niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 2.


20 minutach i byłyśmy już pod moim domem. Po wyjściu z samochodu i zabraniu z bagażnika swoich rzeczy, dostrzegłam auto mamy, czyli już była, ale nigdzie nie widziałam auta Louisa. Westchnęłam ciężko. Przez chwile stałam przy drzwiach trzymając rękę na klamce. Z pewnym zawahaniem pociągnęłam za klamkę i weszłyśmy. Zostawiłyśmy zakupy w przedpokoju i udałyśmy się do kuchni, gdzie z daleka dostrzegłam moją rodzicielkę siedzącą na krześle. Collins złapała mnie za rękę, na co uścisnęłam ją lekko. Wchodząc do kuchni od razu zajęłam miejsce na przeciwko niej. Przez moment uważnie mi się przyglądała.
- Jak po zakupach? - spytała uśmiechając się lekko.
- Chciałaś porozmawiać. Przypuszczam, że wcale nie chodzi Ci o mój wypad na zakupy, tak więc? - cholera, z jednej strony chciałam natychmiast wiedzieć o co chodzi. A z drugiej strony chyba wolałam jednak jak omijała powód dla którego, chciałabym wcześniej się zjawiła w domu. Cały czas czułam na sobie czyjeś spojrzenia, ale szybko zlekceważyłam je.
Ona dalej milczała. Jedyne co się u niej zmieniło, to jej wzrok, który przeniosła na swój kubek z kawą. Bacznie ją obserwowałam, po czym zadałam kolejne pytanie, na które obawiałam się odpowiedzi.
- Coś się stało tacie? - momentalnie podniosła swój wzrok na mnie.
- Co? Nie, nie. Tata ma się dobrze. - upiła łyk kawy. - Wraca za kilka dni.
Odetchnęłam z ulgą i ucieszyłam się w duchu. Tata może i był trochę surowy i konsekwentny w stosunku do niektórych spraw, ale mimo wszystko był taki, jaki powinien być tata dla swoich dzieci. Nie wyobrażam sobie, by coś mu się stało. On jest mi bliższy niż matka. Za to u Louisa jest na odwrót, to on zawsze był i jest do tej pory oczkiem w głowie mamy.
- To o co chodzi? - spojrzałam w swoją prawą stronę. Dopiero teraz dostrzegłam, że prawie cała czwórka chłopaków - włącznie z moim bratem - przyglądają mi się. Tylko jeden z nich akurat, uśmiechał się, puszał oczko do Lily, a Lily nie będąc mu dłużna - ślicznie i niewinnie się usmiechala. Lou z całej czwórki patrzył na mnie jakby czegoś oczekiwał. Oprócz Louisa, nie znałam ich za dobrze. Wiedziałam tylko, że są przyjaciółmi mojego brata i , że jest ich piątka. Czyli jednego brakuje. Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam. I odwróciłam wzrok na moją rodzicielkę.
- Pamiętasz jak rozmawiałyśmy ostatnio na temat Twojego brata? - Louis słysząc to lekko drgnął, ale w  dalszym ciągu, jeszcze z większą uwagą nam się przypatrywał. - Wspominałam Ci, że za niedługo przyjedzie, bo postanowili już wrócić.  - no tak, rok go nie było. Przyzwyczaiłam się, że go nie ma, oraz do tej wspaniałej ciszy, braku nieustających kłótni, których czasami mimo wszystko mi brakowało... Dużo by wymieniać. - W każdym razie znów będzie tu mieszkał.... Ale nie tylko on. - spojrzałam na mamę znacząco.
- Słucham? - nagle się ożywiłam, powoli zaczynając nie wierzyć w to co słyszałam.
- Cała piątka będzie mieszkać z nami przez jakiś czas. Lepiej się poznacie i w ogóle. - wstała i zaniosła kubek do umywali. - Nie chciałam Ci mówić o tym przez telefon, dlatego chciałam, byś przyjechała. - kończąc swą wypowiedź, wyszła z kuchni, zostawiając całą naszą szóstkę samych.
Mój wzrok nadal był utkwiony w stół, który momentalnie zaczął być ciekawy. Nie chciałam go podnosić, bo napotkałabym wygrany wzrok Louisa. A to mi do życia nie jest potrzebne. Po upływie kilku minut, bez żadnego słowa wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku schodów, zabierając po drodze swoje zakupy. Wchodząc po schodach stanęłam na przeciwko pokoju Louisa.
Ciekawe jak to teraz będzie.... I czy wytrzymam pod jednym dachem z piątką chłopaków..
Odwróciłam się na pięcie, weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Fajnie. Przyjeżdża po prawie roku, oświadcza, że będzie z powrotem tu mieszkał. Jeszcze na domiar tego, z czwórką przyjaciół. Zajebiście. Z jednej strony bardzo się cieszę, że przyjechał bo w końcu - to mój brat i trochę się za nim stęskniłam. Jakby nie było to zawsze mogłam na niego liczyć, bez względu na to, że sobie dość często dokuczaliśmy, biliśmy się, ale w gruncie rzeczy, gdy przyszło co do czego, to mogliśmy skoczyć za sobą do piekła. A z drugiej strony zacznie się porównywanie, mnie do pana najwspanialszego, narzekanie czemu to ja nie jestem i chociaż nie próbuje być jak on.. i nie tylko. Innymi słowy będzie ciekawie.
- Zawsze mogło być gorzej. - usłyszałam głos kładącej się obok mnie Lily. - Pytał się co u Ciebie...
- Miło. Szkoda, że dopiero teraz se przypomniał.
- A może po prostu chce, żeby było tak jak kiedyś? Nie pomyślałaś o tym?
- Jasne. Ale po co dodatkowo ta czwórka? Wystarczy mi, że Louis tu mieszka.
- Nie jedna laska, właśnie chciałaby mieszkać pod jednym dachem z piątką przystojniaków! Albo chociaż z jednym z nich!
- Widocznie ja się do nich nie zaliczam.  - wstałam z łóżka i patrzałam przez okno. - Idziemy gdzieś się przejść?
- Na impreze to wieczorem. - powiedziała szczerząc się, pokazując swoje białe ząbki.
Przez ponad godzinę wygłupiałyśmy się, rozmawiałyśmy na różne tematy, gdy nagle zadzwonił jej telefon i zaczęła rozmowe. Po chwili skończywszy ją, powiedziała.
- Muszę się już zbierać, to do wieczora. - posłała mi ciepłe spojrzenie, cmoknęła mnie w policzek, po czym wyszła, zostawiając mnie samą z milionem myśl w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz