierował się do wyjścia. Nagle się obrócił, pocałował mnie w policzek i czym prędzej wyszedł. Wiedziałam, że podniósł tym całusem... i w ogóle całą tą zaistniałą sytuacją, ciśnienie Lou. Czułam jakby chciał coś jeszcze dodać, ale nie za bardzo się tym przejęłam, dlatego też wtargałam się jakoś na schody, a potem prosto do mojego pokoju.


*teraz*

Zjadłszy obiad wyszłyśmy z restauracji i powoli kierowałyśmy się już na parking, pod centrum handlowe, gdzie Lily zaparkowała samochód. Wyciągnęłam z torby telefon w celu sprawdzenia godziny, oprócz tego widziałam jak ktoś bez ustanku próbował się do mnie dodzwonić. Ja jednak sprawdzając to co chciałam, połączenie zlekceważyłam.
 Muzyka z telefonu faktycznie leciała spory kawał czasu, ale obiecałyśmy sobie z Collins, że będąc  na zakupach nie będziemy odbierać telefonów – no chyba, że jakaś sytuacja awaryjna pt. rodzice.
- Nie odbierzesz? - zapytała Lily po czym wzięła łyk kawy i zatrzymała się.
- Nie. - przez cały czas patrzałyśmy na wyświetlacz telefonu.

Louis

- Może to ważne. - nalegała uparcie. Ona zawsze była przeciwna moim kłótniom z bratem czy z czymkolwiek związanym z jego osobą.
- Czekaj. - po chwili urządzenie umilkło, a ja uśmiechnęłam się. - Równe 50 razy. - mówiąc to, nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać bez opamiętania.
Długo ta zabawna chwila nie potrwała, bo nagle na wyświetlaczu pojawił się ktoś inny.  Momentalnie spoważniałam.

Mama

- Cholera. - przy tym kontakcie nie miałam żadnych zawahań przy odebraniu. - Halo? - czułam, że zaraz mi się oberwie, ale jakoś się tym specjalnie nie przejęłam.
- Zara? Gdzie jesteś? - jej głos był normalny - spokojny i łagodny.
- Na zakupach. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą patrząc cały czas na Lily.
- Możesz wrócić do domu? Musimy porozmawiać. - zaczęłam obawiać się jej ostatniego zdania. Nigdy nie wróżyło ono dobrze.
- Teraz? Nie jestem sama.
- Z kim jesteś?
- Z Lily. - bez zawahania odpowiedziałam, aczkolwiek zaczęła mnie ta rozmowa przerażać. Stało się coś do cholery?
W słuchawce zabrzmiała cisza.
- To przyjedź z nią. - powiedziała po chwili. - Ktoś chce z Tobą rozmawiać.
Długo mi nie zajęło zorientowanie się, że chodziło tu o Louisa, dlatego czym prędzej rozłączyłam się i włożyłam telefon do torebki.
- Jedziemy do mnie. - zakomunikowałam, kiedy wsiadałyśmy do samochodu.

Przez cały czas radio było puszczone na fula, a my śpiewałyśmy sobie trochę. Po piosence Icona Pop - I Love It , był moment przerwy. Nagle zaczęła lecieć piosenka What  Makes You Beautiful od One Direction. Natychmiastowo przełączyłam na inną stacje, po czym w aucie rozległa się piosenka Impossible od Jamesa Arthura . I ona została, tak jak inne, które leciały później.


_________________________________

Rozdział wydaje mi się, że nie jest najgorszy - ale ostateczną opinie pozostawiam Wam :* .
Zaraz w zakładce, pojawi się rozkład - jak i kiedy - będą dodawane nowe rozdziały.
Jak na razie to tyle, dobranoc.

~ Kowalska.

1 komentarz:

  1. Super. Dopiero zaczynam czytac i wciagam sie xD
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń